Drugie życie City of London
Paradoksalnie, z powodu brexitu i dzięki brexitowi, Londyn może zachować swoją dominującą rolę jako drugie w skali globu centrum finansowe po Nowym Jorku. Podobnie jak w latach 60. XX wieku, Londyn stał się pośrednikiem finansowym między Ameryką a Europą, tak teraz chciałby spełniać podobną rolę "posłańca" i pośrednika między USA a ChRL.
Nietrudno snuć dziś pesymistyczne scenariusze, gdy USA, Wielka Brytania i Niemcy biją dzienne rekordy zachorowań i zgonów na COVID-19, a dane o aktywności społecznej czy wzroście bezrobocia wskazują, że znowu należy liczyć się z nawrotem recesji w czwartym kwartale 2020 i pierwszym kwartale 2021 roku.
Moja kryształowa kula mówi mi, że jednak jest życie po życiu dla City od London! Paradoksalnie, z powodu brexitu i dzięki brexitowi, Londyn może zachować swoją dominującą rolę jako drugie w skali globu centrum finansowe po Nowym Jorku, a pierwsze jeśli chodzi o międzynarodowy rynek wymiany walut, derywat denominowanych w euro, czy choćby reasekuracji ubezpieczeń.
Oczywiście, "City" już nigdy nie będzie takie jak było, gdyż na zawirowanie związane z opuszczeniem UE nakłada się potężny megatrend jakim jest cyfryzacja, zastosowania sztucznej inteligencji i automatyzacji niemal wszystkich dziedzin życia gospodarczego, a w tym przede wszystkim sektora finansowego, systemów płatności, wymiany walut czy e-handlu itd.
Wiele z tych sfer przenika się nawzajem pociągając ku rewolucji cyfrowej jedna za drugą włącznie z realną częścią gospodarki. Bez wątpienia grają też rolę zmiany geopolityczne na świecie i wzrost znaczenia Chińskiej Republiki Ludowej na arenie międzynarodowej, przy czym takie twierdzenie można uznać za eufemizm w czystej postaci.
Powiedzmy to wprost. Podobnie, jak w latach 60. XX wieku, Londyn stał się pośrednikiem finansowym między Ameryką a Europą, tak teraz chciałby spełniać podobną rolę "posłańca i właśnie pośrednika" między USA a ChRL.
Gdyby Zjednoczone Królestwo pozostało w UE ta strategia byłaby niemożliwa, gdyż na przeszkodzie stałyby regulacje europejskie i ambicja państw jak Niemcy czy Francja. Niedowiarkom zaś pragnę przypomnieć słowa powtarzane często przez Winstona Churchilla: "Anglia nie ma stałych przyjaciół czy wrogów. Ma jedynie stałe interesy." No może obecnie z jednym wyjątkiem - Stanów Zjednoczonych z którym dzieli nie tylko język, ale i wykładnię prawa (nomen omen: anglosaskiego), a także przywiązanie do gospodarki i handlu opartych o rynki finansowe.
Można powiedzieć, że "niekończąca się historia" brexitu trwa nadal w najlepsze mimo ponawianych co rok deklaracji o... brexicie. Okazuje się bowiem, że negocjowana przez z górą cztery lata umowa o wyjściu Wielkiej Brytanii z Unii, która obowiązuje od 1 stycznia 2021 roku, nie objęła sektora usług finansowych tj. najważniejszego i najbardziej intratnego obszaru wzajemnych stosunków gospodarczych.
Z drugiej strony, od 4 stycznia tego roku akcje spółek z obszaru Unii według nowych regulacji obowiązujących we Wspólnocie, mogą być kupowane i sprzedawane w walucie euro wyłącznie przez podmioty zarejestrowane właśnie we Wspólnocie. Firmy z City of London ustanowiły swoje spółki córki w Frankfurcie, Paryżu czy Amsterdamie i przetransferowały tam część swoich aktywów, by trwać na tym rynku, jednakże wiąże się to z utratą wpływów podatkowych przez Londyn na rzecz państw UE, gdzie po zmianach prawnych dochodzi teraz do transakcji na akcjach w wspólnej walucie.
Jak donosi agencja Bloomberg jedynie 4 stycznia City of London straciło w związku z nowymi regulacjami UE równowartość 6,3 miliarda funtów w dziennym wolumenie sprzedaży akcji w walucie euro! Jednak przekłada się to na utratę wpływów podatkowych wysokości "jedynie" 3 miliardów funtów w skali roku, podczas gdy Wielka Brytania zyskała 75 miliardów funtów jedynie w 2019 roku we wpływach podatkowych od partnerów z Unii korzystających z usług City.
Można powiedzieć zatem, że UE już na dzień dobry przetestowała, na ile sprawcze będą zmiany w jej prawie, w bezpardonowej walce z Wielką Brytanią o przychody podatkowe. Zagończycy ruszyli w pole. Gdzie jednak ukryto te prawdziwe frukta, czyli brakujące 72 miliarda w przychodach podatkowych?
O tym, że chodzi przede wszystkim potężny rynek derywatów dowiedzieliśmy się też już po 1 stycznia tego roku, bowiem obie rozchodzące się strony poinformowały, że kraje UE mogą korzystać z rynku instrumentów pochodnych denominowanych w euro zlokalizowanym w City do czerwca 2022 roku. Jednocześnie wiemy dziś, że finansowy brexit wszedł właśnie w... fazę wstępnych negocjacji! Do marca tego roku obie strony określą protokół uzgodnień i harmonogram oraz zakres negocjacji (ang.: memorandum of understanding).
Przy czym o wadze niech świadczy wielkość rynku derywat w UE, który według szacunków Europejski Urząd Nadzoru Giełd i Papierów Wartościowych (ang.: European Securities and Markets Authority - ESMA), określono na koniec 2019 roku na 681 biliona euro nominalnej wartości - to prawie 10-krotność globalnego PKB. Z tego aż 82 proc. z tych instrumentów wystawiono przy udziale firm zarejestrowanych w Wielkiej Brytanii!
Jest ich tysiące różnego rodzaju. Mogą być zawarte np. w umowach kredytowych banków z klientami jak miało to miejsce w przypadku tzw. kredytów sub-prime w USA, czy kredytów "frankowych" w Polsce. Mogą zatem być przyczyną kryzysów finansowych jak przydarzyło się to w 2008 roku. Mogą też spełniać pożyteczną rolę jak np. ceny gwarantowane na produkty rolne lub też zwykły zakup w sklepie na kreskę...
Znane są od zarania wieków, kiedy tylko ludzkość przekonała się o korzyściach wynikających z wymiany handlowej. Bez nich niemożliwa byłaby ekspansja ekonomiczna. Jednak od wieków też stanowią niezwykle silną pokusę dla wielu graczy, którzy chcieliby w szybkim tempie uzyskać nadzwyczajne zyski... Jak silną?
Credit Default Swaps (CDS) i Credit Default Obligation (CDO) okazały się warte tyle ile wirtualny wpis w komputerze w przypadku restrukturyzacji zadłużenia Grecji i greckich banków. Ich właścicielom wypłacono zaledwie ułamek wartości ceny którą zapłacili, stali się za to wierzycielami tego państwa na wiele dziesięcioleci. Co więcej, wartość nominalna rynku derywatów i liczba transakcji znacznie wzrosła w marcu i lutym 2020 roku wraz początkiem pandemii, bowiem wiele instytucji finansowych zastosowała hedgeing ograniczając ryzyko niewypłacalności państw i firm.
Na ile skutecznie? Tego jeszcze nie wiemy... Przy czym warto wiedzieć, że City of London to przede wszystkim pośrednik rozliczający takie transakcje (jak między innymi London Clearing House - LCH), a nie strona podejmująca lub ograniczająca ryzyko...
Niniejszy tekst nie jest sądem nad przyszłością City. Może jedynie zilustrować tezę, że losy tego globalnego centrum finansowego w dużej mierze związane są z przyszłością strefy euro, UE i jej aspiracjami. W tym wymiarze obie strony płyną na jednej "covidowej" łódce, która zdaje się wystawiona na wzburzone fale pandemii i straty finansowe oraz gospodarcze, które ciągle penetrują jej poszycie. I na to zagrożenie nie ma dziś mocnych, zwłaszcza biorąc pod uwagę, że zarówno Niemcy jak i Wielka Brytania, a więc pierwsza i druga pod względem wielkości gospodarka Europy, ponoszą dziś największe straty ludzkie i materialne spowodowane przez zarazę wywołaną wirusem SARS-Cov-2. Stąd też być może tak odległy termin rozstrzygnięć dotyczących rynku derywatów tj. czerwiec 2022 roku. Finansowy brexit trwa więc i trwać będzie, a czeka nas jeszcze wiele zwrotów akcji.
W ostatnich tygodniach wiele słyszymy o tzw. finansowych paszportach czy też ekwiwalentności systemów prawnych Wielkiej Brytanii i Unii Europejskiej. Uregulowanie handlu akcjami firm z UE w walucie euro przez graczy z kontynentalnej Europy poszło nad wyraz bezboleśnie. Jednak ramifikacje prawne były w tym przypadku stosunkowo proste. Co innego rynek derywatów, który poddano realnej kontroli dopiero po kryzysie 2008 roku.
Pozostają zagrożenia, być może najpoważniejsze, związane z kształtowaniem się nowego porządku światowego i wzrostem znaczenia zarówno gospodarczego jak politycznego ChRL. Czy wyścig technologiczny, sztuczna inteligencja, czy też ustanowienie wirtualnych walut przez banki centralne nie zmienią sposobu w jaki postrzegamy gospodarkę oraz konkurencję?
Jerzy Bielewicz
Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze
Sprawdź najnowsze promocje i korzystaj z listy zakupowej ding.pl