Kryzys: Fali zwolnień jednak nie będzie, ale...

Tym razem nie uda się uniknąć redukcji etatów w gospodarce - twierdzą ekonomiści, choć fali zwolnień nie prognozują. Liczą na powtórzenie schematu sprzed 3-4 lat, kiedy pierwsza fala kryzysu łaskawie obeszła się z polskim rynkiem pracy i wzrost bezrobocia był umiarkowany.

Pewne jest jednak, że pracodawcy nie będą chętnie zatrudniać, co sprawi, że i siła negocjacyjna dotychczasowych pracowników znacznie spadnie. Słowem: w najbliższych miesiącach trudno będzie wywalczyć u szefa podwyżkę.

- Okres dekoniunktury to trudny czas na rynku pracy. Jak przedsiębiorstwa mają do czynienia z niskim popytem, to ich zapotrzebowanie na pracowników również maleje. To sprawia, że moce przetargowe pracowników są niskie - mówi Agencji Informacyjnej Newseria Marta Petka-Zagajewska, główna ekonomistka Raiffeisen Banku.

Wynegocjowanie podwyżki w czasie trwajacego obecnie spowolnienia może być więc trudne. Tym bardziej, że pracodawcy myślą o czymś przeciwnym - będą raczej zamrażać fundusze w obawie przed kryzysem, a nawet o cięciu kosztów.

Reklama

- To sprawia, że w perspektywie najbliższych kilku miesięcy maksymalne wzrosty wynagrodzeń, które będziemy mogli obserwować, to są okolice 3 procent. Biorąc pod uwagę, że inflacja kształtuje się jeszcze powyżej 3 proc., realnie te wynagrodzenia będą niższe niż rok wcześniej - wyjaśnia ekonomistka.

We wrześniu przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wyniosło ponad 3 640 zł. To oznacza spadek o 1,2 proc. w stosunku do sierpnia, a w ujęciu rocznym tylko nieznaczny wzrost - o 1,6 proc. To był trzeci miesiąc z rzędu ujemnej realnej dynamiki wynagrodzeń (-2,1 proc. w porównaniu do września 2011 roku).

Presję na wzrost płac obniża przede wszystkim wysokie bezrobocie. Choć - zdaniem Marty Petki-Zagajewskiej - polski rynek pracy do tej pory dobrze radził sobie ze spowolnieniem gospodarczym.

- Podczas pierwszej fali kryzysu bezrobocie było jedną z tych zmiennych, które zaskoczyły najbardziej pozytywnie. Pozytywnie nie dlatego, że spadało, ale dlatego, że wzrosty bezrobocia były naprawdę umiarkowane. My zakładamy, że tym razem nie uda się uniknąć części zwolnień w gospodarce i wzrostu stopy bezrobocia, natomiast cały czas sądzimy, że ten schemat zostanie powtórzony - prognozuje główna ekonomista Raiffeisen Bank.

Dzięki temu, że pracodawcy będą szukali oszczędności nie w redukcji etatów, tylko w innych kosztach, bezrobocie w przyszłym roku nie powinno wzrosnąć "istotnie wyżej niż 14 proc."

- Myślę, że w tym roku uda nam się zakończyć jeszcze poniżej tego poziomu - przekonuje Marta Petka-Zagajewska.

W ustawie budżetowej na przyszły rok rząd zakłada stopę bezrobocia na poziomie 13,6 proc.

Dane z rynku pracy przekładają się na decyzje zakupowe Polaków. W związku z tym w kolejnych kwartałach ekonomiści spodziewają się słabnącej dynamiki konsumpcji prywatnej.

Źródło informacji

Newseria Biznes
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »