Ludwik Sobolewski: Belki zostały rzucone

Za siedmioma górami, za siedmioma rzekami odbywał się wielomiesięczny, prawie półtoraroczny, sabat nad "podatkiem Belki".

Nie można powiedzieć, że góra urodziła mysz. Zza zarysu zmian w opodatkowaniu zysków kapitałowych, przedstawionego przez superministra Domańskiego, wyziera ciekawa koncepcja.

Co prawda, ta koncepcja jest ciekawa dlatego, że nie została zaprezentowana inna koncepcja, która byłaby przeraźliwie prosta, nudna, nieciekawa i w ogóle niewarta zastanawiania się nad nią. A mianowicie gdyby "podatek Belki" został zlikwidowany.

Nowa koncepcja ministra Domańskiego. "Trzeba zwrócić uwagę na trzy problemy"

Trzeba jednak pochwalić, jeśli to odpowiednie słowo w stosunku do urzędników, którzy pracują za pieniądze z naszych, nomen omen, podatków, że do tej interesującej koncepcji nie przedostały się niezdrowe skłonności z rozważanych miesiącami zmian w "podatku Belki". Przede wszystkim mam na myśli pomysł uzależniania ulg od utrzymywania danej inwestycji kapitałowej przez co najmniej 12 miesięcy (mówiąc ludzkim językiem - od trzymania na rachunku na przykład akcji, raz zakupionych, przez co najmniej 12 miesięcy). Ten rodzaj ograniczenia, w zamyśle będący chyba swoistym alibi dla wprowadzenia jakichkolwiek zwolnień, nie prowadziłby do podwyższenia płynności obrotu na giełdzie. A wiemy, że istnieje związek między płynnością rynku a kosztami pozyskania kapitału na inwestycje przez spółki oraz w ogóle zainteresowaniem inwestorów, tak ludzi, jak i instytucji, nowymi emisjami. A w polityce gospodarczej to powinien być temat z gatunku najważniejszych.

Reklama

Koncepcja Domańskiego szczęśliwie nie zawiera tego niewczesnego pomysłu, który z jałowych prac na reformą "Belki" byłby transplantowany na nowe rozwiązanie.

Ale przy maksimum życzliwego zainteresowania, jakie można okazać nowej koncepcji, trzeba jednak zwrócić uwagę na trzy zasadnicze problemy, jakie ona generuje.

Pierwszy problem, to czas. Jak dużo czasu zajmie wprowadzanie nowych kont inwestycyjnych, tych chroniących przed podatkiem od zysków (jeśli wartość aktywów nie przekroczy 100 tys. złotych)? Dużo. Już oszacowano, że podatnik miałby szansę doświadczyć korzyści ze skorzystania z nowego rozwiązania nie wcześniej niż rozliczając podatek w roku 2028 (za rok 2027). Gdyby "podatek Belki" zniesiono, skutki byłyby odczuwalne znacznie szybciej. Czas we współczesnej polityce i gospodarce to jeszcze bardziej pieniądz, niż dawniej; pisałem o tym niedawno tutaj, w Interia.pl. Polski rząd ma najwidoczniej dużo czasu. Pozazdrościć.

Poza tym, każdy finansista wie, że im więcej czasu pozostaje do jakiegoś zaplanowanego zdarzenia, tym większe jest ryzyko, że zadzieje się coś, co zniweczy nasz plan. W tym przypadku może dochodzić do erozji w zaproponowanym zarysie rozwiązania. Na przykład przez próby przyklejenia do niego kolejnych ograniczeń, jak tego głupiego dotyczącego czasu utrzymywania instrumentów w portfelu. Lub do kombinowania w innym zakresie, bo poniekąd już kształt wyjściowy, przez swoje skomplikowanie, do tego zachęca.

"Podatek Belki" zostanie z nami na wieki wieków?

I tu pojawia się problem drugi. Jeśli używamy zużytego grepsu, że podatki powinny być "zrozumiale", to chyba chodzi w nim o to, że powinny być takie jak dobry sędzia piłkarski w czasie meczu. Najlepiej gdyby człowiek nie musiał za bardzo się natężać, by coś w podatkach zrozumieć, i aby je płacił bez specjalnego wysiłku umysłowego oraz moralnego. Tymczasem nowe konto inwestycyjne powiększy paletę mniej lub bardziej podobnych do niego konstruktów , jak IKE, IKZE, PPK. Trzeba się będzie zastanawiać, dokąd skierować oszczędności, a dokąd nie. Jak wiadomo, Fenicjanie, którzy wymyślili pieniądze, szybko się zorientowali, że nie wystarczy ich dla wszystkich; tak samo jest z każdym oszczędzającym - pieniądze są, ale z reguły w ilościach nie na tyle wielkich, by rozrzucać je obficie po wszystkich programach oszczędnościowo-inwestycyjnych, z przeróżnymi szczegółowymi regulacjami podatkowymi. Czyli znowu na pewno zarobią doradcy podatkowi. Inaczej byłoby, gdyby zwyczajnie zniesiono "podatek Belki", bo wówczas wszyscy by powiedzieli: A, to świetnie i naprawdę super. I nie byłoby nad czym dywagować.

Po trzecie i być może najważniejsze. Wprowadzenie nowego rozwiązania w życie nie będzie tylko i jedynie pojawieniem się nowej opcji dla oszczędzających i dla inwestorów. Będzie ono oznaczać - niestety - również to, że "podatek Belki" zostanie z nami na wieki wieków. Bo ten podatek oraz nowe rozwiązanie to w istocie rzeczy dwie powiązane ze sobą, ale też i niezależne od siebie rzeczy. Ośmieliłbym się nawet powiedzieć, że ta starannie przygotowana nowa koncepcja kryje w sobie dwie funkcje: jedna to stworzenie, nie powiem, interesującej możliwości dla rzeszy inwestorów, zwłaszcza zamożniejszych, a druga to sprawienie, by wszyscy odczepili się od pomysłu zlikwidowania czy zasadniczego zreformowania "podatku Belki".

W sumie to więc nie wiem, czy belki zostały rzucone, rozrzucone czy zarzucone.

Ludwik Sobolewski, ekspert rynków kapitałowych, doradca przedsiębiorstw, adwokat, autor, w latach 2006-2017 prezes giełd w Warszawie i w Bukareszcie. 

Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy. 

Śródtytuły pochodzą od redakcji.

Felietony Interia.pl Biznes
Dowiedz się więcej na temat: podatek Belki | Andrzej Domański | Oszczędności | podatki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »