Wyzysk w niemieckich rzeźniach. Bruksela chce to zmienić
Polacy, Rumuni, Bułgarzy czy Węgrzy zarabiają w niemieckich rzeźniach o kilkaset euro mniej niż ich niemieccy koledzy. Komisja Europejska chce położyć temu kres.
Ognisko koronawirusa w niemieckich zakładach Toennies w Rheda-Wiedenbrueck (Nadrenia Północna-Westfalia) ukazuje nierówne warunki pracy w rzeźniach. Zagraniczni pracownicy sezonowi zarabiają mniej, pracują dłużej, muszą płacić za zakwaterowanie i transport.
Komisja Europejska chce podjąć działania przeciwko takim nadużyciom. "Pracownicy sezonowi muszą być traktowani na równi z innymi pracownikami" - powiedział magazynowi "Der Spiegel" komisarz UE ds. pracy i praw socjalnych, Nicolas Schmit.
Unijny komisarz domaga się "tego samego wynagrodzenia za tę samą pracę w tym samym miejscu". Nie wyklucza też wszczęcia postępowania wobec państw członkowskich. Schmit wskazał jednocześnie na kluczowy problem: zwykle pracownicy, których to dotyczy, nie są objęci unijną dyrektywą dotyczącą delegowania, tylko są zatrudniani przez krajowych podwykonawców.
Komisja Europejska opublikuje wkrótce wytyczne odnośnie kontrowersyjnych praktyk. Schmit wspomniał także o ewentualnej dyrektywie pozwalającej temu przeciwdziałać. Kraje członkowskie musiałyby wówczas wcielić ją do swojego prawa krajowego. Rząd Niemiec chce zakazać zawierania przez zakłady mięsne umów o dzieło. Tylko pracownicy własnego zakładu powinni dokonywać uboju zwierząt i zajmować się przetwórstwem mięsa.
Nie tylko w przypadku firmy Toennies zagraniczni pracownicy, zajmujący się rozbiorem mięsa, mają gorsze warunki pracy. Według Federalnej Agencji Pracy średnie wynagrodzenie Niemca pracującego w zakładzie mięsnym wynosiło w 2018 roku około 2300 euro brutto miesięcznie. W przypadku rumuńskiego pracownika było to tylko 1800 euro, a bułgarskiego 1700. Polak zarabiał wtedy średnio 1900 euro, a Węgier niecałe 2000 euro.
Warunki pracy i życia pracowników, którzy niejednokrotnie pochodzą z Europy Wschodniej, znalazły się w centrum uwagi również w wyniku skandalu z Toennies. W wielu przypadkach trzy osoby dzielą ze sobą niewielki pokój, płacą ponad 300 euro za łóżko i 100 euro na dojazdy do zakładu. O kwoty te uszczuplane są ich miesięczne wynagrodzenia.
Wysokie dochody korporacji, takich jak Toennies, opierają się na "maksymalnym wykorzystaniu" - mówi Volker Brueggenjuergen, członek zarządu Caritas w powiecie Guetersloh. Wyzysk jest możliwy dzięki systemowi umów o dzieło.
Niemiecki przemysł mięsny jest uzależniony od pracowników z Europy Wschodniej. Według danych Federalnej Agencji Pracy pod koniec września 2019 roku przy uboju i przetwórstwie mięsa pracowało około 22 400 Rumunów, 8300 Polaków, 3300 Węgrów i 2500 Bułgarów. Poza tym 84 500 niemieckich pracowników na pełnych etatach.
(DPA/dom)