Zaczynamy tęsknić za Grzegorzem Kołodką
Budżet na 2004 r. nie stanowi przełomu - stwierdzili eksperci i przedsiębiorcy, którzy wzięli udział w zorganizowanej przez PARKIET debacie na temat projektu. Rząd nie wykazał się wystarczającą determinacją, aby coś zmienić. Nadal dominuje polityka, kreatywna księgowość i liczenie na cud. Budżetu broniła jednak wiceminister finansów Halina Wasilewska--Trenkner.
Eksperci biorący udział w debacie na temat projektu budżetu na 2004 r. uznali, że nie brakuje w nim optymistycznych założeń oraz kreatywnej księgowości.
- Rzeczywisty przyrost potrzeb pożyczkowych państwa w 2004 r. ostrożnie licząc wynosi ok. 20 mld zł. Będę z dużym niepokojem śledził wykonanie budżetu w przyszłym roku i każdy negatywny sygnał z tej strony może bardzo szybko zaognić sytuację na rynkach - ostrzega Dariusz Filar, główny ekonomista Pekao SA.
Ekonomiści zwrócili szczególną uwagę na brak zapowiadanych cięć wydatków oraz likwidacji kosztownych funduszy i agencji rządowych.
Broniąca racji Ministerstwa Finansów wiceminister Halina Wasilewska-Trenkner uznała natomiast, że nie jest to zła ustawa. Twierdzi, że sukcesem było zmieszczenie się w 45,5 mld deficycie oraz faktyczne ograniczenie wydatków.
- Gdyby odliczyć wszystkie nowe wydatki, które pojawiły się w przyszłorocznym budżecie okaże się, że tak naprawdę nastąpiło ich zmniejszenie w porównaniu z rokiem 2003. Według moich wstępnych szacunków jest to kwota ok. 1,7 mld zł - zapewnia wiceminister finansów.
Jej zdaniem była szansa na lepszy budżet i poważniejsze reformy. Zabrakło jednak Grzegorza Kołodki - wynika z wypowiedzi Haliny Wasilewskiej-Trenkner.