Życie w czasach wielkiej depresji

Moja żona i ja, podobnie jak wielu Greków tonących dziś w odmętach gospodarczego kryzysu, żyjemy z dnia na dzień.

Po tym, jak gazeta, w której przepracowałem 23 lata (moja żona - 17) zniknęła z rynku, oboje wylądowaliśmy na bezrobociu. Przez półtora roku żadne z nas nie doczekało się należnej nam wypłaty - redakcja przestała płacić pracownikom już na pięć miesięcy przed upadkiem. Jako że w Grecji bezrobocie wśród dziennikarzy przekroczyło 30 procent, a oficjalne statystyki rządowe mówią o 26-procentowej stopie bezrobocia w skali kraju, perspektywy na ten rok są - że tak powiem - niezbyt oszałamiające.

Pobierz: darmowy PIT 2012

Reklama

Takich historii jak nasza jest w Grecji wiele - aczkolwiek niektóre są o wiele bardziej, a inne nieco mniej dramatyczne. Łączy nas za to jedno: jak większość naszych rodaków, walczących o to, by mieć co jeść, by ogrzać swoje domy i zachować pozory normalności w codziennym życiu, tak i my staramy się ocalić naszą godność i wybronić się przed depresją pochłaniającą nasz kraj.

Utrzymywani przez rodziców

Pod pewnymi względami mieliśmy szczęście. Nasz syn, jak wielu młodych ludzi, wyjechał z kraju i znalazł pracę w Szkocji (jest inżynierem oprogramowania). Patrzymy, jak Grecja traci całe pokolenie wysoce wykwalifikowanych absolwentów wyższych uczelni. Nasi rodzice - chociaż już w podeszłym wieku - cieszą się zdrowiem i jakoś żyją z emerytur, które w ciągu ostatnich dwóch lat zostały zredukowane o prawie 50 procent. Zaproponowali nam, że będą dzielić się z nami skromnymi zasobami, jakimi dysponują - to częsty przypadek w Grecji, gdzie tradycyjne rodzinne więzi muszą rekompensować nieefektywne programy pomocy społecznej.

Przez ostatnich osiemnaście miesięcy staraliśmy się znaleźć pracę w naszym zawodzie. Wraz z grupą kolegów zwolnionych razem z nami, próbowaliśmy nawet założyć cyfrową gazetę. Po kilku miesiącach ciężkiej (i darmowej!) pracy, nasz główny inwestor wycofał się, nie chcąc ryzykować w obliczu niepewnego ekonomicznego klimatu. Stało się to na kilka dni przed debiutem naszego pisma w internecie.

Mieszkają w samochodach...

Próbujemy więc innych ścieżek. Moja żona zajęła się pieczeniem i sprzedażą swoich wypieków. Myślimy też o eksportowaniu tradycyjnych greckich produktów rolnych. Udało nam się nawet sprzedać należący do nas niewielki domek na wsi, chociaż transakcje na rynku nieruchomości w Grecji praktycznie ustały. Dostaliśmy za niego sumę o 20 procent niższą niż wynosiła jego pierwotna wartość, ale i tak uważamy się za szczęściarzy: dzięki tym pieniądzom przeżyjemy kilka najbliższych miesięcy.

Zdobyliśmy również sądowy dokument zabezpieczający nasz dom w Atenach przed przejęciem przez bank. Dzięki temu nieruchomość, która wciąż obciążona jest kredytem, będzie bezpieczna aż do 2015 r. Powodzi się nam z pewnością lepiej niż ludziom, którzy zostali zmuszeni do zamieszkania w swoich samochodach... To jedyne, co im zostało po utracie pracy i lokali mieszkalnych, które przejęły banki lub z których ich wyrzucono z powodu zalegania z opłatami. Co kilka dni zmieniają miejsce parkowania - a jeśli chodzi o korzystanie z łazienki, liczą na dobre serce obcych ludzi. Zdarza się też, że potrzeby fizjologiczne załatwiają w publicznych parkach albo w ogródkach osób prywatnych - w tym także w naszym.

...walczą o każdy kawałek drewna

Mamy świadomość, że nasz ogród to dobrodziejstwo. Przycinanie drzew i krzewów, za które zabraliśmy się w styczniu, okazało się być wspaniałą psychologiczną terapią. Podczas tej czynności nieoczekiwanie dla samego siebie odkryłem, że ścinam drzewo wawrzynowe, które posadził mój dziadek z okazji moich urodzin. Było to 57 lat temu.

Jak dotąd nie popadliśmy jeszcze w szaleństwo rąbania i palenia każdym kawałkiem drzewa. W większości greckich domów centralne ogrzewanie zostało odcięte - ceny materiałów opałowych wzrosły niemal dwukrotnie w porównaniu z rokiem ubiegłym. W ruch poszły kominki i piecyki - nawet w wielopiętrowych budynkach wielorodzinnych.

Dlatego właśnie co wieczór, kiedy nasi sąsiedzi wracają do swoich mieszkań i domów, a Ateny spowija chmura dymu drzewnego, zaczynają mnie szczypać oczy. Ostrzeżenia władz, które informują, że poziom zanieczyszczenia powietrza przekroczył dopuszczalne normy, zbywane są wzruszeniem ramion - albo traktowane jako kolejny rządowy spisek mający na celu zmuszenie ludzi to korzystania z obłożonych wysoką akcyzą materiałów opałowych (ich zużycie spadło aż o 70 procent). Tymczasem greckie służby leśne toczą nierówną walkę z masowymi wycinkami drzew na skalę niespotykaną od czasów nazistowskiej okupacji kraju.

Czytaj raport specjalny serwisu Biznes INTERIA.PL "Teraz tonie Grecja. Kto następny?"

Garnitur od Armaniego w kolejce po darmową zupę

Z pewnością ja i moja żona mamy więcej szczęścia niż ludzie, którzy tłumnie napływają do 191 jadłodajni dla ubogich, prowadzonych przez Grecki Kościół Prawosławny. Wydawane są w nich ciepłe zupy. Wśród nich są "nowo-ubodzy" - jak mężczyzna w średnim wieku ubrany w garnitur od Armaniego, nieco przetarty na łokciach i na siedzeniu. Mężczyzna ten stara się nie rzucać w oczy, czekając w kolejce do jadłodajni przy ateńskim placu Koumoundourou, gdzie za chwilę dostanie swój codzienny posiłek. Jest tam również pewna bardzo szacowna dama, która codziennie pokonuje pieszo sześciokilometrowy dystans, by odstać swoje, a następnie opuścić kolejkę z dwoma pojemnikami pełnymi jedzenia. Następnie wraca do domu i udaje, że gotuje - wszystko po to, by jej chory mąż nie zorientował się, że nie mogą sobie na to pozwolić.

Rysunek z serwisu zboku.pl

Więcej w serwisie ZBOKU.PL

Nie poddać się rozpaczy

Czasami zadajemy sobie z żoną pytanie, czy nie oszukujemy samych siebie. Uważamy jednak, że największe nieszczęście to poddać się rozpaczy. W święta zmuszaliśmy się, żeby wstawać z łóżka. Od tego czasu wstajemy jednak codziennie i próbujemy znaleźć coś, co pozwoli nam wrócić do znajomej rutyny. Z radością zaczęlibyśmy wszystko od nowa, ale od czego tu zacząć?

Jakikolwiek nowy biznes wymaga pieniędzy, a my mamy ich tylko tyle, by przetrwać. O kredycie nawet mowy nie ma. Kiedy wieczorem kładziemy się spać, mamy świadomość, że przetrwaliśmy kolejny dzień. Siedem takich nocy - i będziemy mogli sobie powiedzieć, że przetrwaliśmy kolejny tydzień. Rozpaczliwie pragniemy wierzyć, że ta sytuacja nie będzie trwała wiecznie - jak chmura dymu spowijająca zimowe niebo nad Atenami.

Pewności jednak nie mamy. Wiemy za to, że przynajmniej dymy się rozwieją, kiedy nadejdzie wiosna.


Kostas Tsapogasis, były dziennikarz greckiej gazety "Eleftherotypia"

© 2013 The International Herald Tribune

Tłum. Katarzyna Kasińska

New York Times/©The International Herald Tribune
Dowiedz się więcej na temat: Grecja | kryzys gospodarczy | "Ja | zyciem | żyły | życia
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »