Zagrożone 20 proc. dostaw dla całej UE
Premier Donald Tusk spotka się we wtorek z przebywającym z wizytą w Polsce premierem Węgier Gordonem Bajnai. Mają rozmawiać m.in. o unijnej strategii rozwoju "UE 2020", a także o strategii dla regionu Dunaju.
Kolejne tematy rozmów to współpraca polsko-węgierska, współdziałanie obu krajów w regionie i na arenie Unii Europejskiej. Poruszone zostaną także kwestie omawiane podczas ostatniego, lutowego spotkania szefów rządów państw Grupy Wyszehradzkiej (Polska, Węgry, Czechy, Słowacja) w Budapeszcie - podało w przeddzień wizyty Centrum Informacyjne Rządu.
Wieczorem, na jednym z warszawskich Orlików, premierzy i delegacje obu krajów zmierzą się w polsko-węgierskim meczu piłki nożnej.
Strategia "UE 2020" ma zastąpić przyjętą w 2000 roku Strategię Lizbońską, która nie przyniosła efektów.
Szef KE Jose Barroso zapowiedział już, że priorytetem nowej strategii ma być bardziej inteligentna i ekologiczna, oparta na wiedzy gospodarka rynkowa, a to oznacza, że kraje będą musiały więcej inwestować w nowe priorytety, jak walka ze zmianami klimatycznymi, innowacje i najnowsze technologie komunikacyjne. Hiszpania - która 1 stycznia przejęła od Szwecji półroczne przewodnictwo w UE - chce, żeby cele określone w nowej unijnej strategii gospodarczej były dla państw członkowskich wiążące - czyli żeby "27" była rozliczana z ich realizacji.
Bardziej szczegółowe propozycje nowej strategii Komisja Europejska ma ogłosić 3 marca. Przedyskutują je następnie szefowie państw i rządów "27" na szczycie 25-26 marca w Brukseli, tak by ostateczną decyzję podjąć na kolejnym szczycie w czerwcu.
Uczestnicy lutowego szczytu Grupy Wyszehradzkiej zgodzili się, że Strategia rozwoju Europy musi uwzględniać różnice pomiędzy poszczególnymi krajami, dotyczące m.in. rynku pracy i wzrostu zatrudnienia. "Będziemy twardo przypominali KE, że szukamy rozwiązań korzystnych także dla państw naszego regionu" - mówił Tusk dziennikarzom w Budapeszcie.
W czasie szczytu - obok strategii rozwoju - poruszono m.in. kwestie wspólnych inwestycji w infrastrukturę energetyczną i reakcji na potencjalne kryzysy gazowe. Polska opowiada się za tym, by Komisja Europejska włączała się jak najwcześniej w zapobieżenie potencjalnemu kryzysowi energetycznemu - już na etapie wstępnych ostrzeżeń, a nie dopiero wtedy, kiedy kryzys zostanie formalnie ogłoszony.
Obecne przepisy dyrektywy z 2004 roku zobowiązują do reakcji na poziomie unijnym, jeśli zagrożonych jest 20 proc. dostaw dla całej UE. Komisja Europejska ogłosiła w lipcu ub.r. propozycję rozporządzenia, w którym co prawda znalazł się zapis, że odcięcie już 10 proc. dziennego importu gazu do UE wystarczy, by Komisja ogłosiła sytuację kryzysową, jednak "automatycznie" nastąpi to tylko wtedy, gdy kryzys wystąpi w dwóch lub więcej krajach.
Zgodnie z projektem KE, jeśli zakłócenia dostaw będą dotyczyć tylko jednego kraju, Komisja może - ale nie musi - ogłosić sytuację nadzwyczajną, która uruchomi mechanizmy wewnątrzunijnej solidarności. Tymczasem polscy politycy uważają, że KE powinna mieć instrumenty, by skłonić państwa członkowskie, które mają nadwyżkę gazu, do przesyłania go krajom dotkniętym kryzysem gazowym, oraz przeciwdziałać zapisom w kontraktach, które zakazują jego reeksportu.