Niskie czynsze i dostęp do mieszkań. Madryt domaga się zmian
“Mieszkanie to prawo, nie biznes” - to hasło, które przyświecało organizatorom niedzielnej manifestacji w Madrycie, której uczestnicy sprzeciwiali się kryzysowi mieszkaniowemu i rosnącym cenom. Jej organizatorem było blisko 40 grup społecznych. Protest był kontynuacją marszu z jesieni przemianowanego na „Rewolucję Kluczy”.
W październiku organizatorzy protestu zachęcali lokatorów mieszkań do zaprzestania płacenia czynszów i wymuszenia na wspólnotach mieszkaniowych oraz na administracji stolicy Hiszpanii zmiany polityki, która uderza w niemal wszystkie grupy społeczne. Wierzyli, że strajk wymusi na administracjach obniżenie stawek.
W miastach odwiedzanych przez turystów, m.in. w Madrycie, o wiele bardziej opłacalny jest wynajem krótkoterminowy niż całoroczny. W sezonie turystycznym tydzień pobytu może kosztować ponad tysiąc euro - tyle, ile kosztował do niedawna miesięczny czynsz. Te jednak są coraz wyższe, bo kurczy się rynek mieszkań na wynajem całoroczny. Z centralnych i nadmorskich dzielnic (np. barcelońskiej Barcelonety) osoby starsze i młode małżeństwa zostali wypchnięci na przedmieścia a nierzadko są zmuszani do współdzielenia mieszkań, bo nie stać ich na własne.
Dlatego uczestnikami wczorajszego marszu byli młodzi, którzy nie widzą perspektyw na usamodzielnienie. W Hiszpanii co 4. osoba między 30 a 34 rokiem życia wciąż mieszka z rodzicami, zwykle nie z własnego wyboru. Protestowały też osoby starsze, które do niedawna płaciły niskie czynsze. Aby zmusić ich do opuszczenia mieszkań w popularnych dzielnicach i wynajmowania ich turystom, właściciele nieruchomości (coraz częściej są nimi fundusze inwestycyjne) zawyżają opłaty. Protestowały też młode małżeństwa i osoby o niskich dochodach, m.in. migranci, których sytuacja materialna nie pozwala ani na kupno, ani na wynajem.
Na niesionych przez nich transparentach można było przeczytać: „Godziwe i zrównoważone mieszkania dla wszystkich już teraz!”, „Domy do życia, planeta do zamieszkania”, „Pracujemy, aby żyć, nie aby przetrwać” oraz „Przeciwko spekulacjom i rynkowi”. Protestujący ostrzegli też lokalną administrację, że “Madryt walczy”, zachęcali do strajku czynszowego i skandowali hasła przeciwko “mieszkaniowym rentierom”.
Protest zbiegł się z opublikowaniem danych z których wynika, że w ostatnich czterech miesiącach 2024 r. średnia cena mieszkań w Hiszpanii wyniosła 2164 euro za metr kwadratowy (na Balearach czy w Madrycie cena za metr osiąga 10 tys. euro). To nowy historyczny szczyt, o 12,5 proc. wyższy od maksymalnego poziomu z 2007 r. Wtedy windowanie cen doprowadziło do bańki spekulacyjnej, w której podaż wyraźnie przewyższał popyt. Jej konsekwencją był największy w historii kraju kryzys mieszkaniowy.
Perspektywy na ten rok też nie są lepsze. Według większości szacunków, w 2025 r. wzrost cen nieruchomości wyniesie od 5 do 7 proc. podczas gdy płace wzrosnąć mają o 2-3 proc. W swoim najnowszym raporcie agencja ratingowa Fitch zapowiedziała, że liderem wzrostu cen nieruchomości w Europie będzie Hiszpania. Prognozy cen nieruchomości w głównych gospodarkach europejskich podniosła też S&P. Zdaniem jej ekspertów, wzrost Hiszpanii przewyższy jedynie Irlandia i Portugalia.
Organizatorzy madryckiego protestu oskarżają władze o faworyzowanie właścicieli. „Szczególnie szokująca jest postawa Wspólnoty Madrytu, która jest zdecydowana nadal faworyzować działalność funduszy inwestycyjnych, rentierów i spekulantów, czasami przy współudziale niektórych rad miejskich, w tym rady Madrytu” – twierdzą.
Domagają się ustanowienia maksymalnej wysokości czynszu. Chcą też zakazu mieszkań turystycznych a jeśli nie, to wyznaczenia dopuszczalnej liczny licencji na ich prowadzenie. Objęcia monitoringiem “obszarów presji”, gdzie najczęściej dochodzi do spekulacji i wprowadzenia obowiązku wynajmu pustostanów. Według Narodowego Instytutu Statystyki (NIE) w Madrycie jest ich 97 tysięcy.