Najazd turystów na bałtyckie eldorado
Widok emeryta ciągnącego chwiejnym krokiem wózek z pięcioma skrzynkami piwa jest codziennością terminali promowych w Helsinkach, których mieszkańcy masowo podróżują do Tallina po tani alkohol, papierosy, a ostatnio nawet lekarstwa.
Estończycy zacierają ręce, a promy kursujące wahadłowo po kilka razy dziennie nigdy nie miały tak wielkiego obłożenia. - Kup cztery skrzynki piwa i dostaniesz wózeczek do jego transportu gratis - kuszą reklamy sklepów na promach, które dzięki zarejestrowaniu ich na Łotwie i w Estonii proponują ceny obowiązujące w tych krajach i omijają zakaz sprzedaży wolnocłowej na terenie Unii Europejskiej.
Dla Finów wyskok do Tallina to jednodniowa "rekreacyjna" wycieczka, gdyż prom z Helsinek płynie tam 2 - 3 godziny i poza rozrywką na pokładzie daje benefity w formie zakupów na lądzie, gdzie w porównaniu do Finlandii alkohol jest bajecznie tani i w dodatku na potrzeby prywatne nie ma ograniczeń w jego przywozie.Port w Tallinie odnotował w pierwszym kwartale roku 1,6 mln pasażerów, a w ubiegłym roku Estonię odwiedziło aż o 19 proc. więcej fińskich turystów niż rok wcześniej. Pozostawili oni w Tallinie, liczącym zaledwie 390 tys. mieszkańców, aż 460 mln euro. Ponad 70 proc. Finów z południowej części kraju przyznało, że regularnie podróżuje do Estonii, głównie po alkohol, a największa grupą osób są mężczyźni w wieku 55 - 65 lat.
- W dobie kryzysu możliwości finansowe Finów stały się ograniczone i wybierają miejsce gdzie można kupić więcej za te same pieniądze. Dlatego w sytuacji kiedy ceny w Finlandii wzrastają, zwłaszcza na alkohol, rządzący powinni się zastanowić nad skutkami dla fińskiej branży handlowej i usługowej. Finowie coraz częściej jeżdżą do Estonii do fryzjera, na zabiegi spa, a ostatnio odkryli, że ceny leków u sąsiadów są znacznie niższe niż w Finlandii - tłumaczy dyrektor federacji fińskich handlowców Juhani Pekkala.
Estońscy handlowcy w Tallinie zacierają z kolei zadowoleni ręce z powodu wysokich obrotów i zwracają uwagę na nowy trend - rosnącą liczbę turystów z Rosji, którzy mają zupełnie inną "cenną" mentalność. Jak piszą fińskie media - Fin, zanim coś kupi, długo się zastanawia, ogląda towar i porównuje ceny. Rosjanin najpierw chwyta to co mu się podoba, każde zapakować, a dopiero na końcu już płacąc pyta kurtuazyjnie o cenę.W jednym przypadku Finowie nigdy nie zastanawiają się i nie przeliczają czy coś jest tanie czy nie. Jest tak w przypadku alkoholu. Mając u siebie zaporowe ceny tego - jak mówią - "codziennego artykułu spożywczego", Estonię nazywają bałtyckim eldorado.
Na wracających z krainy szczęśliwości, rozbawionych Finów czekają rodziny lub znajomi z samochodami ponieważ po wielkim trudzie wyniesienia alkoholowego bagażu z promu trzeba butelki wódki i skrzynki piwa przewieźć do domów, gdzie natychmiast rozpoczyna się impreza trwająca do... następnego wyjazdu.
Największy obecnie na Bałtyku estoński armator promowy Tallink tylko w kwietniu przetransportował rekordową liczbę 745 tys. pasażerów z czego aż 360 tys. pomiędzy Finlandią i Estonią. Konkurent - Viking Lines odnotował podobne rezultaty i wszystko wskazuje na jeszcze większy wzrost w tym roku ponieważ rząd Finlandii właśnie ogłosił, że zamierza podnieść lada dzień ceny alkoholu.
Ceny promów są wyjątkowo atrakcyjne. Na trasie Helsinki - Tallin to 30 euro w dwie strony. Ze Sztokholmu można dopłynąć do Rygi czy Tallina już za 10 euro za osobę. Armator i tak zarabia na tym co pasażer wyda na pokładzie promu.
Zbigniew Kuczyński