Upadek fiskalny Ameryki

Panuje potoczne przekonanie, że administracja prezydenta B. Obamy prowadzi politykę keynesowską, porównywalną do New Dealu prezydenta Teodora D. Roosevelta. Czy aby na pewno?

Panuje potoczne przekonanie, że administracja prezydenta B. Obamy prowadzi politykę keynesowską, porównywalną do New Dealu prezydenta Teodora D. Roosevelta. Czy aby na pewno?

Analiza budżetu USA na rok fiskalny 2009 prowadzi do całkiem innych wniosków. Zdaniem prof. Michaela Chossudowsky'ego - autora artykułu "Upadek fiskalny Ameryki", który 2 marca ukazał się na platformie Global Research - jest to gigantyczny budżet oszczędności i zubożenia społeczeństwa. Łączna wysokość wydatków na lata 2009-2010 wynosi 3,94 bln USD, a więc wzrost o 32 proc. Całkowite wydatki na 2010 r. wynoszą 2,381 bln USD. Przewidywany deficyt to 1,74 bln USD co równa się 12 proc. PKB.

Typowy budżet keynesowski charakteryzowałby się dużymi publicznymi wydatkami na programy społeczne (zdrowie, edukacja, mieszkalnictwo), jak i dużą skalą wydatków publicznych na tworzenie nowych miejsc pracy. Budżet taki, w warunkach USA, powinien obciąć wydatki na cele militarne i przesunąć je na cele cywilne. Tymczasem mamy do czynienia z najbardziej dramatycznym cięciem wydatków publicznych w amerykańskiej historii. Budżet faworyzuje - zdaniem Chossudowsky'ego - interesy Wall Street i zamówień sektora zbrojeniowego.

Priorytety tego budżetu wyglądają następująco:

- Wydatki wojenne i Bliski Wschód na rok 2010, łącznie z powiększonymi wydatkami na 2009 r., wynoszą 7339,5 mld USD.

- Programy pomocy (bailouts) dla Wall Street: 1,45 bln USD.

- Pokrycie kosztów niewiarygodnie wysokiego długu publicznego: 164 mld USD w 2010 r.

Powyższe trzy kategorie wydatków pokrywają się z całkowitym deficytem: 2,381 bln USD.

Zamiast zastrzyku do realnej gospodarki, wielkie programy pomocowe dla instytucji finansowych zwiększają tylko koncentrację bogactwa i władzę banków. Znaczna część pieniędzy przeznaczonych dla instytucji finansowych to pieniądze elektroniczne, transferowane na różne rachunki, włączając w to fundusze hedgingowe. Największe banki amerykańskie zapewne użyją tego przypływu pieniędzy na wykup słabszych konkurentów. Zapowiada się nowa fala korporacyjnych akwizycji i przejęć w sektorze finansowym. Finansowe elity będą mogły użyć tych wielkich aktywów (w istocie papierowego bogactwa) na wykupy (buy outs) przedsiębiorstw realnej ekonomii, takich jak linie lotnicze, przemysł samochodowy, telekomy, media etc., których wartość ostatnio na giełdzie wyraźnie spadła.

Ponieważ dochody z podatków federalnych płaconych przez gospodarstwa domowe nie wystarczą na bieżące finansowanie programów pomocowych dla banków (1,45 bln USD stanowi ponad połowę przewidywanych dochodów budżetu), które mają być wydatkowane począwszy od 2009 r., a dodatkowo dochodzi jeszcze deficyt 1,75 bln - to całkowite finansowanie wymaga regularnej emisji bonów skarbowych i obligacji.

Prezydent Obama odziedziczył po swoim poprzedniku deficyt budżetu na 2009 r. w wysokości 1,3 bln USD i powiększył go do 1,75 bln USD. Ta wielkość nie mówi wszystkiego, gdyż już częściowo skierowano środki na różne programy pomocowe dla banków, nie ujęte w budżecie.

Pieniądze - jak zauważa Chossudowsky - są przeznaczane głównie na programy pomocowe dla banków i instytucji finansowych, nie tylko prywatnych, ale i publicznych. Dzieje się to kosztem wydatków na cele społeczne (zdrowie, edukacja, wydatki socjalne). W celu zwiększenia dochodów przewidziana jest prywatyzacja szeregu usług publicznych (zapoczątkowana za czasów prezydentury B. Clintona) i prywatyzacja infrastruktury.

Łączna wartość programów pomocowych do 2010 r. jest szacowana na gigantyczną kwotę: 8,5 bln USD! To jest równowartość ponad 60 proc. łącznego długu publicznego USA, ocenianego na 14 bln USD (a więc równowartość rocznego PKB). W ten sposób dług publiczny rządu bije wszystkie rekordy światowe! Suma 8,5 bln USD to łączne potencjalne zadłużenie wszystkich programów pomocowych dla instytucji finansowych. Taki był stan za prezydentury J. Busha, nie uwzględnia on jednak programów proponowanych i przyjętych już za czasów prezydentury B. Obamy (800 mld USD).

Powstaje pytanie: z czego finansować tak wielkie wydatki? Nawet przy obecnym deficycie budżetowym (1,75 bln USD) takie finansowanie jest niemożliwe. Pozostaje emisja na olbrzymią skalę obligacji skarbu państwa (Departamentu Skarbu). Ale czy ciągle znajdą się nabywcy? Ostatnio premier Chin wyraził zaniepokojenie, czy aby rząd USA jest nadal wiarygodnym dłużnikiem? Przy rekordowo niskiej stopie procentowej Fed, oprocentowanie papierów skarbowych USA jest śmiesznie niskie - i spada.

Z zestawienia wynika, że i tak niskie oprocentowanie systematycznie się zmniejsza. Ponieważ stopa oszczędności w USA jest wyjątkowo niska (wręcz ujemna), nabywcami mogą być tylko podmioty zagraniczne. Czy jednak wobec spadku wiarygodności gospodarki USA popyt się utrzyma? Już teraz zależy on głównie od Chin i krajów arabskich. Obecna ucieczka od aktywów nie będzie trwała wiecznie, zwłaszcza przy bardzo niskiej rentowności. Wniosek: olbrzymi program finansowania sektora finansowego USA może być zagrożony!

Kto kogo finansuje?

Strategia rządu USA i Fed zakłada, że warunkiem wyjścia z recesji jest przezwyciężenie kryzysu sektora finansowego. Ale ma ona też i ukryty cel: USA za wszelką cenę chcą utrzymać wiodącą rolę swoich instytucji finansowych, a także dolara jako światowej waluty - żeby czerpać profity z pośrednictwa finansowego na rynkach światowych. Taka strategia jest na pewno w interesie lobby finansowego USA. W tym celu rząd nie cofa się nawet przed nacjonalizacją banków, co uważane jest za konieczne poświęcenie. I dowód na umiejętność elastycznego myślenia.

Ale konsekwencje długookresowe finansowania sektora prywatnego przez rosnący gigantyczny dług publiczny pozwala Chossudowsky'emu sformułować jeszcze inną konkluzję. To państwo, biorąc na siebie coraz większe zobowiązania, za które zapłacą podatnicy, w istocie jest prywatyzowane przez prywatny sektor bankowy. To państwo, a nie banki, będzie prywatyzowane. A banki i brokerzy stają się głównymi beneficjentami publicznego długu.

Kto od kogo zależy

Fed, jak wiadomo, jest własnością banków prywatnych. Emisja kredytu jest kontrolowana przez 12 oddziałów Fed, które również są własnością prywatną, z największym New York Federal Bank. Ponieważ Fed może kreować pieniądz dowolnie (out of thin air - z czystego powietrza) - miliardy dolarów wydatkowane ze skarbu wymagają coraz większej emisji obligacji rządowych, a więc publicznego długu. Zatem to potrzeby prywatnych instytucji finansowych decydują o skali zobowiązań publicznych (podatników). Jednocześnie instytucje finansowe obsługują obrót tymi obligacjami - bez ich udziału rynek papierów skarbowych nie mógłby istnieć.

Ale banki posiadają też część tego długu w postaci obligacji; co więcej, w warunkach załamania rynku finansowego i niepewności papiery skarbowe są najbardziej pożądane! Mamy więc sytuację, że banki, których potrzeby decydują o długu, są jednocześnie wierzycielami rządu (skarbu). Część tego długu - potrzebna na pomoc dla banków - jest finansowana przez te same instytucje, które jednocześnie korzystają z pomocy. Żeby zaspokoić te potrzeby skarb powiększa dług - i koło się zamyka.

Opinia publiczna nie zdaje sobie do końca sprawy z tego mechanizmu. Banki pożyczają rządowi, który je następnie ratuje. Pieniądze otrzymywane przez banki pochodzą - częściowo - od tych banków. Banki pożyczają rządowi i za te pieniądze pożyczane rządowi, skarb państwa finansuje programy pomocowe dla banków. W rezultacie to potrzeby banków warunkują działanie i politykę publicznego długu. Ponieważ potrzeby dotyczące finansowania banków są ogromne, a nawet wielki deficyt budżetowy ma swoje granice - konieczne są cięcia po stronie wydatków budżetowych na inne cele, zwłaszcza społeczne. Mamy klasyczny mechanizm "wypychania". Równocześnie Fed kreuje tzw. płynność, a więc pieniądze, również na potrzeby pomocowe dla sektora finansowego. Tak więc to banki decydują o polityce fiskalnej i pieniężnej USA.

Czy wybór Obamy coś zmienił?

Panuje przekonanie, że nowo wybrany prezydent skierował Amerykę na nowe tory. W istocie publicznie krytykuje on ostro chciwość bankierów, co podoba się opinii publicznej, ale mechanizm finansowania i zależności jest taki sam jak za Busha. Co więcej - programy pomocowe i deficyt znacznie się powiększyły. Prezydent Obama mówi o przedsięwzięciach rządu, ale zachowany jest priorytet potrzeb amerykańskiego sektora finansowego. Jak na razie banki, które otrzymały pomoc, znacznie powiększyły swój stan posiadania przez przejęcia konkurentów, a z wykupu toksycznych derywatów skorzystały także wielkie zagraniczne instytucje finansowe. Zwróciła na to ostatnio uwagę specjalna komisja w Kongresie, nadzorująca programy pomocowe.

Konkluzje

Powyższy przegląd, oparty na artykule Chossudowsky'ego, rzuca nowe światło na obecną sytuację w USA i prowadzi do kilku istotnych wniosków:

- uświadamia olbrzymią skalę programów pomocowych dla sektora finansowego, którego ratunek stał się absolutnym priorytetem, zarówno dla poprzedniego, jak i obecnego rządu. Ten priorytet jest realizowany przez niesłychanie agresywną politykę fiskalną i monetarną. Są poważne argumenty żeby sądzić, że ta polityka może się załamać;

- popularny pogląd, jakoby polityka rządu USA była keynesowska jest nieprawdziwy. Otóż keynesizm zakłada przede wszystkim tłoczenie pieniądza do gospodarki realnej i tworzenie nowych miejsc pracy (choć często efekt tego jest droższy niż koszty). Tymczasem zarówno dla Busha jak i Obamy absolutnym priorytetem jest uzdrowienie sfery finansowej, bez względu na koszty. Zakłada się, że dopiero uzdrowienie sfery finansowej - a więc zdjęcie "toksycznych" długów - umożliwi wzrost w sferze realnej. To nie ma nic wspólnego z Keynesem!

- splot systemu bankowego, banku centralnego i długu publicznego prowadzi do zadziwiających wniosków: cały ten system jest chory, a we wzajemnym finansowaniu powstaje błędne koło. Chossudowsky zwraca uwagę, że głównym beneficjentem jest sektor bankowy, a cały koszt ponosi skarb, dług publiczny, czyli w końcu podatnik;

- można zauważyć, że opisywany system nie mógłby funkcjonować bez możliwości nieograniczonego transferu pieniędzy, podstawą takich działań jest swobodna władza kreacji pieniądza, papierowego i bankowego - przez bank centralny. Architektura współczesnego systemu finansowego, która umożliwiła kryzys na taką skalę, wymaga gruntownej reformy. Prywatyzacja banków, uważana za niesłychanie śmiały krok, w istocie prowadzi - zdaniem Chossudowsky'ego - do prywatyzacji państwa przez banki. Obecny system uprzywilejowuje wąską grupę finansową kosztem społeczeństwa. Dzisiaj powiązania między instytucjami finansowymi w skali globalnej są tak silne, że zmiana architektury finansowej musi się odbyć także w skali światowej. Natrafi ona jednak bez wątpienia na olbrzymi opór uprzywilejowanych.

Prof. Tomasz Gruszecki

Autor jest pracownikiem Instytutu Ekonomii KUL

Gazeta Bankowa
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »