Wszystko w nogach konia
Wydobyć z konia to, co ma najlepsze, bo nawet słabsze konie mogą startować w wyścigach niższej grupy i wygrywać pieniądze - zapewnia Interię Małgorzata Łojek, magister inżynier zootechniki, trenerka koni i właścicielka służewieckiej stajni Traf.
Traf rozpoczął się od Trafu...
- Nazwa stajni pochodzi od imienia konia, który pomógł mi w początkach kariery. Trafił na Służewiec z Kurozwęk, wtedy państwowej a teraz prywatnej stadniny hrabiego Popiela. I wtedy, kiedy biegał - to był drugi rok mojej pracy na Służewcu - wygrał derby. Miał bardzo nietypowe umaszczenie jak na konia arabskiego, był kasztanem w siwiźnie, miał białą plamę na brzuchu i białe nogi. Legendarny starter i pracownik szpitala koni, pan Jerzy Elias, oprowadzał wtedy wycieczki. I prowadził jedną, kiedy Traf chodził w kołowrocie. Rzucił żart, niezbyt elegancki: cztery białe i łysina koń biega jak świnia. Wycieczka przeszła, doszedł do stajni i mówi jak przedstawił konia, a ja mu na to: No to się pan pomylił, bo to derbista. Odstawił cyrk, pobiegł do Trafa, czapkę zdjął i go przeprosił.
Jak trafia do pani koń?
- Przedtem każda stajnia na Służewcu miała przydzielone stadniny, z których konie przychodziły do treningu. Odkąd wszyscy się sprywatyzowaliśmy, musimy sami zabiegać o klientów, którzy chcą nam powierzyć konie. To się odbywa na kilka sposobów. Od lat mamy zaprzyjaźnionych hodowców, którzy przysyłają nam swoje konie. Sama też mogę w Polsce wypatrzeć konia, na przeglądach organizowanych w stadninach lub na aukcji. Czasami jeździ się też na aukcje zagranicę i tam samodzielnie lub z zainteresowanymi klientami próbuje licytować konie w cenie, na którą człowieka stać.
- Konie powierzają do treningu właściciele i sami hodowcy. Właściciel na wyścigach to ktoś kto utrzymuje konia w treningu czyli płaci trenerowi za trening i otrzymuje wygrane przez konia nagrody a hodowcą jest właściciel klaczy ,która urodziła tego konia. W Polsce to bardzo często ta sama osoba, która zaczyna przygodę z wyścigami od bycia właścicielem klaczy, która wcześniej kupił, ta klacz im dobrze biega i potem żal ją sprzedać. Wtedy szuka się miejsca gdzie klacz można pokryć reproduktorem, najczęściej jest to państwowa lub coraz częściej prywatna stadnina. (tu mała dygresja - stajnia to miejsce gdzie przebywają konie, stadnina to miejsce, gdzie konie się rodzą). Ona rodzi źrebaka i nagle z właściciela stają się hodowcą. Potem zlecają opiekę nad koniem komuś, kto ma takie możliwości a sami mieszkają w Warszawie na Marszałkowskiej.
- Bo hodowcą jest nie ten, kto fizycznie konia trzyma w stadninie i go dogląda tylko ten, który jest właścicielem matki. Tak samo jak hodowlę można powierzyć stadninie czy nawet prywatnemu człowiekowi, który ma pastwiska i reproduktora, tak samo ktoś, kto jest właścicielem a nie może sam trenować (do tego trzeba mieć uprawnienia i licencję), powierza to zadanie trenerowi.
A trener musi się wykazać...
- Trenera musi być widać. Trochę to jest tak, że jeżeli ma się nawet jednego dobrego konia, to ten koń "robi trenera". Czyli często, kiedy mam takiego konia jak Traf i on wygrywa duże wyścigi, jednocześnie lansuje moje nazwisko. A wtedy łatwiej o nowych klientów. Tak naprawdę wszystko leży w nogach konia, najlepszy trener nie zrobi gwiazdy ze słabeusza.
Trafia koń do pani i co dalej?
- Moim zadaniem jest z każdego konia wydobyć to, co ma najlepszego. Właściwie w każdym koniu szuka się czegoś pozytywnego, żeby każdy mógł wykazać się na torze pod warunkiem, że dopisuje mu zdrowie. On nie musi być wybitnym koniem, może biegać w niżej dotowanych wyścigach. Nawet słabemu koniowi można coś znaleźć i na miarę swoich możliwości może biegać dobrze.
- Konie biegają w systemie grupowym, są wyścigi czwartej grupy, gdzie pierwsze miejsce to 6 tys. zł i są wyścigi pierwszej grupy, gdzie pierwsze miejsce to 11 tys. zł. Są też biegi pozagrupowe, gdzie pierwsze miejsca to 30, 60 a nawet powyżej 100 tys. zł. Wiadomo, że słabszy koń nie zdobędzie miejsc płatnych w tych najwyżej dotowanych wyścigach, ale jeżeli ma się trochę szczęścia i doświadczenia, to można słabszego konia tak menażować, żeby uczestniczył w wyścigach niższej kategorii i wygrywał pieniądze.
Bo inaczej pojawią się właściciele z pretensjami...
- Większość jest z pretensjami. Właściciel jest zadowolony w zasadzie tylko wtedy, kiedy koń wygrywa i tak do końca ja mu się nie dziwię. Bo przecież wybrał sobie tego konia, przeanalizował rodowód, koń mu się podoba, zapłacił często spore pieniądze. I kiedy koń nie odnosi sukcesów, to powód jest oczywisty: najpierw dżokej na nim źle jeździ, potem trener źle tego konia trenuje i dopiero po jakimś czasie dochodzi do wniosku, że to jest po prostu słaby koń i trzeba się z tym pogodzić.
Z kim pracuje się najtrudniej?
- Z tymi, którzy sądzą, że zrobią na tym biznes. A największe nieszczęście jest wtedy, kiedy właściciel ma ambicje większe od możliwości konia. Jeżeli mu powiem, że wszystkie jego plany startowe nie mają odzwierciedlenia w klasie konia, to mi powie, że jestem złym trenerem i poszuka sobie innego, który mniej lub bardziej szczerze zobaczy w nim gwiazdę. Na szczęście podejście właścicieli jest różne. Mam w stajni małżeństwo, które wyhodowało konia o bardzo słabym pochodzeniu. Miał być do sportu i rekreacji dla właścicielki, ale doszli do wniosku, że skoro mają folbluta i to zarejestrowanego, ze wszystkimi dokumentami, to można nim uczestniczyć w wyścigach. Właścicielom powiedziałam wprost, że temu koniowi będzie trudno zarobić jakieś pieniądze, bo ani wygląd ani pochodzenie nie wskazuje, że będzie sobie jakoś radził. Ale oni zdecydowali, że chcą spróbować. Kibicują mu i cieszą się, kiedy jakieś konie w tyle zostawia. Więc można i tak, tylko trzeba się liczyć z kosztami. Bo utrzymanie na torze kosztuje.
Ile, jeśli można wiedzieć?
- Około 1700 -1800 zł trening i podstawowe utrzymanie, do tego dochodzą koszty weterynaryjne i różne dodatki paszowe.
Proszę powiedzieć, jak wygląda wydobywanie tych często ukrytych talentów?
- Przede wszystkim nie ma co robić założeń, że ten koń jest świetny, bo ładnie wygląda i ma super rodowód. Jeżeli przyjmujemy konia do treningu, to trzeba go traktować uczciwie. Praca trenera polega głównie na obserwacji konia, jak reaguje na to, co z nim robimy, ile tej pracy mu zlecamy do wykonania w porównaniu z żywieniem. Apetyt to bardzo dobry wskaźnik. Następnym jest reakcja na stres. Wiadomo, że trening to jest stres fizyczny, który ma doprowadzić do tego żeby organizm się przystosowywał do dużego wysiłku. Jednak niektóre konie jeszcze dodatkowo przejmują się każdą zmianą. Klacze przeżywają rozłąkę z innymi klaczami, z którymi razem biegały po pastwisku. Przeżywają potem zamknięcie w boksie, że nie mają fizycznego kontaktu, nie mogą stanąć, podrapać się, pocieszyć. To jak koń reaguje na zmiany świadczy w pewnym stopniu o tym, czy to potem będzie dobry koń.
Co to znaczy dobry koń?
- Koń dobry to sprawny fizycznie i zrównoważony. Taki, który nawet bywa leniwy, ale ma siłę. Spodziewamy się, że w koniu coś może siedzieć, kiedy łatwo przyjmuje ciężką pracę i nie widać po nim szybko oznak zmęczenia. Nie widać, że jak zaserwujemy większy wysiłek, żeby to bardzo przeżywał. Na początku jest tzw. zajeżdżanie młodego konia, przyzwyczajenie go, że nosi siodło, żelastwo w buzi, że to jest sposób komunikacji z ciężarem, który na nim siedzi i coś od niego chce. Konie lubią sprawiać przyjemność jeźdźcom, traktują jeźdźca jako przewodnika. Widzimy, że koń jest gotowy do większego wysiłku , kiedy nie sprawia mu trudności galopowanie pod jeźdźcem.
- Później robi się próbne galopy i łapie się czas pokonanego przez konia dystansu. Jeśli jest obiecujący, to zaczynamy na tego konia patrzeć z nadzieją, że może zabłysnąć. Ale dopiero po co najmniej dwóch wyścigach na torze możemy z większym prawdopodobieństwem powiedzieć, że koń jest naprawdę dobry.
Jak wygląda codzienny trening. Od której się zaczyna, co koń musi robić?
- Praca zaczyna się przed 6 rano, kiedy przychodzi koniuszy lub inna wyznaczona osoba. To bardzo ważna funkcja, bo na ogół to on karmi i on ma najwięcej do czynienia z końmi i to on zazwyczaj przekazuje informacje trenerowi czy konie zjadły. A to jest bardzo ważny wskaźnik. Później przychodzą pracownicy i robi się obrządek, a później kilka przejażdżek, w zależności od tego, ilu jeźdźców mamy zatrudnionych. Korzystamy też z pomocy jeźdźców amatorów, którzy za pomoc w stajni chcą uczestniczyć w porannych treningach.
- Stajnie wyścigowe są różnej wielkości. Ja mam 41 koni. Niektóre stajnie są trochę większe, inne - mniejsze. W Warszawie większość trenerów to osoby prowadzące działalność gospodarczą. Muszą mieć ileś koni żeby mogli się zorganizować ekonomicznie.
Przejażdżki odbywają się na torze roboczym?
- To jest dość duży tor, ma niecałe 2000 metrów i tam jest kilka bieżni a w środku trawa. Jest też bieżnia dojazdowa i budka dla trenerów.
I one sobie tam rano biegają?
- Tak. W zależności od potrzeb, bo bieżnie różnią się nawierzchniami. Na oko wszędzie jest piach tylko na najbardziej zewnętrznej to jest piach zmieszany z gliną, drugi tor to jest piach na bardzo naturalnym podłożu i wewnętrzna bieżnia też ma piach ale na utwardzonej nawierzchni. Najbardziej zewnętrzna bieżnia służy do najszybszej jazdy, tzw. próbnych galopów. Próbne galopy czasami odbywają się też na zielonym torze, albo na wyścigowym, albo na wewnętrznym, który nazywamy płotowym.
Czyli poranny trening....
- Każda grupa koni musi wykonać pracę, czyli pokonać odpowiedni dystans w tempie zleconym przez trenera. Po zakończeniu przejażdżek konie są przypinane do kołowrotu, chodzą pół godziny, 40 minut i wracają do stajni. Potem dostają obiad i zamykamy stajnie do 17.00. Wtedy przychodzi kilku pracowników, którzy robią tzw. popołudniowy obrządek, poprawiają boksy, dają paszę i siano.
Czy konie trenują po południu?
- Niektóre czasami wychodzą do kołowrotów i czasem na trawkę. Wszystkich nie jesteśmy w stanie tak potraktować, tylko te, które z jakichś względów tego potrzebują. Na przykład niejadki, które bardzo przeżywają wysiłek i są wyprowadzane na trawkę żeby pojadły i się zrelaksowały.
Jak długo trwa fizyczny trening?
- Około półtorej godziny. To nie jest raczej kwestia objętości tylko intensywności. Konie są stworzone do biegania. Oczywiście byłoby fajnie dla nich gdyby po pracy mogły na jakimś padoku przebywać i niektóre stajnie poza Warszawą mają takie możliwości. Tylko zawsze jest ryzyko, bo konie - kiedy przebywają w grupach, na pastwisku - to potrafią się kopnąć, ugryźć, próbować przeskoczyć ogrodzenie. Przypadkowe kontuzje mogą konia wyeliminować ze startów. Dlatego w większości stajni takich rzeczy się nie robi. Dla pojedynczego konia czasem grodzi się taki nieduży padok i dla zestresowanych klaczek. Ale one też potrafią być niedobre dla siebie. Pamiętam grupkę, pięć się bardzo lubiło a szósta, która była innej maści, zawsze biedna stała w kącie i te pięć ją przeganiało. Tutaj też są sympatie i antypatie.
A jak długo trwa przygotowanie do pierwszego startu?
- Kiedy przychodzi taki młody nieujeżdżony koń, to minimum 6 miesięcy. Najpierw jest najnudniejszy okres treningu, czyli przygotowanie wszystkich układów do pracy i potem stosunkowo krótki okres ćwiczeń oddechowych, czyli intensywnego biegania. Ale są oczywiście właściciele, którzy próbują ten pierwszy okres skrócić i czasami nawet to się udaje, ale moim zdaniem odbywa się to kosztem konia. Najdłużej przystosowuje się do wysiłku kościec, później mięśnie a układ oddechowy stosunkowo szybko. I teraz jeśli pominiemy okres przygotowania młodego organizmu, na przykład przystosowania się kości, to może to później skutkować złamaniami.
- Dlatego przygotowanie minimum powinno trwać pół roku. Młode konie, podobnie jak dzieci w przedszkolu, przechodzą infekcje, stany zapalne dróg oddechowych, smarczą się, kichają, kaszlą. Czasami na tyle to długo trwa, że trzeba podać antybiotyk. Wtedy koń jest osłabiony i trzeba go wycofać z intensywnej pracy. Często też na początku obcierają się bo mają nie przyzwyczajone ciało do popręgów i też trzeba odczekać. Mnóstwo jest takich drobnych rzeczy, nie koniecznie bardzo poważnych, które przedłużają okres przygotowania. Nie mówiąc o tym, że są konie wcześniej i później dojrzewające.
Od kiedy zaczyna się relacja dżokej- koń?
- Ta relacja istnieje już od samego początku. Bardzo często dżokeje są zatrudniani w stajni. Większość stajni ma swojego dżokeja i w zasadzie uważa się, że on powinien dosiadać w gonitwach wszystkich koni z danej stajni. Co nie zawsze się sprawdza, bo nie każdy jeździec się z każdym koniem dogaduje. Niemniej bardzo dobry dżokej powinien być jeźdźcem, który powinien być w stanie swoje postępowanie dostosować do konia. Konia nerwowego uspokajać, konia leniwego mobilizować. Ale nie zawsze mamy idealnych jeźdźców, często to są jeźdźcy uczący się. W Polsce tytuł dżokej ma jeździec, który wygrał 100 wyścigów. Wiec tu naprawdę trzeba się troszkę napracować.
Rozmawiała Ewa Wysocka