W kryzysie na topie tańsze alkohole
Pandemia koronawirusa dała się we znaki producentom i dystrybutorom alkoholi. Problemem jest zamknięcie restauracji, gdzie trafia spora część sprzedaży, ale też wysoki kurs euro i wyższe koszty transportu z południa Europy. Większym zainteresowaniem cieszą się trunki tańsze. To nimi raczyliśmy się w domach w czasie kwarantanny. Alkohole premium czekają na lepsze czasy.
W krajach takich jak Francja, Hiszpania czy Włochy zalega po ok. 300 mln litrów wina - alarmuje Mikołaj Kondrat, prezes Kondrat Wina Wybrane. Dodaje, że kryzys widać nie tylko u największych producentów, ale także i w polskich winiarniach, które mają problem ze zbytem ze względu na zamknięcie sektora HoReCa.
- Jeśli chodzi o sprzedaż do HoReCa i B2B to od połowy marca do końca kwietnia spadła praktycznie do zera, ponieważ przez rządowe obostrzenia zostały zamknięte restauracje, a na tym jest głównie oparta sprzedaż do klientów HoReCa. Nasze wine bary w Krakowie i Warszawie na czas kwarantanny zostały zamknięte, jednak wciąż ponosiliśmy koszty prowadzenia tej działalności jak czynsz, prąd, wynagrodzenia dla pracowników itd. Odwołaliśmy wszystkie stacjonarne kursy winiarskie w ramach naszego Warsztatu Wina, jak również wyjazdy enoturystyczne w ramach Misji Wino - mówi Anna Sułek, dyrektor zarządzająca Kondrat Wina Wybrane.
Importerzy i producenci narzekają też na wysoki kurs euro. Ten czynnik wywiera obecnie dużą presję na marżę. Od 9 marca kurs wzrósł o 7 proc., z 4,3 do 4,6 zł. Gracze rynkowi są zgodni - to musi przełożyć się na ceny produktów. - Utrzymanie się wyższego poziomu kursu walutowego przez więcej niż jeden kwartał zmusi wszystkich uczestników rynku do podwyżek cen. Stąd też uważamy, że w średniej perspektywie poziom marż nie powinien znacząco odbiegać od wcześniejszych okresów - zapowiada Robert Ogór, prezes notowanej na giełdzie spółki Ambra, producenta, dystrybutora i importera win.
Problemem są też wyższe koszty transportu z krajów mocno dotkniętych pandemią koronawirusa. Krzysztof Sztetner, prezes firmy Muratori, importera i dystrybutora napojów alkoholowych posiadającego własną produkcję w Mołdawii, zwraca uwagę, że szczególnie w początkowym okresie pandemii na rynku odczuwalne były silne zawirowania jeśli chodzi o dostawy z Hiszpanii i Włoch.
- Niewielu kierowców chciało jeździć w tym kierunku. W efekcie firmy podniosły stawki o ok. 30 proc. - powiedział Sztetner. Dodał, że wzrost kosztów transportu w połączeniu z kursem euro zmusił spółkę do podwyżki cen oferowanych przez nią alkoholi o 10-13 proc.
Na chwilę obecną organizacja pracy we Włoszech wróciła już do normy, natomiast pewne zawirowania wciąż odczuwalne są w przypadku importu z Hiszpanii. - Z Hiszpanii towar wciąż przyjeżdża z 5-6 dniowym opóźnieniem. Tamtejsi producenci i sprzedawcy wciąż borykają się z takimi problemami jak brak odpowiedniej liczny osób w magazynach, czy obostrzenia w lokalnym transporcie. W efekcie zatowarowanie na miejscu samochodu liniowego, który dowozi towar do Polski, odbywa się z opóźnieniem - mówi prezes Muratori.
Jeszcze gorzej jest z dostawami spoza Unii Europejskiej, co w przypadku tej spółki jest istotne, bo ok. 40 proc. sprzedaży Muratori stanowią wina mołdawskie (ze względu na posiadaną własną produkcję w tym kraju). Firmy transportowe optymalizują działalność, organizując przewozy w dwóch kierunkach. - Są zamówienia dla firm transportowych na przewóz towarów z Mołdawii do Polski, ale jest problem z transportem dóbr w drugą stronę - mówi Sztetner. Zazwyczaj do Mołdawii wożono z Polski materiały budowlane czy części samochodowe. - Teraz popyt na ten asortyment spadł. W efekcie przewozów jest o połowę mniej - informuje prezes Muratori.
Kolejnym problemem są nieuregulowane płatności ze strony restauracji, które po zamknięciu nie były w stanie regulować należności za zrealizowane już dostawy.
Z drugiej jednak strony Muratori zwiększyło sprzedaż do sklepów osiedlowych i rodzinnych w okresie największych obostrzeń w handlu, kiedy to w związku z ograniczeniem liczby osób na terenie placówek handlowych przed wielkopowierzchniowymi marketami stały kolejki. - Część osób decydowała się wtedy na zakupy w mniejszych placówkach. Do końca kwietnia nasza sprzedaż do tych sklepów była zdecydowanie większa niż normalnie, o mniej więcej 30 proc. - szacuje Sztetner. Trend ten dominował w Warszawie, inne miasta nie wykazywały w tym obszarze tak wyraźnych tendencji.
Dodaje, że zwiększony popyt pojawiał się na takie trunki jak wino czy piwo. Przy czym najchętniej kupowano produkty w niezbyt wygórowanych cenach. Na droższe alkohole, jak whisky czy wódki premium, nie było już tylu chętnych. Wraz z odmrażaniem gospodarki i likwidowaniem obostrzeń w handlu boom na alkohole w osiedlowych sklepach powoli mija. Popyt wraca do poziomów sprzed pandemii.
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
W przypadku whisky znaczące spadki sprzedaży widoczne były przez cały okres trwania pandemii. Kluczowym problemem było zablokowanie kanału HoReCa, ale producentów tego trunku niepokoi również zmiana nawyków zakupowych Polaków. - Obecnie wielu z nas, żyjąc w niepewności związanej z naszą przyszłością zawodową, decyduje się na zakupy produktów jedynie pierwszej potrzeby, a do tych whisky z pewnością się nie zalicza. A jeśli już kupujemy alkohol, to zazwyczaj są to tańsze od whisky piwa, wina czy wódki - mówi Interii Jarosław Buss, właściciel sieci sklepów Ballantines oraz firmy Tudor House.
Dodaje, że w sklepach wielkopowierzchniowych dostępność lepszych gatunkowo whisky jest mocno ograniczona. Jeśli klienci decydują się już na zakup tego alkoholu, to wybierają tańsze whisky blendowane (mieszane).
- Wygląda na to, że tegoroczne lato będzie jednym z najgorszych pod względem sprzedaży i konsumpcji whisky. O przetrwaniu wielu dystrybutorów i producentów zadecyduje czwarty kwartał. Whisky to mimo wszystko alkohol mocno sezonowy, którego sprzedaż drastycznie wzrasta tuż przez świętami Bożego Narodzenia. Dalsze ograniczenia w sprzedaży mogą być początkiem końca wielu podmiotów działających w tej branży - uważa Jarosław Buss.
Zdaniem Roberta Ogóra, prezesa Ambry, zmiany wywołane pandemią w połączeniu z czekającą nas recesją gospodarczą wpłyną trwale na zachowania konsumentów. - Wzrost bezrobocia, spadające dochody oraz niepewność jutra - ryzyko utraty pracy, mniejszy optymizm - wywołają oprócz obiektywnego zmniejszenia potencjału konsumpcji rosnącą potrzebę bezpieczeństwa, oszczędności i racjonalnych wydatków. Poczucie bezpieczeństwa będzie silniej kierować naszymi zachowaniami w konsumpcji oraz w zakupach wszystkich dóbr konsumpcyjnych, w tym również alkoholi - ocenia Ogór.
Pobierz darmowy program do rozliczeń PIT 2019
Zmieni się też styl konsumpcji. W mniejszym stopniu będziemy korzystać z usług gastronomii, częściej będziemy konsumować alkohol w domu, w mniejszym gronie. - Skutkiem będzie kryzys gastronomii i turystyki. Częściowo skorzysta na tym handel, gdzie zrobimy więcej zakupów na potrzeby kameralnej, domowej konsumpcji. Ten efekt zobaczymy już tego lata, gdy konsumenci zostaną w kraju i będą szukać bardziej domowych, a mniej masowych form wypoczynku - ocenia prezes Ambry.
Monika Borkowska