Wskaźnik przyszłej inflacji znów spada

Wskaźnik Przyszłej Inflacji (WPI), prognozujący zmiany cen konsumpcyjnych CPI po raz kolejny spadł. Presja inflacyjna w gospodarce jest coraz słabsza - podaje ośrodek BIEC, badający koniunkturę.

Wskaźnik Przyszłej Inflacji (WPI),  prognozujący zmiany cen konsumpcyjnych CPI po raz kolejny spadł.  Presja inflacyjna w gospodarce jest coraz słabsza - podaje ośrodek  BIEC, badający koniunkturę.

"Obserwowana zatem w ostatnich miesiącach mniejsza dynamika wzrostu cen może zostać utrzymana, a nawet można spodziewać się krótkotrwałego spadku inflacji. Dodatkowo, ostatnia decyzja Rady Polityki Pieniężnej może również przyczynić się do zmniejszenia presji na wzrost cen" - napisali analitycy BIEC.

Ich zdaniem prognoza spadku inflacji wynika z konsekwentnie umacniającego się złotego, wolniejszego przyrostu kredytów w sektorze gospodarstw domowych, a także spadku zadłużenia sektora budżetu państwa. Czynniki te, a także relatywnie niewielki, bo sięgający zaledwie 2,1 proc., wzrost cen produkcji sprzedanej przemysłu powinny przyczynić się do utrzymania inflacji na dotychczasowym poziomie lub nawet jej okresowego spadku.

Reklama

W opinii BIEC istotnym czynnikiem mającym wpływ na ewentualny wzrost cen jest zwiększający się popyt związany ze wzrostem wynagrodzeń.

"Zagrożenie to jest silne w sytuacji gdy tempo wzrostu wynagrodzeń przewyższa wzrost wydajności pracy. Wydawać by się mogło, iż w ostatnich miesiącach taka relacja pojawiła się w gospodarce. Od początku roku wydajność pracy w przedsiębiorstwach jest nieco niższa, zaś presja na wzrost płac coraz silniejsza" - napisali analitycy.

Zaznaczyli, że jednak realny wzrost wynagrodzeń w ostatnim okresie wynosi niespełna 6,5 proc., co oznacza, że rosną one w tempie porównywalnym do tempa wzrostu gospodarczego. Fundusz płac w ujęciu realnym wzrósł co prawda o 11 proc. w ciągu ostatniego roku, jednak głównie za sprawą wzrostu zatrudnienia.

Zdaniem autorów badania rosnące zatrudnienie i spadające bezrobocie przekładają się na spadek wydatków socjalnych budżetu państwa. Wzrost popytu generowany przez nowo zatrudnionych pracowników nie jest zatem proporcjonalny do wzrostu funduszu wynagrodzeń, gdyż otrzymując wynagrodzenie zmniejszają oni jednocześnie swoje zapotrzebowanie na pomoc ze środków publicznych.

"Znaczna część popytu generowanego przez nowo zatrudnionych była już wcześniej realizowana. Zmieniło się jedynie źródło finansowania tego popytu. Spadek wydajności pracy zaś w obecnej sytuacji wiązać raczej należy z typowym osłabieniem wydajności, który jest zwykle krótkotrwałym "efektem ubocznym" poczynionych wcześniej inwestycji. Po części wynika również z konieczności zatrudniania w wielu branżach pracowników niewykwalifikowanych, którzy zwykle są mniej wydajni" - napisali.

W czerwcu złoty nieznacznie się osłabił względem dwóch głównych walut - dolara i euro. Spadek wartości polskiej waluty nastąpił jednak po trzech miesiącach systematycznego umacniania się, kiedy to realna wartość złotego osiągnęła najwyższy w historii poziom. Stabilnie zachowują się również ceny dóbr importowanych, co jest konsekwencją wzrostu wartości polskiej waluty i powinno wpływać stabilizująco na presję inflacyjną.

"Pomimo znacznego wzrostu cen ropy naftowej w ostatnim czasie, nie widać jego konsekwencji w cenach usług transportu i magazynowania. Ewentualny, utrzymujący się dłużej wzrost ceny tego surowca oraz wzrost cen usług transportowych mógłby stać się impulsem dla przyspieszenia inflacji. Jednak ceny ropy o tej porze roku zwykle wzrastają, co związane jest z uzupełnianiem zapasów przed kolejnym okresem zimowym. Ostatnie dane pokazują spowolnienie wzrostu cen produkcji sprzedanej przemysłu w ujęciu rok do roku" - napisali eksperci BIEC.

Obecnie wskaźnik cen PPI wynosi 2,1 proc. i jest niższy od wskaźnika cen dóbr konsumpcyjnych CPI. Z badania wynika, że przedsiębiorcy w swoich przewidywaniach odnośnie wzrostu cen produkowanych wyrobów wskazują na możliwość podniesienia cen na swe wyroby, jednak są to oczekiwania bardzo umiarkowane.

W opinii BIEC wynikają one być może bardziej z obawy o ewentualne nasilenie się presji na wzrost płac oraz wyższe jednostkowe koszty pracy. Jak do tej pory rosną one jednak miarkowanie, zaś koszty w przeliczeniu na jednostkę wyrobu w ostatnich miesiącach spadały. Presja inflacyjna pojawiająca się ze strony przedsiębiorstw jest więc obecnie nieznaczna.

Zdaniem BIEC czynnikiem osłabiającym groźbę wzrostu cen jest także wolniejsza nieco dynamika zaciągania kredytów przez gospodarstwa domowe, a także malejący dług sektora budżetowego.

"Co prawda zadłużenie gospodarstw domowych przyrosło w ciągu ostatniego roku realnie o ok. 35 proc. jednak znacznie większy boom kredytowy przechodziliśmy w latach 1996-97. Pod koniec 1996 realne tempo zadłużania się z tytułu kredytów konsumpcyjnych sięgnęło 65 proc. w skali roku.

Zważywszy, że obecnie mamy znacznie większy udział kredytów hipotecznych, których potencjalny inflacyjny efekt jest nieco mniejszy i odroczony w czasie niż w przypadku typowych kredytów konsumpcyjnych, groźba nasilenia inflacji z tego tytułu nie wydaje się silna" - uważają analitycy BIEC.

INTERIA.PL/PAP
Dowiedz się więcej na temat: analitycy | presja | wskaźnik
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »