Twierdzą, że nie widzieli listonosza od dwóch miesięcy. "Pojechałem na pocztę, a tam tłum ludzi"
Od kilku miesięcy media regularnie informują o trudnej sytuacji finansowej, w jakiej znalazł się największy operator pocztowy na polskim rynku - Poczta Polska. Z informacji przekazanych przez jeden z lokalnych tygodników wynika, że kryzys odczuwalny jest w jednym ze śląskich oddziałów instytucji. Mieszkańcy Myszkowa twierdzą, że od dwóch miesięcy nie odwiedzał ich listonosz. Z kolei rzecznik spółki zajmującej się świadczeniem usług pocztowych zapewnia, że wszystko jest w porządku, listy są doręczane, a pewne niedogodności mogły być skutkiem "długotrwałej absencji chorobowej" wśród pracowników.
Jak informuje "Gazeta Myszkowska", od dwóch miesięcy do mieszkańców Myszkowa (woj. śląskie) nie przychodzi listonosz. Z ich relacji wynika, że nie tylko nie dochodzą do nich zwykłe przesyłki, ale także listy polecone, w tym m.in. pisma z ZUS, urzędów czy sądów. Co ciekawe, mieszkańcy mają również nie dostawać awizów, czyli informacji o tym, że na poczcie znajduje się przesyłka, która musi zostać odebrana przez nich osobiście.
Poczta Polska jest największym operatorem pocztowym w Polsce. Zatrudnia 66 tys. pracowników, a jej sieć obejmuje 7,6 tys. placówek, filii i agencji pocztowych w całej Polsce. Z informacji przekazanych na posiedzeniu senackiej komisji przez posłankę KO Karolinę Pawliczak wynika, że zeszłoroczna strata Poczty Polskiej sięgnęła 800 mln zł, spółka balansuje na granicy możliwości wykonywania usług, zarobki 80 proc. pracowników są na poziomie pensji minimalnej, a 80 proc. placówek jest nierentownych.
Zdaniem lokalnego tygodnika to z powodu braku pracowników tamtejsza poczta nie dostarcza listów. Z relacji mieszkańców wynika, że niektórzy z nich mieli nieprzyjemności z powodu nieotrzymania przesyłek.
- Prowadzę firmę. Długo nie było listonosza. W końcu telefonicznie zaczęły się monity, że taka faktura niezapłacona, że kolejna. Ja tłumaczę, że nie dostałem rachunków. Pojechałem na pocztę, a tam tłum ludzi, wszyscy pytają - gdzie są listy? Jak odstałem swoje, dostałem cały plik poczty, jak widzę po stemplach, z dwóch miesięcy. Pani w okienku powiedziała, że listów nie noszą, bo nie mają listonosza na Pohulance - wyjaśnia w rozmowie z "Gazetą Myszkowską" jeden z mieszkańców Pohulanki - dzielnicy Myszkowa.
Mieszkańców Myszkowa denerwuje nie tylko to, że listy do nich nie docierają, ale przede wszystkim to, że - jak twierdzą - "Poczta Polska udaje, nic się nie stało". - Mogliby chociaż ogłosić, dać reklamy, że jest taki problem. Kto ma dużo listów, sprawdziłby czasem co na niego czeka. A tam udają, że tematu nie ma - czytamy w internetowym serwisie gazety. Mieszkańcy zauważają również, że kolejne nieodebranie przesyłki np. z sądu, może mieć daleko idące konsekwencje, w tym skutkować przepadkiem terminu na złożenie sprzeciwu od wyroku.
Gazeta poprosiła Pocztę Polską o wyjaśnienie zaprzestania dostarczania przesyłek listowych. Zapytała również m.in. o to, jak długo listy nie będą doręczane, a także co się z nimi dzieje.
W odpowiedzi biuro prasowe Poczty Polskiej podkreśliło, że nie zaprzestano dostarczania przesyłek do mieszkańców.
"Przesyłki są doręczane dla mieszkańców każdego dnia od poniedziałku do piątku. Natomiast z powodu absencji chorobowej, długotrwałej wśród załogi służby doręczeń, nastąpiły opóźnienia spowodowane zwiększonym wolumenem przesyłek przeznaczonych do doręczenia" - czytamy w dalszej części odpowiedzi, którą przytacza internetowy serwis gazety.
"Jednocześnie pragniemy poinformować, że obecnie podejmowanie są działania w celu wsparcia pracowników służby doręczeń. Przepraszamy za wszelkie niedogodności" - dodano.