Wrak "San José" ma zostać wydobyty. A wraz z nim wart 20 mld dol. skarb

Kolumbia chce wydobyć z wód terytorialnych wrak galeonu "San José", który na początku XVIII wieku przewoził “skarb wszech czasów” - około 200 ton złota, srebra i kamieni szlachetnych. Kosztowności oszacowano na 17-20 miliardów dolarów. Całość ma zostać wydobyta najpóźniej za trzy lata. Na przeszkodzie mogą stanąć kwestie prawne. Odkąd w 2015 r. zlokalizowano wrak, wciąż nie ustalono, kto jest jego prawowitym właścicielem.

Galeon "San José" był jednym z dwunastu statków zbudowanych przez Hiszpanię. Zostały one nazwane na cześć apostołów i miały wyporność 200 ton. Dlatego eksperci uważają, że tyle właśnie transportował. Zgodnie z informacjami, jakie przetrwały, w ładowni galeonu ma spoczywać kilka ton dublonów - hiszpańskich, złotych monet, sztabki złota i srebra wydobyte w kopalniach w Peru, klejnoty i kamienie szlachetne, m.in skrzynie z kolumbijskimi szmaragdami. 

"San José" płynął z Panamy do portu w Kartagenie, nad Morzem Karaibskim, a stamtąd miał dotrzeć do Francji, wówczas sojusznika hiszpańskiego dworu królewskiego. Niespełna 30 mil od wybrzeży Kolumbii został jednak napadnięty przez brytyjskich piratów (wielu z nich było na utrzymaniu korony) i zatopiony. Poszukiwania trwały od 1980 r. Wrak San Jose zlokalizowano w 2015 r. 

Reklama

Kolumbia czy Hiszpania? Kto jest właścicielem

To warte miliardy dolarów odkrycie wciąż pozostaje na dnie morza. Problemem jest nie tyle odpowiednia technologia, co ustalenie, do kogo należą transportowane przez galeon skarby. Prawa do nich domaga się Hiszpania. Madryt przypomina, że statek płynął pod jej banderą i należał do floty królewskiej. Był więc „statkiem państwowym”. To zaś, zgodnie z konwencją UNESCO z 2001 roku oznacza, że chroniony jest „immunitetem suwerennym”. Czyli, że Hiszpania ma prawo do skarbu. 

Jednak Kolumbia nie jest objęta konwencją UNESCO, nie ma więc obowiązku respektowania suwerenności statku. Bogota argumentuje, że statek odkryto na jej wodach terytorialnych przez kolumbijską marynarkę wojenną. A więc to ona ma prawo do złota i kosztowności. W 2013 r. - dwa lata przed odnalezieniem - tamtejszy parlament przyjął ustawę uznającą wraki za część dziedzictwa narodowego. 

Rdzenna ludność Boliwii też chce praw

Prawa rości je sobie również amerykańska Sea Search Armada, która - zapewnia - jako pierwsza wskazała położenie zatopionego wraku. W zamian za współrzędne były prezydent, Juan Manuel Santos, miał jej obiecać połowę łupu. Firma oddała sprawę do arbitrażu w Londynie i zażądała 10 mld dolarów.  

O udziały w znalezisku upomina się też Qhara Qhara - rdzenna ludność Boliwii. Argumentuje, że przez wieki była zmuszana do niewolniczej pracy na rzecz białych konkwistadorów. To jej przodkowie wydobyli w kopalniach wywożone z kraju kruszce i kamienie szlachetne.   

Kolumbia chce być pierwsza

Mimo nierozstrzygnięcia sporu dotyczącego prawa do skarbu, rząd Kolumbii rozpoczął kolejną ofensywę prawną. Zapowiedział, że zamierza wydobyć wrak najpóźniej do 2026 r. - końca kadencji obecnego prezydenta kraju, Gustava Petra. W wydanym komunikacie Ministerstwo Kultury Kolumbii poinformowało, że wydobycie San Jose stało się priorytetem rządu. Prezydent nakazał zawarcie porozumienia z firmą, która wydobędzie wrak na powierzchnię.

Przed rokiem dokonano oględzin galeonu. Jak wynika z analizy zdjęć, mimo upływu ponad 300 lat jest on w dobrym stanie. 

ew  

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: Kolumbia | skarb | złoto | srebro
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »