Zasób mieszkaniowy rośnie, lecz wciąż daleko nam do Zachodu
Dziura mieszkaniowa od lat stanowi nośny, medialny temat. Ostatnimi czasy można jednak przeczytać, że różnica między liczbą gospodarstw domowych w Polsce, a liczbą mieszkań znacznie się zmniejszyła. Według niektórych statystyk nawet całkowicie zanikła. Czy wynika to ze zwiększenia zasobu mieszkaniowego?
Odpowiada za to z jednej strony stały wzrost liczby lokali tworzących zasób mieszkaniowy w naszym kraju. Z drugiej zaś... emigracja. Dzisiaj nie można już mówić o wielkim exodusie Polaków za granicę, lecz mniej więcej w latach 2007-2011 był to poważny problem. Jarosław Krawczyk z serwisu Otodom przywołując prognozy Głównego Urzędu Statystycznego zaznacza, że "na przestrzeni kolejnych kilkunastu lat, spadającej liczbie ludności ma towarzyszyć wzrost liczby gospodarstw domowych.
Taka tendencja będzie spowodowana zmianą kulturową, której początki tak naprawdę do pewnego stopnia widać już dzisiaj. Systematycznie zwiększać się będzie bowiem grono małych gospodarstw domowych. Małych, czyli tych złożonych z trzech, dwóch, ale również czasem i jednej osoby.
Będzie to miało zasadniczy wpływ na rynek mieszkaniowy". Należy się spodziewać, że średnia powierzchnia mieszkania w nadchodzących latach będzie się obniżać. Najbardziej popularne będą zapewne mieszkania 2-pokojowe. Oznacza to, iż zaniknąć może jeszcze dzisiaj obowiązujący tzw. segment popularny, w klasycznym znaczeniu. To znaczy segment składający się z lokali 2- i 3-pokojowych.
Poniżej przedstawiliśmy dwa zestawienia danych GUS. Pierwsze przedstawia mieszkania oddane w całym kraju oraz na pięciu głównych rynkach mieszkaniowych na 1000 ludności za lata 2002-2007. Z kolei drugie ukazuje stan zasobów mieszkaniowych, tzn. wskaźnik liczby mieszkań na 1000 mieszkańców w latach 2007-2017.
Zarówno w danych dla Polski, jak i dla pięciu rozpatrywanych miast widać wyraźny wzrost liczby lokali przypadających na 1000 ludności, które zostały oddane do użytkowania w roku 2017, w relacji do lat wcześniejszych. Stanowi to odzwierciedlenie boomu w mieszkaniówce, który wprawdzie rozpoczął się wcześniej, jednak lata 2017-2018 to już prawdziwe mieszkaniowe żniwa. Na rok 2017 w każdym z pięciu miast przypada największa produkcja nieruchomości mieszkaniowych. Warto zaznaczyć, że jest ona wyraźnie wyższa, niż w roku 2007, a więc w szczytowym okresie banki mieszkaniowej sprzed dekady.
Wahania dynamiki liczby oddawanych nowych nieruchomości mieszkaniowych na przestrzeni lat nie zmieniają faktu, że z roku na rok rośnie wielkość całkowitych zasobów mieszkaniowych w naszym kraju. W 2007 roku na 1000 mieszkańców kraju nad Wisłą przypadało 340,9 mieszkań. 10 lat później relacja ta wynosiła już 375,7. Jeszcze wyższy przyrost tkanki mieszkaniowej miał miejsce na głównych rynkach mieszkaniowych. We Wrocławiu wartość wskaźnika zwiększyła się o 99,9, a w Krakowie 92,8. Najniższy wynik na poziomie 72,3 lokalu odnotowano w Poznaniu.
Porównując jednak wysokość wskaźnika dla całego kraju w relacji do państw Europy Zachodniej, należy zaznaczyć, że znajduje się on - mimo systematycznej poprawy - i tak na stosunkowo niskim poziomie. Ponadto warto pamiętać o złym stanie technicznym sporej części krajowego zasobu mieszkaniowego, dużej liczbie mieszkań z wielkiej płyty itp. Biorąc to pod uwagę wydaje się, że deweloperzy będą mieć w Polsce co robić przez co najmniej najbliższych 10 lat.
Jarosław Mikołaj Skoczeń
redaktor naczelny Twoje-miasto.pl
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze