W 2015 mogą być kłopoty

Gramy zespołowo, wiele koncepcji podsuwają zarządy spółek należących do naszej grupy. Oczywiście, często ostateczne zdanie należy do mnie jako prezesa, ale stawiamy na grę zespołową - mówi Przemysław Sztuczkowski, prezes zarządu Złomreksu.

Czy z pięć, sześć lat temu wierzył pan, że wyrośnie na stalowego giganta?

- Ta gigantomania jest przesadna, do pozycji giganta jeszcze Złomreksowi sporo brakuje. Natomiast na pewno przed sześcioma laty nie spodziewałem się, że firma urośnie do obecnej wielkości. To się nam nie śniło, nawet o tym nie marzyliśmy! Choć na pewno zawsze był u nas marsz do przodu i brak strachu przed wzrostem.

Co pańskim zdaniem decyduje o odniesieniu sukcesu w biznesie? Dzięki czemu pan i Złomrex jesteście od paru lat na fali wznoszącej?

Reklama

- Zacznę od tego, że decyzje zawsze podejmujemy kolegialnie. Gramy zespołowo, wiele koncepcji - często gotowych do wdrożenia - podsuwają nam zarządy spółek należących do naszej grupy. Oczywiście, często ostateczne zdanie należy do mnie, jako prezesa, ale stawiamy na grę zespołową.

Natomiast przyznam, że nigdy nie zastanawiałem się nad tym, co jest najważniejsze do osiągnięcia sukcesu w biznesie. Na pewno ważne jest szczęście, choć wielu ludziom nie kojarzy się ono z czymś profesjonalnym. A jednak szczęście jest bardzo ważne, szczęście w sensie jakichś korzystnych zbiegów okoliczności czy pozyskania jakichś informacji.

Temu szczęściu trzeba jednak umieć pomóc.

- Później tak, potem zaczyna się normalna, żmudna praca. Ale najpierw trzeba to szczęście mieć. Trzeba być w odpowiednim miejscu, w odpowiednim czasie.

Proszę o konkretny przykład.

- Gdybyśmy nie wiedzieli, że Voestalpine Stalhandel jest do kupienia, to nie doszłoby do tej akwizycji. Na szczęście wiedział o tym jeden z członków naszej rady nadzorczej. I podszepnął, że warto się tym zainteresować.

Nie myślał pan o tym, by rzucić cały ten biznes w diabły i zacząć żyć? Nie kusi pana wejście w rolę rentiera?

- Nie. Ale muszę przyznać, że czasem chodzą człowiekowi po głowie różne myśli. Na przykład takie, by zmienić swe podejście do biznesu, by na przykład sprzedać wszystko i zainwestować w fundusze private equity. Tyle że takie myśli są przez chwilę i szybko znikają, bo to jeszcze nie ten etap.

A kiedy to już będzie ten etap? Za dziesięć lat?

- Kto wie, może nigdy. Ja nie odczuwam stresu związanego z prowadzeniem biznesu. Natomiast, jak tylko pojawiają się jakieś problemy zdrowotne, to lekarz zawsze mnie pyta o stres. I sugeruje, że jeśli prowadzę przedsiębiorstwo, to muszę być zestresowany. Lekarz mi powtarza, że tylko mi się wydaje, że nie żyję w stresie. Ale ja stresu nie odczuwam, a prowadzenie biznesu sprawia mi przyjemność i satysfakcję.

Czy po ostatnich sukcesach Złomreksu spotykacie się na rynku z przejawami zawiści?

- To raczej szerszy problem polskiej mentalności. Coś w tym jest, że statystyczny Polak nie będzie się starał dorównać bogatszemu sąsiadowi, tylko czekał, aż mu się noga powinie. Natomiast my nie spotykamy się z przejawami zawiści. Wręcz przeciwnie, z firmami, z którymi razem dorastaliśmy, łączą nas dobre relacje.

A zatem, które z firm to tacy koledzy Złomreksu z piaskownicy?

- Między innymi BSK Return, Bodeko czy TM Steel. Dobrze nam się współpracuje, raz w roku spotykamy się na wspólnej imprezie. Wtedy gawędzimy sobie, wspominamy.

Ocean wspomnień i morze wódki?

- Aż tak to nie, ale zawsze jest bardzo miło. Jeśli o nas chodzi, to nie chcemy zostać zaszufladkowani, przypisani do jednej branży. Planowane przez nas inwestycje w przemysł stoczniowy oznaczają chęć dalszej dywersyfikacji produkcji. Choć oczywiście nadal jest to przemysł ciężki.

