Felieton Gwiazdowskiego: Uderzenie podatkami w klasę średnią to uderzenie w demokrację
"Będą w nas rzucać kamieniami" - powiedział wicepremier Jarosław Kaczyński. No to ja zacznę...
"Są ludzie, których perspektywa utraty na przykład tysiąca złotych miesięczne z bardzo wysokiego wynagrodzenia wprowadza w stan jakiejś histerii" - twierdzi wicepremier. Nie wyjaśnia jednak czym jest "bardzo wysokie wynagrodzenie"? Powołanych przez niego prezesów spółek Skarbu Państwa, którym pozwala on dość suto w nich zarabiać, utrata nawet dziesięciu tysięcy złotych miesięcznie nie powinna wprowadzać w stan jakiejś histerii. W większą mogą popaść na myśl o utracie zaufania pana wicepremiera co by się musiało wiązać z utratą całego wynagrodzenia.
Tak to jest, jak się nigdy nie pracowało, nie ma się rodziny na utrzymaniu, i kredytów do spłacenia.
W Polsce "wysokim wynagrodzeniem" jest już 7,5 tys. zł miesięcznie. Skąd to wiadomo? Ano stąd, że takie wynagrodzenia objęte są już drugim progiem skali podatkowej - czyli musiały zostać uznane przez ustawodawcę za wysokie. A jakie są "bardzo wysokie"? Na pewno te ponad 85 tys. miesięcznie bo one już są objęte podatkiem nazywanym "daniną solidarnościową". Kłopot w tym, że dochody takie ma jakieś 20 tys. podatników.
W dokumencie "Informacja dotycząca rozliczenia podatku dochodowego od osób fizycznych za 2019 rok" informacji na temat ilu podatników tę daninę uiściło i w jakiej wysokości oczywiście nie ma. Deklaracja DSF-1 o tej właśnie daninie też nie jest w "Informacji" ujęta. W sumie jest to informacja o rozliczeniu podatku dochodowego, a nie jakiejś tam daniny bo przecież wiadomo, że prawy i sprawiedliwy rząd podatków nie podwyższa, dlatego Ministerstwo Finansów w swojej informacji udaje, że nadal mamy tylko dwa progi podatkowe i pisze tylko o deklaracjach PIT.
Nawet jak tej garstce każemy od dochodów powyżej miliona złotych rocznie płacić daninę solidarnościową nie 4 proc. tylko 40 proc. to i tak panu wicepremierowi może nie starczyć na przekupienie tylu wyborców, żeby w po 2023 roku nadal mógł decydował, kto będzie płacił wysokie podatki od zarobków w spółkach Skarbu Państwa.
Może liczy na wsparcie wyborców Lewicy Razem? W poprzednich wyborach PiS przelicytował Platformę dając 500+ na pierwsze dziecko (co Platforma mogła tylko obiecać) i obiecał 500+ na krowę i 300+ na świnię (albo na odwrót - już nie pamiętam). Czy teraz Kaczyński przelicytuje Zandberga i Czarzastego? Zapowiada się ciekawie.
"Jest pewna grupa ludzi w Polsce, która powstała poprzez działania wielokrotnie opisywane przez lata na łamach, była uprzywilejowana, a nie odwdzięczała się za to całemu społeczeństwu" - grzmi pan wicepremier. Zdjęcia prezesów spółek Skarbu Państwa przemykających się przez ulicę Nowogrodzką dowodzą, że ta sytuacja uległa zmianie. Ta obecnie uprzywilejowana grupa odwdzięcza się społeczeństwu - reprezentowanemu przez pana wicepremiera. Jej przedstawiciele nie przejadają swojego dochodu, sporo inwestują - głównie w nieruchomości - co przyczynia się do społecznego rozwoju.
A prywaciarze to wiadomo - kiedyś "skóra, fura i komóra" a dziś to trzy fury. "Moja wrażliwość na taką postawę jest dość ograniczona" - wyznał pan wicepremier. Na szczęście dla nas - jak dodał - "są w naszym obozie tacy, którzy mają wobec takich stanów wiele empatii". I od razu wiadomo, że to muszą być liberałowie. Bo przecież Adam Smith swoje pierwsze wielkie dzieło - "Teorię uczuć moralnych" - poświęcił właśnie uczuciu empatii.
Ponoć "chodzi o to, by tak zorganizować nasze państwo, by korzystali wszyscy, a nie w sposób szczególny niektórzy". Czy "niektórzy" prezesi spółek Skarbu Państwa powinni się zacząć obawiać? Czy może wcielony zostanie w życie plan żeby wszyscy korzystali na spółkach Skarbu Państwa? Wystarczy każdemu otworzyć rachunek maklerski i sprezentować akcje spółek stanowiące własność Skarbu Państwa. Prywatyzacja jest zła, ale takie powszechne uwłaszczenie Polaków przecież nie może być złe. Na pewno skorzystaliby wszyscy - jak chce pan wicepremier. Choć może jednak nie wszyscy. Sam pan wicepremier by nie skorzystał tylko stracił. Straciłby przecież możliwość decydowania kto będzie w nich zarabiał.
"Na bogaceniu się Polski zyskają wszyscy. I ci mniej zamożni, i ci średni, i ci bogaci". To drugie zdanie przypomniało mi prezydenta Reagana. "Przypływ podnosi wszystkie łódki - i te wielkie i te małe". Tylko pan wicepremier, niestety, kolejność zdarzeń pomylił. Państwo jest bogate bogactwem swoich obywateli, a nie na odwrót. To nie Polska (w domyśle pan wicepremier) ma się bogacić, by wszyscy się mogli bogacić. To ludzie się muszą bogacić, by Polska się bogaciła.
Wysokie podatki dochodowe szkodzą najbardziej klasie średniej - tym, którzy bogaci jeszcze nie są, a mają zdolności aby nimi być. Mniej przeszkadzają tym, którzy już są bogaci. Tymczasem to klasa średnia jest podstawą demokracji - im liczniejsza i bogatsza, tym silniejsza demokracja i bogatsze i silniejsze państwo.
Ci, którzy podatkami uderzają w klasę średnią są de facto przeciwnikami demokracji, która opiera się na klasie średniej.
Już Sokrates nauczał, że to "nie z innego ustroju powstaje dyktatura, tylko z demokracji; z wolności bez granic - niewola najzupełniejsza". Ale lud faktycznie traci rządy na długo zanim obejmie je dyktator i to nie na rzecz dyktatora, ale dzierżących władzę przywódców, którzy zręcznie manipulują ludem, naiwnie przekonanym o swej suwerenności. Z tej grupy wyrasta tyran, którego intronizacja następuje stopniowo, kończąc raczej pewien okres niż odbierając ludowi władzę. Ratunkiem mogłoby być jedynie oddanie władzy mędrcom czego lud nie uczyni. Alternatywą jest nauczenie mądrości władców, ale byłoby to możliwe, o ile w ogóle, tylko w systemach, które nie są demokratyczne. Przecież w demokracji mądrzy od ludu władzy nie dostaną.
Robert Gwiazdowski
Autor felietonu wyraża własne opinie.
***