Materiały budowlane - boom nadejdzie jutro

Infrastrukturalna machina wpadła w poślizg. Przez to pomyślne prognozy dotyczące produkcji materiałów budowlanych stały się nieco mniej optymistyczne. Dostawcy materiałów liczyli przede wszystkim na zwiększenie ruchu na budowach nowych dróg ekspresowych. Okazało się jednak, że GDDKiA, która energicznie zrazu zabrała się za rozstrzyganie przetargów i podpisywanie umów, z czasem wyraźnie zwolniła.

Pobierz: darmowy program do rozliczeń PIT 2015

Optymizm ostudzony

To istotne, bo większość z planowanych 3,9 tys. km tras szybkiego ruchu oraz 57 obwodnic ma powstać w formule "projektuj i buduj". Zatem wykonawcy, miast od razu po zawarciu umowy zamawiać materiały, najpierw co najmniej kilka miesięcy spędzą przy deskach kreślarskich i na rozmowach z urzędnikami, zabiegając o pozwolenia i zgody, bez których prace budowlane nie ruszą.

Reklama

Dobre nastroje w branży cementowej zaczęły słabnąć już wiosną zeszłego roku. Szybko utrwalił się pogląd, że sprzedaż nie osiągnie zapowiadanego wcześniej poziomu 16 mln ton.

- Szczególnie rozczarowujące wyniki zanotowaliśmy we wrześniu i październiku: najpierw nastąpił minimalny ledwie wzrost, a potem znaczący spadek - mówi Jan Deja, dyrektor biura Stowarzyszenia Producentów Cementu.

Branża ocenia, że w tym roku uda się sprzedać 15,8-16 mln ton cementu. Nadejście lepszych czasów to dopiero perspektywa lat 2017-18.

- Choć większe ożywienie w budownictwie drogowym powinno nastąpić już teraz. Nawet mimo tego, że duża część kontraktów podpisanych w formule "projektuj i buduj" wejdzie w fazę budowlaną dopiero w roku 2017 - podkreśla Deja.

Jednocześnie przyznaje, że optymizmem nie napawają go opóźnienia w harmonogramie prac nad nowymi inwestycjami kolejowymi. I wcale nie jest tym faktem szczególnie zaskoczony.

- Pod względem przygotowania, wdrażania i realizacji projektów, PKP PLK wciąż wypada bardzo słabo na tle GDDKiA - stwierdza.

Wzrost wyważony

Szacuje się, że w zeszłym roku wyprodukowano około 19,8 mln m sześc. betonu towarowego, czyli o około 3 proc. więcej niż w roku 2014. Maciej Marciniak, prezes spółki Górażdże Beton oraz szef Stowarzyszenia Producentów Betonu Towarowego w Polsce, przypomina, że pierwotnie oczekiwano jednak wzrostu prawie dwukrotnie większego.

- Optymizm był za duży - mówi Marciniak. - Ale też miał on podstawy: przecież zapowiadano wysokie tempo realizacji nowych inwestycji infrastrukturalnych.

Prognozy na ten rok są bardziej wyważone.

- Zakładamy, że nastąpi wzrost podobny do zeszłorocznego, o około 3 proc., czyli do 20,5 mln m sześc.

Sektor spogląda zatem - bo też w obecnej sytuacji nie ma innego wyjścia - poza infrastrukturalny rynek inwestycyjny. Liczy na rozwój budownictwa mieszkaniowego i zapowiadaną reindustrializację, dzięki której powstawałyby nowe zakłady przemysłowe. A one zawsze nakręcają koniunkturę inwestycyjną w swoim otoczeniu.

- Ponadto producenci betonu towarowego liczą na większe wykorzystanie nawierzchni betonowych przy budowie lokalnych dróg - dodaje Maciej Marciniak.

W ramach bieżącej perspektywy unijnej ma ich powstać 809 km. Tyle że beton na nawierzchnie dróg zazwyczaj przygotowują sami ich wykonawcy. Te inwestycje bardziej zatem interesują dostawców cementu niż betonu towarowego.

Kondycja osłabiona

Aleksander Kabziński, prezes Polskiego Związku Producentów Kruszyw, szacuje, że w roku 2015 wyprodukowano około 210 mln ton kruszyw naturalnych. To oznacza spadek o 4 proc. Przypomina, że w trendzie spadkowym znajdowały się jednocześnie ceny, co często wymuszało na producentach rezygnację z marży.

- Kondycja producentów kruszyw nie jest więc dobra. Szczególnie tych małych i średnich - ocenia. - Przy czym, gdy mówię o "dobrej kondycji", mam na myśli możliwość odbudowy potencjału technicznego i technologicznego. Przecież, mimo spadku produkcji, maszynom i urządzeniom lat nie ubywa.

Według prezesa Kabzińskiego, jest też nadzieja, że rok 2016 będzie okresem wzrostu. Może on sięgnąć nawet 10 proc. To oznaczałoby zapotrzebowanie na 230 mln ton kruszyw.

Będzie krucho?

Choć inwestycje finansowane z nowego budżetu unijnego jeszcze na dobre się nie rozpoczęły, dostawcy materiałów budowlanych już myślą o tym, co się stanie, gdy po roku 2023 wyschną źródła europejskich funduszy. Aleksander Kabziński przypomina doświadczenia Hiszpanii, dla której odcięcie strumienia pieniędzy płynącego z Brukseli skończyło się katastrofą. Na przykład popyt na kruszywa spadł tam w latach 2004- 14 o około 80 proc. W polskiej skali oznaczałoby to spadek zapotrzebowania w latach 2013-23 z 240 do zaledwie 50 mln ton.

- Jestem pewien, że aż tak źle nie będzie. Ale możemy zanurkować do 200 mln ton. Liczę na to, że wzorem krajów o ustabilizowanym zapotrzebowaniu, także u nas utrzyma się ono na średnim europejskim poziomie 5-6 ton kruszyw na mieszkańca rocznie.

Dla producentów cementu niezmiennie głównym zmartwieniem pozostaje polityka klimatyczna. A Jan Deja wciąż powtarza, jak ważne jest to, by przy okazji urzeczywistniania ambitnych planów redukcji emisji CO2 nie wyprowadzić z Unii przemysłów energochłonnych. W tym także cementowego. I jak ważne jest to szczególnie dla Polski - kraju leżącego na pograniczu obszaru objętego Europejskim Systemem Handlu Emisjami.

- Na Białorusi czy Ukrainie cementownie nie są obciążone kosztami nabywania praw do emisji. Przy rosnących cenach CO2 będzie to wzmacniać ich konkurencyjną przewagę.

Deja dodaje, że jeśli unijny plan zwiększenia udziału przemysłu w PKB z 16 do 20 proc. ma zostać zrealizowany, to należy stworzyć - co oczywiste - odpowiednie do tego warunki.

- Polskie cementownie należą do najnowocześniejszych w Europie. Sięgnęły granicy możliwości redukowania emisji dwutlenku węgla. Jeśli więc cena EUA dojdzie do 20 euro - produkcja klinkieru cementowego w Polsce stanie się po prostu nieopłacalna - mówi.

Branża walczy też o to, aby emisja dwutlenku węgla związana z rozkładem węglanu wapnia nie była zaliczana do ogólnego poziomu jego emisji, bo nie da się jej uniknąć w procesie produkcji klinkieru. Jej przedstawiciele przypominają wreszcie obecne w polityce klimatycznej pojęcie tak zwanej konsumpcji CO2.

Rzecz w tym, że zamknięcie nowoczesnego zakładu w Unii Europejskiej rodzi konieczność sprowadzania cementu spoza Wspólnoty; najpewniej od producenta, który nie musi przejmować się wyśrubowanymi standardami ekologicznymi. A to oznacza, że globalny bilans emisji CO2 nie tylko się nie poprawi, ale - gdy doliczymy do niego spaliny powstałe w trakcie transportu - nawet się pogorszy. Dlatego branża liczy na to, że przemysł cementowy pozostanie jednym z tych sektorów, które objęto ochroną z uwagi na zjawisko carbon leakage, czyli groźbę przeniesienia produkcji poza granice UE.

Tomasz Elżbieciak

Więcej informacji w portalu "Wirtualny Nowy Przemysł"

Dowiedz się więcej na temat: materiały budowlane | budowa autostardy | cement | drogi | materiał
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »