Zyski z olimpiady pewne?

"Zyski z olimpiady są pewne" - uważa brytyjski premier Tony Blair. Czy ma rację? Liczne przykłady pokazują, że na organizacji igrzysk można zarobić, ale można też stracić...

Brytyjczycy spodziewają się, że na czysto zarobią na igrzyskach 100 mln funtów. Ręce zacierają z uciechy przede wszystkim budowlańcy. Jak wyliczyli, na budowę nowych obiektów sportowych pójdzie 728 mln funtów. W dniu ogłoszenia zwycięstwa Londynu w rywalizacji o organizacje zawodów ceny akcji firm budowlanych skoczyły na giełdzie o ponad 5 proc.

Największych profitów oczekują londyńczycy, szczególnie ci ze wschodniej części miasta, gdzie powstanie wioska olimpijska i kilka obiektów sportowych. "Tysiące miejsc pracy, nowe domy, największy park w Londynie, światowej klasy infrastruktura sportowa i wiele, wiele innych" - wylicza burmistrz dzielnicy Newham, sir Robin Wales.

Reklama

Zarobiły: Los Angeles i Barcelona...

Przykłady innych miast pokazują, że igrzyska nie są wcale tak pewną inwestycją i mogą też przynosić straty. Spektakularny sukces odniosło np. Los Angeles, które z nawiązką odzyskało włożone w organizację pieniądze. Duża w tym zasługa stacji telewizyjnych, które po raz pierwszy w historii zmagań olimpijskich włączyły się w ich transmitowanie na taką skalę. Na prawach do transmisji organizatorzy zarobili prawie pół miliarda dolarów.

Powody do zadowolenia mają też Hiszpanie, gdyż igrzyska w Barcelonie okazały się jedną z najlepszych inwestycji ostatnich lat w tym kraju. W przeciwieństwie do Los Angeles trudno jednak mówić o wymiernych zyskach. Organizatorzy do dziś nie zbilansowali wydatków i przychodów, i niewykluczone, że olimpiada nie zarobiła na siebie. Nie ulega jednak wątpliwości, że po 1992 roku Barcelona , jedno z najbardziej atrakcyjnych miast Europy -dzięki olimpiadzie - stała się potężnym centrum kongresowym i targowym Hiszpanii.

Ekonomiści analizujący profity, jakie może przynieść organizacja olimpiady, wskazują jeszcze na Sydney, które wcześniej nie było aż tak powszechnie znanym miastem. Po igrzyskach, na organizację których Australijczycy nie żałowali pieniędzy (pokryli koszt przelotu wszystkich ekip sportowych biorących udział w zawodach), doszło do rebrandingu wizerunku miasta i kraju. "Wcześniej uchodziło ono za odległe, skryte gdzieś w buszu miasto. Teraz postrzegane jest jako nowoczesne, otwarte miasto świata" - napisał Stephen Evans, dziennikarz ekonomiczny BBC.

...straciły: Lillehammer , Montreal, Seul i Ateny

Nie wszyscy mają jednak powody do zadowolenia, a nawet więcej jest takich, którzy po olimpiadzie srodze się rozczarowali. Po igrzyskach w Lillehammer (1994 r.) zostały puste hale sportowe i tor saneczkowy, który od tamtego czasu nie był wykorzystywany. W badaniach opinii publicznej, robionych w przeddzień olimpiady, aż 73 procent Norwegów stwierdziło, że po imprezie trudno będzie wykorzystać obiekty olimpijskie. Mieli rację.

Seul to kolejny przykład niewykorzystanych szans, bo chociaż nakłady poniesione na organizację imprezy w większej części zwróciły się, to część budynków sportowych przez lata nie była używana. Jeszcze gorzej na igrzyskach wyszli Kanadyjczycy, a dokładniej palacze, którzy do dzisiaj płacą specjalny podatek wliczony w cenę papierosów - w całości przekazywany na pokrycie kosztów olimpiady w Montrealu z 1976 r.

Długów nie uniknęli także praktyczni i oszczędni mieszkańcy Salt Lake City (2002 r.), a Atlancie (1996 r.) udało się zbilansować budżet tylko dlatego, że organizatorów hojnie wspierał koncern Coca-cola, który ma siedzibę w tym mieście.

Sami sobie winni....

O ile w wymienionych przypadkach koszty organizacji odbiły się głównie na finansach lokalnej społeczności, to ubiegłoroczne igrzyska w Atenach mocno nadszarpnęły także państwową kasę. Przed miesiącem grecki rząd podsumował wszystkie wydatki poniesione na przygotowanie igrzysk w 2004 r. Zamknęły się one rekordową kwotą 12 mld euro, czyli były ponad dwa razy wyższe niż wcześniej planowano.

Siedem lat przed olimpiadą planiści wyliczyli nawet, że zawody będą kosztowały nie więcej niż 1,3 mld dolarów. Później sumę wydatków oszacowano na 5,3 mld dolarów, w końcu stanęło na 14 mld.

Grecy po części sami sobie są winni. Za przygotowania zabrali się za późno i aż do ostatniej chwili ścigali się z czasem, żeby tylko ukończyć przygotowania przed otwarciem zawodów. To znacznie podwyższyło koszty. Tym bardziej, że na potrzeby igrzysk musieli wybudować 30 nowych obiektów sportowych.

Organizatorzy nie doszacowali też wydatków związanych z bezpieczeństwem. Początkowo uważali, że wystarczy kwota 96 mln euro. Ostatecznie ochrona obiektów i zapewnienie bezpieczeństwa sportowcom i kibicom kosztowały miliard euro.

Obiekty na sprzedaż

To jeszcze nie wszystko. Na panewce spaliły nadzieje, jakie w olimpiadzie pokładała branża turystyczna, która liczyła na to, że impreza przyciągnie tłumy turystów. Dobra koniunktura w tym sektorze gospodarki ma szczególne znaczenie dla tego kraju, gdyż 12 proc. PKB Grecji wytwarza właśnie turystyka. Tymczasem zamiast oczekiwanej hossy przyszła stagnacja. W czasie igrzysk liczba pokoi zajętych w hotelach była aż o jedną czwartą niższa niż się spodziewano. W całym 2004 r. do Grecji przyjechało o 10 proc. mniej turystów niż rok wcześniej.

Spadek ruchu turystycznego tłumaczy się obawami związanymi z groźbą zamachów terrorystycznych, jakich spodziewano się w trakcie zawodów. Nie bez winy są jednak sami Grecy, którzy przesadzili z cenami hoteli.

Ogromne wydatki "olimpijskie" solidnie obciążyły grecką kasę. Deficyt budżetowy wzrósł z 2,5 proc. w 2002 r. do 5,3 proc. w ub.r. i wyniósł 184 mld euro. Na tym wydatki związane z organizacją igrzysk nie kończą się, gdyż obecnie trzeba łożyć na utrzymanie obiektów sportowych. Rocznie kosztuje to budżet państwa 100 mln dolarów. Część hal i obiektów zamienia się powoli w centra kongresowe, niektóre są przejmowane przez uczelnie, inne rząd chce wystawić na sprzedaż. Zostało jednak kilka budowli, z którymi nie wiadomo, co zrobić, bo chętnych do ich kupna nie ma.

Brytyjski optymizm

Pomimo złych doświadczeń Greków, Brytyjczycy są pełni optymizmu co do profitów, jakie przyniosą igrzyska. Minister kultury w rządzie Tony'ego Blaira, Tessa Jowell ocenia, że olimpiada w Londynie będzie kosztowała organizatorów 2,4 mld funtów, a bezpośrednie zyski mają wynieść 100 mln funtów. Szacunki mówią, że w związku z przygotowaniami do imprezy w sektorze budowlanym powstanie 7 tys. miejsc pracy i kolejnych 12 tys. na terenie Parku Olimpijskiego.

Na razie na igrzyskach zarabiają przede wszystkim pośrednicy w handlu nieruchomościami, gdyż ceny mieszkań i domów, przede wszystkim we wschodniej części Londynu, zdecydowanie poszły w górę. Dzisiaj za mieszkanie jednopokojowe trzeba zapłacić 140 tys. funtów, o 20 tys. więcej niż przed kilkoma miesiącami.

Czy brytyjski optymizm przedolimpijski jest uzasadniony? Na odpowiedź przyjdzie jeszcze trochę poczekać.

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »