Wytwórcy nas złupią

W najbliższych latach rynek energii będzie działał pod dyktando wytwórców. Odbiorcy energii, bojąc się wzrostów cen, upatrują ratunku w Urzędzie Regulacji Energetyki i innych urzędach centralnych.

Energię w oparciu o zasadę TPA kupujemy już od 2004 roku. Kiedy zaczęliśmy korzystać z TPA, były niemal powszechne nadzieje na dalszy rozwój konkurencyjnego rynku energii, przez kolejne lata osiągaliśmy coraz lepsze efekty finansowe. Rok 2008 jest jednak zupełnie inny niż ostatnie lata - diagnozuje Tadeusz Skobel, prezes zarządu PKP Energetyka. - Dzisiaj mamy rynek wytwórców energii. Jeżeli chcemy, aby to się zmieniło, musi powstać duża ilość nowych mocy wytwórczych.

Jednak, jak zauważa Skobel, problem w tym, że budowa nowych elektrowni trwa kilka lat. Jeżeli chcemy, aby niedobory energii zostały pokryte szybciej, należałoby rozwijać energetykę rozproszoną.

Reklama

O trudnych czasach dla odbiorców chcących korzystać z rynku energii świadczą m.in. statystyki Urzędu Regulacji Energetyki (URE). Według URE, w ramach TPA w roku 2007 sprzedano 8815 GWh energii elektrycznej, czyli 7,8 proc. udziału w całości dostarczonej w Polsce energii. To wręcz symboliczny wzrost w stosunku do roku 2006, kiedy w ramach TPA sprzedano 8469 GWh energii (7,6 proc.).

Liczby dowodzą, że w roku 2007 - wbrew niemal powszechnym przewidywaniom - nie nastąpiła żadna zauważalna reakcja na rynku energii. Według URE, w roku 2007 z prawa do zmiany sprzedawcy energii w całej Polsce skorzystało zaledwie 604 odbiorców, z czego 541 to gospodarstwa domowe. Liczba odbiorców przemysłowych korzystających z TPA była więc na podobnym poziomie, co w latach poprzednich, a liczba odbiorców indywidualnych była o wiele niższa od oczekiwanej przez sprzedawców energii. Oznacza to więc, że pojęcie "rynek energii" w odniesieniu do polskich realiów jest... określeniem na wyrost.

Nadal bez przełomu

W tym roku żadnego przełomu nie należy się spodziewać, ponieważ brak poważnych zachęt dla odbiorców do korzystania z rynku energii.

- Przedsiębiorstwa pragnące wykorzystać zasadę TPA mogą na tym zyskać od dwóch do pięciu złotych na 1 MWh, a notowane ostatnio wzrosty cen energii w niektórych przypadkach wyniosły ok. 60 proc., czyli 80 zł za MWh. Aktualnie więc dla odbiorców rynek energii stracił na znaczeniu - ocenia Henryk Kaliś, pełnomocnik zarządu ds. zarządzania energią elektryczną w Zakładach Górniczo-Hutniczych Bolesław i przewodniczący Forum Odbiorców Energii Elektrycznej i Gazu.

Kaliś zwraca uwagę, że kwestią być albo nie być dla wielu gałęzi polskiego przemysłu staje się znalezienie sposobu na ograniczenie drastycznego wzrostu cen energii elektrycznej spowodowanego oczekiwaniami sektora wytwarzania.

Przekonuje, że od momentu utworzenia skonsolidowanych grup energetycznych odbiorcy nie dostają zróżnicowanych ofert sprzedaży energii elektrycznej.

- Rozpisujemy zapytania ofertowe, na które konkretne odpowiedzi nie przychodzą lub pojawiają się prośby o przesuwanie terminu składania ofert w czasie. Tak przebiegała kontraktacja energii elektrycznej na 2008 r. Trudno w takiej sytuacji w sposób skuteczny negocjować ceny - twierdzi Henryk Kaliś.

Podobne opinie wyrażają inni przemysłowi odbiorcy energii.

- Ogłaszając przetargi na kupno energii, nigdy nie odczuwaliśmy wielkiego zainteresowania ze strony wytwórców, ale dzisiaj napływających ofert jest jeszcze mniej niż w latach poprzednich. Aktualnie oferty rynkowe przekraczają o 20-30 zł na 1 MWh ceny taryfowe, otrzymujemy oferty z propozycją cen ok. 200-206 zł, a ceny w taryfach wynoszą 175-176 zł - zauważa Grzegorz Grabowski, członek zarządu, dyrektor handlowy PKP Energetyka. - Gwałtowny wzrost cen energii spowodował, że odbiorcy zaczęli uważniej przyglądać się kosztom jej zakupu. To chyba największa kampania reklamowa na rzecz liberalizacji rynku i oszczędności energii: wszyscy odbiorcy wiedzą, iż tak jest drogo, że energii trzeba szukać gdzieś taniej. Tyle że taniej nie ma... - podsumowuje.

Kto za to zapłaci...

Henryk Kaliś przekonuje, że przemysłowi odbiorcy energii nie mają możliwości bezpiecznego zakupu energii. Na rynku funkcjonują trzy grupy odbiorców. Pierwsza z nich to odbiorcy korzystający z zasady TPA, którzy zawarli kontrakty rynkowe na cały 2008 rok i ta grupa jest spokojna o poziom swoich kosztów związanych z energią elektryczną.

Druga grupa to ci, którzy patrząc na ceny z lat poprzednich, kiedy energia na giełdzie i internetowych platformach obrotu była tańsza niż w kontraktach rynkowych, spodziewali się, że w tym roku będzie podobnie i zakontraktowali energię np. tylko na pierwszy kwartał 2008 r. Obecnie muszą ją kupić po cenie ok. 230 zł za MW, co szczególnie dla firm, w których koszt energii w kosztach prowadzenia działalności jest wysoki, prowadzi do katastrofy. Zastanawiają się one teraz wręcz nad kontynuowaniem działalności. Są to głównie przedsiębiorstwa z branż hutnictwa metali nieżelaznych i hutnictwa stali.

Kolejna grupa odbiorców to przemysłowi odbiorcy taryfowi, którzy byli przekonani, że najbezpieczniej będzie uciec do taryfy, ponieważ sytuacja na rynku jest niepewna. Ci również ponieśli przykre konsekwencje, ponieważ okazało się, że po podwyżce styczniowej o ok. 20-23 proc. obecnie spółki obrotu przygotowują kolejną podwyżkę na poziomie 18-20 proc. To wynik tego, że spółki obrotu nie do końca domknęły swoje pozycje kontraktowe i aktualnie muszą kupować energię po cenach wyższych niż dopuszczone przez prezesa URE w taryfach zatwierdzonych dla odbiorców komunalnych.

Jeśli z rynkowego poziomu cen energii wynikało, że średnia podwyżka dla wszystkich odbiorców powinna wynosić 23 proc., a prezes URE pozwolił na podwyżki dla grupy G (czyli gospodarstw domowych) tylko o 12 proc., to oznacza, iż powstały w ten sposób niedobór w przychodach sprzedawcy muszą pokryć, zwiększając obciążenia tam, gdzie prezes URE nie ingeruje, czyli w przedsiębiorstwach.

Giełda nie pomoże

Pojawia się więc leninowskie pytanie "co robić?" - aby rynek energii mógł lepiej funkcjonować. Według Piotra Gołębiowskiego, dyrektora ds. portfela energii i cenotwórstwa w Vattenfall Sales Poland (spółki obrotu energią), aby na rynku energii elektrycznej zaistniała rzeczywista konkurencja, muszą zostać spełnione następujące warunki: musi być duża liczba producentów energii, żaden z wytwórców nie może samodzielnie wpływać na cenę energii na rynku, muszą obowiązywać ceny krańcowe, wszyscy uczestnicy rynku powinni mieć pełen i równy dostęp do informacji istotnych dla funkcjonowania rynku.

- Jak wiadomo, nie wszystkie te warunki są spełniane, jedną z przyczyn tego jest konsolidacja pionowa w sektorze elektroenergetycznym - ocenia Gołębiowski.

Henryk Kaliś przypomina, że duża część energii w Polsce jest sprzedawana w oparciu o kontrakty dwustronne, co, jego zdaniem, pogarsza pozycję odbiorcy.

Na Towarowej Giełdzie Energii, Platformie Obrotu Energią Elektryczną i innych platformach handlu energią łączny obrót energią wynosi zaledwie ok. 1 proc. Tak płytki rynek jest bardzo łatwo rozchwiać i zniekształcić. Dlatego niektórzy przedstawiciele odbiorców energii oraz spółek obrotu przekonują, że wzorem innych krajów należałoby wprowadzić obowiązek odsprzedaży co najmniej 50 proc. wytwarzanej energii poprzez TGE lub platformy internetowe. Wpłynęłoby to, ich zdaniem, w sposób zdecydowany na upłynnienie rynku i z czasem doprowadziłoby również do powstania rynku kontraktów terminowych.

- Mówi się, że energetyka nie ma środków na inwestycje. W obecnej sytuacji jednak bardzo trudno wycenić energię elektryczną z wyprzedzeniem kilku lat. Funkcjonowanie rynku kontraktów terminowych pozwoliłoby wytwórcom energii uzyskać niezbędne środki na inwestycje z jednej strony, z drugiej zaś ustabilizować warunki prowadzenia działalności gospodarczej przez odbiorców, którzy znając z wyprzedzeniem kilku lat ceny energii, mogliby sporządzać bardziej wiarygodne biznesplany - przekonuje Henryk Kaliś.

Sceptyczny wobec zmuszania producentów do handlu na giełdzie energii jest prof. Jan Popczyk z Politechniki Śląskiej. Przypomina, że w Polsce działają cztery duże grupy energetyczne i łatwo można opracować modele spekulacyjne pozwalające, bez zmowy cenowej, na częściowe zarządzanie cenami na giełdzie.

- Zmuszenie wytwórców do handlu na giełdzie energii nie jest więc wystarczającym mechanizmem rozwoju rynku. Przede wszystkim musi być dużo wytwórców - wskazuje prof. Popczyk.

Jak wiadomo, w najbliższych latach do znaczącego zwiększenia mocy wytwórczych w Polsce nie dojdzie. Dlatego odbiorcy energii wskazują, że bardzo istotne jest wzmocnienie pozycji i wpływu prezesa URE i prezesa UOKiK na rynku energii. Wzmocnienia wymagają również przeciążone pracą ministerstwa, zwłaszcza gospodarki i skarbu.

Dariusz Ciepiela

Dowiedz się więcej na temat: energetyka | energetyki | URE | rynek energii | odbiorcy | handel | wzrost cen
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »