To fatalny splot. Są kraje, gdzie krzyżują się trzy epidemie
W 2021 roku pomocy humanitarnej będzie potrzebowało 235 mln osób na całym świecie - wynika z raportu "Global Humanitarian Overview 2021". To prawie 40-proc. wzrost w stosunku do roku 2020. W krajach Globalnego Południa pandemia nosi dopełniacz nie tylko koronawirusa, ale i głodu.
- Przed 2020 rokiem spadała liczba osób, które cierpią z powodu skrajnego ubóstwa. Przez lata poczyniono wiele postępów, m.in. w dziedzinie zmniejszania śmiertelności dzieci do 5. roku życia czy zwalczania chorób. Rok 2020 zmienił wiele przez pandemię, która w krajach Globalnego Południa nazywana jest powszechnie pandemią głodu - mówi Helena Krajewska z Polskiej Akcji Humanitarnej. Jak dodaje, dla osób mieszkających w państwach dotkniętych konfliktami zbrojnymi lub katastrofami naturalnymi, skutki pandemii koronawirusa oznaczają zupełnie co innego niż dla nas w Europie czy Stanach Zjednoczonych, czyli w krajach Globalnej Północy.
Dla Globalnego Południa pandemia koronawirusa oznacza pogorszenie i tak już niskiej jakości życia. Ograniczona możliwość docierania z pomocą humanitarną, przerwane łańcuchy dostaw. Problemy związane z transportem, dostarczaniem produktów, zamknięcie sklepów czy targowisk. Wszystko to przełożyło się na wzrost cen żywności i jednoczesny wzrost bezrobocia.
Jak wyjaśnia Helena Krajewska, masowe bezrobocie, które pojawiło się w krajach Globalnego Południa, wynika między innymi z tego, że pracuje się tam na dniówki, żyje się z dnia na dzień. Większość ludzi nie wie, co zje kolejnego dnia czy w kolejnym tygodniu. Na kontynencie afrykańskim, gdzie pomaga Polska Akcja Humanitarna, 80 proc. ludności pracuje w sektorze nieformalnym, czyli nieuregulowanym umowami i bez ubezpieczeń. - W momencie kiedy nie można się poruszać miedzy miastami, obowiązuje godzina policyjna, zamknięte są targi, to te osoby - jako że żyły z dnia na dzień - to z dnia na dzień zostały pozbawione dochodów i teraz wymagają pomocy - tłumaczy.
Najnowszy raport Global Humanitarian Overview 2021 autorstwa Biura Narodów Zjednoczonych ds. Koordynacji Pomocy Humanitarnej (OCHA) pokazuje wpływ pandemii na potrzeby humanitarne na świecie. Z opracowania wynika, że w 2021 roku pomocy humanitarnej będzie potrzebowało 235 mln osób. To wzrost o prawie 40 proc. w stosunku do 2020 roku, kiedy takiego wsparcia potrzebowała jedna na czterdzieści pięć osób na świecie. Teraz to już jedna na trzydzieści trzy osoby.
- To dramatyczne prognozy. Rośnie liczba osób, które wpadną na nowo albo po raz pierwszy w skrajne ubóstwo. Mamy z tym do czynienia po raz pierwszy od dwudziestu dwóch lat. Pandemia koronawirusa odwróciła wszystko do góry nogami, już osiągnięte rezultaty i pozytywne trendy stanęły w miejscu - mówi Krajewska. Od 2015 roku skrajne ubóstwo jest definiowane przez Bank Światowy jako dochody i konsumpcja w przeliczeniu na członka rodziny mniejsze niż 1,90 dolara dziennie. Jak wyjaśnia Krajewska, obecnie wpływ na zwiększenie poziomu skrajnego ubóstwa ma m.in. skokowy wzrost cen, bo za te same pieniądze można kupić mniej produktów.
Światowy Program Żywnościowy, tegoroczny laureat Pokojowej Nagrody Nobla, prowadzi indeks żywności, który obrazuje jaką część dochodów trzeba przeznaczyć na jeden posiłek w krajach Globalnego Południa, a jaka jest jego cena w Nowym Jorku. Przy wyliczeniach brana jest pod uwagę siła nabywcza ludności. I tak w stanie Nowy Jork składniki potrzebne do ugotowania prostego posiłku - na przykład zupy lub gulaszu - kosztują 0,6 procent średniego dochodu mieszkańca. Na przyrządzenie takiego samego posiłku, złożonego z identycznych składników, mieszkaniec Sudanu Południowego musiałby przeznaczyć 186 proc. swojego dochodu.
- Pandemia głodu to fakt. Wzrasta liczba osób niedożywionych i skrajnie niedożywionych. Światowy Program Żywnościowy przyznaje wprost, że jeżeli uda się nam powstrzymać falę głodu w najbliższych sześciu-dwunastu miesiącach na przykład w Jemenie - to będzie to cud. W Sudanie Południowym w sześciu hrabstwach sytuacja jest już na tyle dramatyczna, że również możemy mówić o głodzie. A takich sytuacji będzie jeszcze przebywać - ocenia Helena Krajewska.
Jak dodaje, innym przykładem odwrócenia pozytywnych trendów jest wielowymiarowe ubóstwo wśród dzieci, które przed pandemią malało, a w jej wyniku może wzrosnąć nawet o 15 proc. Wielowymiarowe ubóstwo nie dotyczy tylko tego, jak wygląda sytuacja ekonomiczna danej rodziny i dziecka, ale obejmuje również kwestie takie jak dostęp do edukacji, prawidłowego odżywania, regularnych szczepień i opieki zdrowotnej. Dotyczy bardzo wielu elementów, które składają się na prawidłowy rozwój dziecka.
Podobnie jak w przypadku większości wskaźników negatywny trend dotknął również szczepienia. W Iraku - z powodu niezaszczepienia dzieci na czas - może powrócić odra i polio. Problem dotyczy 300 tys. dzieci. - W Polsce co roku rodzi się ok. 400 tys. dzieci. Wyobraźmy sobie, że trzy czwarte z nich nie przeszło obowiązkowych szczepień... - obrazuje Krajewska i ocenia, że wszystkie wysiłki poczynione na rzecz szczepień przeciwko chorobom, którym można zapobiec, a sieją spustoszenie, zostały obrócone wniwecz.
- Rozwijają się też choroby, które były już obecne w krajach Globalnego Południa, takie jak cholera lub malaria, a przez to, że dostęp do służby zdrowia jest teraz ograniczony, to pacjenci nie trafiają do szpitala, nie są leczeni. Dla przykładu Jemen to obecnie miejsce styku trzech epidemii. Nakładają się tam na siebie cholera, malaria i koronawirus. Pamiętajmy, że w kraju tym nie funkcjonuje więcej niż połowa szpitali i ośrodków zdrowia. PAH razem z Caritas Polska prowadzi jedną z wciąż działających klinik - mówi Krajewska.
Afryka Wschodnia to miejsce fatalnego splotu pandemii, plag szarańczy i zmian klimatycznych, które skutkują katastrofami naturalnymi. Zmiany klimatu są odpowiedzialne za największą plagę szarańczy od dziesięcioleci, która dotknęła ponad dwadzieścia krajów. - Szarańcza to dla nas pojęcie abstrakcyjne. Tymczasem od 2018 roku do końca zeszłego roku zaistniały bardzo "korzystne" warunki klimatyczne do powiększania się populacji szarańczy na Półwyspie Arabskim, która rozlała się w dwóch kierunkach - z jednej strony na Afrykę Wschodnią, a z drugiej na Indie i Pakistan. Nie ominęła ona też Jemenu - mówi Krajewska.
Jak tłumaczy, średniej wielkości rój szarańczy o powierzchni jednego kilometra kwadratowego potrafi spożyć w ciągu doby, tyle co 35 tys. osób. A szarańcza na swojej drodze pustoszy od 80 do 100 proc. upraw.
- Mówimy o średniej wielkości roju, a występują także takie o powierzchni 40 kilometrów kwadratowych. Wyobraźmy sobie - gdyby rój szarańczy był wielkości połowy Paryża, to spożyłby w ciągu doby tyle, ile wszyscy Francuzi jednego dnia. A takie roje też się zdarzają. Kiedy weźmiemy pod uwagę nałożenie się na siebie efektu plagi, katastrof naturalnych, konfliktów zbrojnych i społecznych oraz pandemii, to otrzymujemy śmiertelną mieszkankę - wskazuje Krajewska.
Anna Górska pracuje w Polskiej Akcji Humanitarnej od sześciu lat, a od trzech miesięcy przebywa na stałe na misji w Iraku. Na co dzień pracuje w biurze w Erbilu w Irackim Kurdystanie, czyli regionie autonomicznym Iraku. PAH jest obecna także w Mosulu. Angażuje się w odbudowę sieci wodno-kanalizacyjnej w szkołach i sieci wodnej w mieście, m.in. przy finansowym wsparciu programu Komisji Europejskiej MADAD. - To że uczestniczymy w odbudowie infrastruktury to jedno, ale prowadzimy też edukację społeczną. Nasi pracownicy przekazują wiedzę na temat standardów higieny, prowadzą edukację z higieny menstruacyjnej dla dziewczynek. Analizujemy też problem ubóstwa menstruacyjnego w obozach. Przeprowadziliśmy rozpoznanie potrzeb, które pokazuje, jak bardzo pogorszyła się jakość życia kobiet w obszarze higieny intymnej w chwili, gdy straciły swoje domy i rodziny - wyjaśnia Górska.
Anna koordynuje programy misji w Iraku. Jak powtarza za OCHA, "koordynacja ratuje życie" i stanowi klucz do sprawnej działalności wszystkich organizacji pomocowych. Podkreśla również, że osoby, które wyjeżdżają z Polski (i nie tylko) na misje do innych krajów, nie są wolontariuszami - jak zwykło się uważać - ale etatowymi, profesjonalnie przygotowanymi do takich działań pracownikami PAH.
- Kiedy koronawirus pojawił się w Iraku, wybuchła wielka panika. Europa zaczęła zamykać swoje granice. Z kolei kraje biedniejsze obserwowały reakcję Zachodu i próbowały wdrażać podobne obostrzenia. W Irackim Kurdystanie, który cieszy się dużą autonomią i na terenie którego znajduje się nasze biuro w Erbilu, wprowadzono godzinę policyjną i zamrożono region na dłuższy czas. Ludzie zaczęli tracić pracę. Dodatkowo wstrzymano wypłaty dla pracowników sektora publicznego, czyli urzędników, nauczycieli czy lekarzy. Mówimy o kraju, który przez wiele lat trawił konflikt zbrojny. Kryzys był już wcześniej, ale pandemia tylko pogorszyła sytuację - mówi Interii Anna.
Szacuje się, że w 2021 roku w Iraku pomocy będą potrzebować ponad 4 mln osób. To trochę więcej niż w ubiegłym roku, a dotychczas liczba ta spadała. W Iraku wsparcia organizacji humanitarnych potrzebują głównie osoby, które żyją w strefie pokonfliktowej. To z jednej strony ludzie mieszkający w obozach dla uchodźców wewnętrznych i z innych krajów, ale też tacy, którzy zamieszkują poza obozami, a przenieśli się lub zostali zmuszeni do przesiedlenia z innego miejsca w kraju z uwagi na konflikt. 80 proc. osób, które potrzebują pomocy, mieszka poza terenami obozów.
Anna Górska opowiada nam o tym, co dla mieszkańców Iraku oznacza pandemia. - W Iraku ludzie wciąż mieszkają w zniszczonych przez konflikt domach lub w namiotach. W zimie temperatury nocą schodzą do poziomu zera. Występują opady i jest błotniście. Kolejna fala koronawirusa może zebrać poważne żniwo. Statystyki na temat liczby zachorowań są niedokładne, bo ludzie nie do końca mają dostęp do testów - mówi.
Jak dodaje, pogłębiły się problemy z edukacją dzieci. - Na terenach objętych wcześniej przez konflikty część szkół została całkowicie lub częściowo zburzona. Niektóre dzieci w ogóle nie chodziły do szkoły ze względu na brak transportu publicznego, grasujące grupy zbrojne i porwania, do których dochodzi w niektórych regionach. Teraz koronawirus spowodował zamknięcie pozostałych placówek i część dzieci może mieć później jeszcze większy problem z powrotem do szkoły - wyjaśnia Górska.
Pandemia oznacza również problemy dla mieszkańców obozów, dla osób wewnętrznie przemieszczonych. Organizacje humanitarne starają się, aby przestrzegano reżimu sanitarnego, ale w praktyce okazuje się to bardzo trudne. - Wiele zależy od tego, jak rozplanowany jest obóz. Wyobraźmy sobie obóz, w którym na dziesięć namiotów - z sześcioosobowymi rodzinami w każdym - przypadają dwie toalety. Nie oszukujmy się, jeżeli nie mam łazienki i za każdym razem, żeby umyć ręce, muszę iść do komunalnej toalety, to będę myć ręce rzadziej - wskazuje nasza rozmówczyni.
Mieszkańcy obozów noszą jednak maseczki, a jedzenie i środki czystości są dostarczane bezpośrednio do namiotów, a nie dystrybuowane na placach, tak jak to było wcześniej. Obecnie PAH buduje w jednym z obozów strefę kwarantanny, gdzie będzie można izolować zakażonych. - Teraz kwarantanna wygląda tak, że osoby z wynikiem pozytywnym kwarantannują się w swoich namiotach. Ale i tak muszą przecież wyjść do wspólnej toalety. Pojawia się też dużo dylematów, bo co z pozostałymi członkami rodziny osoby zakażonej? Co jeśli to samotna matka z szóstką dzieci? Inna kwestia to zróżnicowany poziom wykształcenia mieszkańców obozów. Wytłumaczenie pewnych zjawisk osobom, które zostały pozbawione edukacji przez wiele lat konfliktów, bywa trudne - mówi Anna Górska.
Dominika Pietrzyk
Polska Akcja Humanitarna na koniec roku zaprasza do włączenia się w specjalną kampanię "Jesteśmy w tym razem". Działania PAH, takie jak programy w Iraku, można wesprzeć na: http://pah.org.pl/razem
- - - - - -
Trwa wielka loteria na 20-lecie Interii!
Weź udział i wygraj! Każdego dnia czeka ponad 20 000 złotych - kliknij i sprawdź
- - - - - -