W przypadku przemysłu stoczniowego dostrzegamy możliwość uzyskania efektu synergii. Złożyliśmy ofertę na Stocznię Gdynia, a także na Stocznię Szczecińską Nową. Ta druga jest jednak w złej sytuacji finansowej i wiele zależeć będzie od tego, czy zarządowi stoczni uda się renegocjować z armatorami wcześniej zawarte kontrakty.

Armatorzy nie za bardzo mają gdzie pójść, bo stocznie w Europie są obłożone robotą do 2012 roku. Nie potrafię dziś odpowiedzieć, czy gdyby nadarzyła się ku temu okazja, to zainwestowalibyśmy na przykład w branżę IT.

Czy niebawem zobaczymy Złomrex na nowych rynkach, na których dotąd byliście nieobecni?

- Prowadzimy rozmowy na temat przejęcia jednej z firm we Francji. Chodzi o hurtownika stali. A Francja to byłby dla Złomreksu nowy rynek.

A Szwajcaria?

- Zrezygnowaliśmy z akwizycji na rynku szwajcarskim, bo okazało się, że owa firma była w większym stopniu przetwórcą stali niż jej dystrybutorem. Dystrybucja była zbyt słabo rozwinięta, by w to wchodzić. Rozmawiamy natomiast na temat ewentualnych akwizycji firm dystrybucyjnych w Rumunii, Czechach i Austrii. Być może te akwizycje zostaną sfinalizowane w 2008 roku. Mamy ambitny cel - chcemy, by Złomrex Steel Services podwoił sprzedaż z 1 mln do 2 mln ton rocznie. Chcemy dojść do tego poziomu w ciągu przyszłego roku. Jak się to powiedzie, to się chyba upiję (śmiech).

No to szykuje się niezła libacja, bo szczęście was nie opuszcza.

- Aż tak to nie, bo musielibyśmy wszyscy pójść na odwyk. Natomiast mijający rok 2007 jest dla nas wyjątkowy ze względu na przeprowadzone akwizycje. Formalnie przejęcie Voestalpine Stalhandel też odbyło się w 2007 roku. Wychodzi na to, że ogółem zainwestowaliśmy w 2007 roku ok. 1 mld zł.

Nie ma pan obaw, że ubiegając się o stocznie zostaniecie wciągnięci w wir polityki?

- Ale przecież huty to też była upolityczniona branża. My jesteśmy apolityczni, nie mamy i nie chcemy mieć kontaktów z polityką. I oby tak zostało.

Jaka jest teraz atmosfera do prowadzenia biznesu w Polsce?

- Pozytywna. Choć wydaje mi się, że wielu biznesmenów w ciągu ostatnich dwóch lat wystraszyły wypowiedzi niektórych polityków Prawa i Sprawiedliwości. Być może sposób przekazu o konieczności walki z korupcją był zbyt mocny, przez co nietrafiony.

Tak naprawdę Prawo i Sprawiedliwość nie zrobiło w gospodarce niczego złego. Nie spotkałem się ze złymi ustawami czy forsowaniem niekorzystnych dla gospodarki rozwiązań. Natomiast niepotrzebne było szczucie reszty społeczeństwa na ludzi biznesu.

Ciągle powtarzają się opinie, że Złomrex może przeinwestować. Jak się pan do nich odnosi?

- Z całkowitym zrozumieniem. Jeśli ktoś z zewnątrz patrzy na firmę, która dynamicznie się rozwija poprzez spektakularne akwizycje - takie jak nabycie Centrostali, Huty Split, Voestalpine Stalhandel, czy stalowej części Stalexportu - może odnieść wrażenie, że zachodzi groźba przeinwestowania.

Przy tak agresywnej polityce inwestycyjnej zawsze istnieje takie ryzyko. Natomiast czym innym jest inwestować wtedy, kiedy jest się przelewarowanym pięć czy sześć razy. Nasza sytuacja finansowa jest bezpieczna. Jeżeli ktoś jest analitykiem, to powinien spojrzeć w bilanse. One nie kłamią! Ze względu na emisję euroobligacji mamy teraz obowiązek publikowania kwartalnych wyników. Umowa euroobligacji przewiduje masę restrykcji, których my jako firma nie możemy przekraczać.

A zatem stale pilnujemy, by nie zadłużyć się bardziej niż jest to dozwolone. Dziwi mnie, gdy ktoś zarzuca nam możliwość przeinwestowania, skoro trzymamy się wszelkich wskaźników.

Czy należy się obawiać dekoniunktury na rynku stali?

- Zacznę od małej dygresji. Opinie sprzed lat mówiące, że hutnictwo to przemysł schyłkowy, były dziwaczne. Przecież ludzie nie wynaleźli substytutu stali i jeszcze długo nie wynajdą. Różne próby były, w Anglii widziałem nawet prototypowy most wykonany z plastiku, po którym jeździły samochody. Tyle że skala zużycia wyrobów stalowych jest tak olbrzymia, że tego plastiku byłoby potrzeba w jakichś monstrualnych ilościach.

Przemysł stalowy oczywiście podlega cyklom koniunkturalnym i one w branży stalowej bywają dotkliwe. Tym bardziej dziwi mnie, że w hutnictwie szybko zapomina się o dekoniunkturze. Jak jest hossa, to każdy planuje ogromne inwestycje.

A w okolicach 2015 roku może dojść do spowolnienia, możemy mieć do czynienia z nadprodukcją stali. To będzie zależało od tego, czy Unia Europejska pozwoli na import stali, czy też będzie nakładać cła antydumpingowe na stal z Chin lub Rosji. Bez ceł antydumpingowych może być nieciekawie.

Co jest przyszłością hutnictwa? W jakim kierunku branża stalowa będzie się zmieniać, a wraz z nią Złomrex?

- Na pewno będzie postępować konsolidacja. O konsolidacji myśli zarówno ArcelorMittal, jak i pozostali gracze. I dobrze, bo to jest odpowiedź dla lobby odbiorców stali. Przecież do niedawna lobby samochodowe było nie do przejścia, koncerny motoryzacyjne dyktowały ceny. Teraz sytuacja jest inna - w firmach stalowych mówią:

"chcecie blachę, to zapłaćcie odpowiednio, bo inwestycje w hutnictwie są wysoce kapitałochłonne".

Na pewno będziemy nadal mieć do czynienia z budową pieców elektrycznych, by trochę uniezależnić się od rudy żelaza. Gdzieś przeczytałem, że nawet do 41 proc. może stanowić produkcja stali w piecach elektrycznych.

Koncerny stalowe będą produkować wyroby wysoko przetworzone?

- Tej nisko przetworzonej stali też potrzeba. Wiadomo, że w krajach Europy Zachodniej będą inwestować w produkcję wysoko przetworzoną i wysokojakościową. My też chcemy wybudować nowoczesną hutę. Za dwa, trzy lata ma być gotowa. Albo powstanie na Górnym Śląsku, albo na obszarze Centralnego Okręgu Przemysłowego.

Jak wyglądają plany giełdowe Złomreksu?

- Na giełdzie ma zadebiutować zarówno Złomrex Steel Services, jak i spółka-matka. Chcielibyśmy, by ten debiut nastąpił w pierwszym kwartale 2008 roku. Być może oba debiuty zbiegną się w czasie.

Nie obawiacie się, że debiut się nie uda? Ostatnie spadki narobiły sporo popłochu w firmach, które wybierają się na giełdę.

- Oczywiście, że obawiamy się o wycenę. Jeżeli jest zła atmosfera na giełdzie, to nawet najlepsza firma na świecie nie zostanie odpowiednio wyceniona.

Czy zamierzacie zintensyfikować swe działania w branży złomowej?

- Tak, we wrześniu utworzyliśmy Złomrex Metal odpowiedzialny za całość spraw surowcowych. Zamierzamy się w obszarze surowcowym dynamicznie rozwijać, budować po kilka nowych oddziałów rocznie. Planujemy podwojenie liczby naszych oddziałów, w przeciągu 2-3 lat chcemy mieć około 40 oddziałów w całej Polsce. Koszt budowy jednego oddziału to ok.

1 mln dolarów.

Czy są jakieś rozwiązania stosowane w hutnictwie na Zachodzie, które chcielibyście wprowadzić w Polsce?

- Kiedy tylko pojawia się jakaś warta zachodu nowinka, staramy się ją wdrożyć u siebie. Będziemy na przykład instalować nowe krystalizatory, tak zwane konweksy w stalowni w Ferrostalu. One nie są szczególnie drogie, natomiast bardzo poprawią zdolności produkcyjne Ferrostalu.

A nie myślicie o budowie konstrukcji stalowych?

- Nie. Choć wiem, że wiele firm zamierza się tym zająć.

Czy Złomrex zamierza zaistnieć na rynkach wschodnich?

- Nie, bo jeszcze boimy się tych rynków. Kiedyś myśleliśmy o tym, by poprzez Voestalpine Stalhandel otworzyć sieć składów na Ukrainie. Jednak uznaliśmy, że na to za wcześnie.

Ze względu na korupcję?

- Między innymi. Poza tym dochodzi problem niestałości przepisów, kwestie zezwoleń.

Jakiej niezrealizowanej inwestycji najbardziej pan żałuje?

- Żałuję, że nie udało się nam wejść w sektor rurowy. Bardzo chcieliśmy przejąć Hutę Andrzej oraz Hutę Batory.

Myślicie jeszcze o rurach?

- To dla nas zamknięty temat. Nadal uważamy, że konsolidacja przemysłu rurowego była doskonałym pomysłem. Niestety, nic z tego nie wyszło. Dla nas niezrozumiałe było zachowanie Skarbu Państwa. Resort skarbu, zamiast wpuścić inwestora prywatnego, walczył z nami. Przecież Skarb Państwa mógł w przetargu na Hutę Andrzej skorzystać z prawa pierwokupu, ale wcale nie musiał!

Czy obserwuje pan obecnie zwiększoną penetrację polskiego rynku przez firmy zagraniczne?

- Dotyczy to branży surowcowej. Na rynku polskim chcą zaistnieć firmy z potężnym zapleczem kapitałowym, wystarczy wymienić choćby Stenę Metal. My nie zamierzamy utracić pozycji lidera w branży złomowej, stąd chęć budowy nowych oddziałów. Nie ukrywam, że są chętni na zakup naszej części surowcowej, ale nie zamierzamy jej sprzedawać. Natomiast w przyszłości nie wykluczamy mariażu z którymś z zagranicznych koncernów. Rynek złomu będzie podlegać konsolidacji. Obecnie na złomie zarabia się niewielkie pieniądze.

Jakie są teraz marże w sektorze złomowym?

- Śmieszne! Marża brutto sięga kilku procent, co ma się nijak do utrzymania parku maszynowego. A jest to bardzo kapitałochłonny biznes. Jeden zestaw samochodowy to koszt ok. 700 tysięcy złotych. Mamy ok. stu takich zestawów. Najwięcej obecnie zarabiamy na produkcji.

A zbrojarnie?

- Z racji dokonanych akwizycji staliśmy się - niejako przy okazji - liderem na rynku zbrojarń w Polsce. Mamy sześć zbrojarni o zdolnościach przerobowych ok. 20 tys. ton miesięcznie. Zbrojarnie pozostaną w dywizji dystrybucji, ale zamierzamy je skonsolidować i wydzielić. Będą odrębnym segmentem.

Jak sobie radzi Złomrex China Ltd.? Czy spełnia pokładane w nim nadzieje?

- Na razie nie. Rynek chiński jest bardzo trudny, żeby na nim zaistnieć, trzeba tam być. My jesteśmy, ale nie osiągnęliśmy jeszcze cykliczności współpracy. Chcielibyśmy co roku sprowadzać z Chin ok. 200 tys. ton stali. Obecnie chińska stal jest droższa od europejskiej, więc jej nie importujemy. Sprowadzamy za to z Chin żelazostopy i chcielibyśmy sprowadzać je w większych ilościach. Otrzymujemy w Chinach dużą pomoc od pracowników polskiej ambasady. Jeżeli chcemy się umówić w jakiejś hucie, to ta pomoc jest wręcz nieoceniona. Takie polityczne przełożenie jest w Chinach ważne, bez niego naszych trzech pracowników miałoby ogromne problemy z załatwieniem czegokolwiek.

Długo trwa umówienie się na spotkanie w którejś z chińskich hut?

- Ojej! Minimum miesiąc, a można czekać nawet i kwartał. Mao Steel, będący największym producentem stali w Chinach, do tej pory się z nami nie spotkał. A zależy nam na tym spotkaniu, zabiegamy o nie.

Nie myśleliście o uruchomieniu produkcji w Chinach?

- Bardzo byśmy chcieli ją uruchomić. Jednak na razie jest to niemożliwe ze względów legislacyjnych. Obcokrajowcy nie mogą mieć więcej niż 50 proc. udziałów w przemyśle hutniczym. Nawet Mittal ma tam po 20, 30 proc. udziałów. Kiedy Chińczycy skonsolidują swój sektor stalowy, to zdetronizują koncern ArcelorMittal.

Lakshmiego Mittala nie doceniano przed laty. Przy prywatyzacji Polskich Hut Stali mało kto wiedział, kto to taki.

- Zgadza się. Natomiast dla mnie Lakshmi Mittal jest mistrzem świata.

Jerzy Dudała

Dowiedz się więcej na temat: firma | zarządy | przemysł | szczęście | kłopoty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »