Jakie jest prawdopodobieństwo rozpadu strefy euro?
Jakie jest prawdopodobieństwo rozpadu strefy euro? Jakie konsekwencje mógłby on mieć dla Europy i Polski? - na pytania odpowiadają eksperci z instytucji finansowych.
Marek Rogalski, analityk DM BOŚ
Nie tak dawno Jacques Deloirs, pierwszy szef Komisji Europejskiej w latach 1985-94 i ojciec euro-waluty, wyraził dość duże wątpliwości, czy euro i Unia Europejska przetrwają w obecnej formie. Dodał, iż europejskim politykom brakuje odwagi w podejmowaniu wspólnych decyzji i przede wszystkim wspólnej i mocnej koncepcji dalszych działań. Tego nie dostrzegają już tylko pojedyncze osoby, a coraz więcej inwestorów - motorem ostatnich spadków na rynkach finansowych jest właśnie utrata zaufania do polityków - i to po obu stronach Atlantyku. Świat stoi na progu kilkuletniej stagnacji, a wręcz recesji, która może rozsadzić strefę euro - peryferyjne kraje nie wytrzymają drakońskiego programu cięć i dług będzie dalej narastał.
Czy euro podzieli losy podobnych unii walutowych, które nie przetrwały upływu czasu? Nie jest to wykluczone, gdyż jedynym wyjściem, które może ocalić euro, jest po prostu polityczna i fiskalna integracja całego obszaru - na to nie zgodzą się jednak politycy w biednych krajach, ani też bogate Niemcy, które będą obawiać się, że na ich barki spadną długi Greków, Portugalczyków, czy też Włochów. Obawiam się, że w najbliższych miesiącach rozkład Eurolandu będzie postępował - niemniej, dopóki Europejski Bank Centralny będzie aktywny na hiszpańskim i włoskim rynku długu, a bankructwo Grecji nie przerodzi się w kompletny chaos - to poważnego krachu nie będzie. Co z tego wszystkiego wynika dla Polski? Do strefy euro najpewniej już nie wejdziemy, ale powinniśmy podjąć takie działania, aby za kilkanaście lat stać się "drugą Norwegią".
Ryszard Petru, prezes Towarzystwa Ekonomistów Polskich
Prawdopodobieństwo rozpadu strefy euro jest niskie, ale nie można tego scenariusza uznać za całkowicie nierealny. Ostatnio niebezpieczeństwo takiej sytuacji wzrosło ze względu na kłopoty zadłużeniowe niektórych krajów strefy euro, przede wszystkim Grecji. Obawiam się, że jeśli Grecja musiałaby zrezygnować ze wspólnej waluty, to mielibyśmy do czynienia z efektem domina. Wyjście Grecji ze strefy euro mogłoby przyczynić się do wymuszenia takiego kroku na Portugalii, Irlandii, a potem przyszłaby kolej na Hiszpanię i Włochy. Moim zdaniem wyjście Grecji ze strefy euro oznaczałoby lawinę kolejnych wyjść ze strefy euro, co byłoby katastrofalne w skutkach - zarówno dla krajów, które by ze strefy wyszły, jak i dla krajów, które by w niej pozostały.
Rozpad strefy euro zmieniłby w fundamentalny sposób relacje handlowe pomiędzy państwami Europy. Dzisiaj nikt nie zastanawia się dokładnie, jaki jest koszt dóbr wyprodukowanych w Hiszpanii czy Grecji, ponieważ wszystko jest uwzględniane w euro. Natomiast jeśli strefa euro by się rozpadła, to nastąpiłoby znaczące zaburzenie relacji handlowych.
Wariantu rozpadu strefy euro nie można całkowicie wykluczyć, ponieważ można ostatnio zaobserwować rosnącą niechęć krajów północnej Europy do przekazywania kolejnych pieniędzy na ratowanie zadłużonych państw południa, w krajach południa na przeprowadzanie reform. Sytuacja może więc wymknąć się spod kontroli. Mam nadzieję, że to tego nie dojdzie - jeśli jednak miałoby to miejsce, to skutki byłyby prawdopodobnie dla Europy katastrofalne.
Przemysław Kwiecień, główny ekonomista X-Trade Brokers
W ostatnim czasie często mówi się o tym, iż strefa euro miałaby przestać istnieć w obecnym kształcie - najczęściej sugerowany jest wariant opuszczenia jej przez słabsze gospodarki, szczególnie Grecję. Koronnym argumentem jest to, iż deprecjacja rodzimej waluty miałaby przywrócić słabszym gospodarkom konkurencyjność i umożliwić im wzrost poprzez eksport. Taki tok myślenia ma jednak kilka wad:
Po pierwsze, gospodarka opuszczająca strefę poniosłaby ogromne straty związane ze zmianą umów, systemów itd. dostosowujących ją do własnej waluty.
Deprecjacja podnosi konkurencyjność tylko na tyle, na ile nie rośnie inflacja - innymi słowy efekt tańszej waluty byłby w pewnym stopniu skonsumowany poprzez szybszy wzrost inflacji.
Wzrósłby dług sektora prywatnego w walutach zagranicznych, dodatkowo potęgując recesję.
Na moment obecny nie ma mechanizmów, które umożliwiałyby opuszczenie strefy - oczywiście można je stworzyć, jednak byłby to czasochłonny proces.
Adam Zaremba, główny ekonomista Idea TFI
W chwili obecnej trudno mówić o całkowitym rozpadzie strefy euro. Jedynym umiarkowanie prawdopodobnym scenariuszem jest opuszczenie strefy euro przez jedno ze słabszych państw, na przykład Grecję. Koszty opuszczenia mogłyby być jednak ciężkie do udźwignięcia, przede wszystkim dla samej Hellady. Po pierwsze, jeżeli grecki dług pozostałby denominowany w euro, a nowa waluta (roboczo nazwijmy ją drachmą) uległaby dewaluacji, w rzeczywistości zadłużenie by wzrosło. Grecki rząd nie miałby innego wyjścia, jak ogłosić bankructwo. Po drugie, pod wielkim znakiem zapytania stanęłaby stabilność greckich banków. Pojawiłyby się pytania, które depozyty przewalutować na drachmy i po jakim kursie? Czy tylko w greckich bankach, czy też w filiach zagranicznych banków mających siedzibę w Grecji? A może również w filiach greckich banków zagranicą, chociażby w Polsce? I właściwie czemu tylko depozyty w euro, a nie także w funtach brytyjskich? Wobec tak wielkiej liczby niewiadomych każdy logicznie myślący obywatel powinien czym prędzej przelać swoje oszczędności do banku zagranicznego. Rząd może wprawdzie ograniczyć transfer kapitału, ale wówczas należałoby spakować pieniądze w walizkę i wywieźć za granicę osobiście. Jeżeli natomiast zamknięte zostałyby granice, rozsądniej byłoby swoje oszczędności nawet zakopać w ogródku niż trzymać w banku. Innymi słowy, zanim jeszcze w Grecji doszłoby do wprowadzenia drachmy, kryzys bakowy byłby pewny "jak w banku". Co gorzej, precedens wyjścia najstarszej demokracji świata ze strefy euro mógłby także wzbudzić wątpliwości u Irlandczyków czy Portugalczyków, i szybko mielibyśmy do czynienia z paneuropejskim kryzysem bankowym, którego skutki byłyby katastrofalne.
To jednak nie koniec problemów. Po trzecie, wyjście Grecji ze strefy euro mogłoby oznaczać opuszczenie Unii Europejskiej. Wówczas przestałyby obowiązywać umowy handlowe, więc załamałby się też handel zagraniczny. Po czwarte wreszcie, pozostaje jeszcze najczarniejszy scenariusz. Co by było, gdyby któreś regiony Grecji (etniczne, geograficzne) nie miały jednak ochoty rozstawać się z wspólna walutą? Precedensy pomysłów secesjonistycznych obserwujemy już w Hiszpanii czy Belgii. A stąd tylko krok do zamieszek i konfliktów społecznych w Europie. Podsumowując, droga Europy po rozpadzie strefy euro może nie okazać się usłana różami, lecz bardzo wyboista...
Dariusz Lasek, dyrektor inwestycyjny ds. papierów dłużnych w Union Investment TFI
Istnienia strefy euro (EZ) nie można rozpatrywać wyłącznie na poziomie ekonomicznym, pomimo że jest to ważny fragment europejskiego życia gospodarczego. Strefa euro to twór czysto polityczny i od polityków będzie zależało to, czy przetrwa. Jeszcze trzy lata temu prawdopodobieństwo rozpadu EZ było bliskie zeru i żaden z inwestorów nawet nie pomyślał, żeby spekulować przeciwko Europejskiemu Bankowi Centralnemu (ECB). Obecnie żyjemy już w innym "systemie gospodarczym". Inwestorzy grają już nie tylko przeciwko krajom takim jak Grecja, Irlandia, Portugalia, Hiszpania, czy Włochy, ale także przeciwko ECB. Przy analizowaniu obecnego prawdopodobieństwa rozpadu EZ najważniejsze jest to, w jaki sposób zostanie rozwiązana "sprawa Grecji". Na rynkach finansowych przeważa oczekiwanie, że Grecja zbankrutuje. Gdyby tak się stało, a Grecja powróciłaby do drachmy, tamtejsza gospodarka odzyskałaby konkurencyjność, m.in. po deprecjacji waluty krajowej. Niestety, Grecja jest członkiem EZ i nie może liczyć na taki impuls, co bardzo utrudnia zażegnanie kryzysu. Uruchamia to także dyskusję o wyjściu Grecji z EZ, a w dalszej kolejności o sensowności istnienia EZ. Wydaje się, że prawdopodobieństwo rozpadu strefy wciąż jest bardzo niskie, choć z drugiej strony pojawiają się inwestorzy, którzy to obstawiają. Jeszcze nie tak dawno było to niewyobrażalne.
Rozpad strefy euro miałby olbrzymi wpływ nie tylko na Europę i Polskę, ale także na światowy system walutowy. Po takim szoku Europa najprawdopodobniej nie odzyskałaby już swojej pozycji gospodarczej i pozostałaby tylko dużym rynkiem zbytu. Jednak wydaje się, że politycy doskonale zdają sobie z tego sprawę i nawet jeśli nie chcą ratować Grecji, to EZ będą ratować wszelkimi dostępnymi sposobami. Dla Polski rozpad EZ to byłaby zła wiadomość, zwłaszcza jak popatrzy się na polski eksport. Unia Europejska jest naszym największym partnerem gospodarczym i wszelkie problemy u odbiorców z EZ odbiłyby się na wzroście gospodarczym Polski. Niestety, konsekwencje rozpadu EZ byłyby tak duże, że dzisiaj nikt tak do końca nie jest w stanie poważnie odpowiedzieć na pytanie, jak wyglądałaby Europa po rozpadzie strefy euro.
Maciej Bitner, główny ekonomista Wealth Solutions
Prawdopodobieństwo rozpadu strefy euro jest, wbrew temu, co sugeruje wielu komentatorów, bardzo niskie. Bowiem nawet w czasach kryzysu korzyści z posiadania wspólnej waluty nie przestają mieć znaczenia. Zaś problemy, które dotknęły niektóre kraje strefy euro, dotyczą przede wszystkim ich niskiej konkurencyjności i nadmiernego zadłużenia. Są więc tak samo trudne do rozwiązania bez względu na to, czy państwo jest w strefie euro, czy nie. Opuszczenie wspólnego obszaru walutowego namnożyłoby nowych problemów i odcięłoby kraje od pomocy, na jaką mogą liczyć ze strony innych uczestników unii walutowej i Europejskiego Banku Centralnego.
Jedyną siłą zdolną w krytycznej chwili rozsadzić strefę euro są paradoksalnie kraje niedotknięte kryzysem zadłużenia. Jeżeli Europejski Bank Centralny całkowicie utraci reputację gwaranta stabilnej wartości wspólnej waluty, to w Niemczech, Finlandii, czy Holandii mogą pojawić się głosy sprzeciwu wobec płacenia wyższą inflacją za błędy innych państw. Rezygnację pochodzącego z Niemiec głównego ekonomisty EBC Jürgena Starka, w odpowiedzi na masowe zakupy długu Włoch i Hiszpanii przez bank, należy interpretować jako ostrzeżenie przed takim właśnie rozwojem wydarzeń.
Konsekwencje ewentualnego rozpadu strefy euro byłyby bardzo złe, zarówno dla Europy, jak i dla Polski. Powrót do płynnych kursów, rewaluacja i dewaluacja walut byłyby dla gospodarek europejskich ciężkim szokiem. Doszłoby też do redystrybucji bogactwa na wielką skalę. Zyskaliby ci, którym w porę udałoby się umieścić pieniądze w bankach tego kraju, którego waluta okazałaby się mocniejsza. Inni, którzy nie mieli odpowiedniej wiedzy lub czasu, by zainteresować się tym, co dzieje się na rynkach, mogliby stracić znaczną część oszczędności całego życia. Polska zaś, nie mogąc przyjąć nieistniejącego euro, na długie lata straciłaby szansę włączenia się do strefy gospodarczej pozbawionej bezproduktywnego ryzyka walutowego. Utracone zostałyby też możliwe do uzyskania korzyści wynikłe z tańszego kapitału i obniżenia kosztów transakcyjnych związanych z porównywaniem cen oraz wymianą walut.
Marcin Materna, CFA dyrektor Departamentu Analiz Millennium Dom Maklerski S.A.
Prawdopodobieństwo rozpadu strefy euro jest moim zdaniem niewielkie. Wspólna waluta przyniosła wiele korzyści, m.in. spadek ryzyka inwestycji w krajach euro, obniżenie kosztów transakcji, zwiększenie wymiany handlowej między krajami unii monetarnej. Korzyści te także obecnie pomagają gospodarkom strefy euro, pomimo że często się o tym zapomina, koncentrując się jedynie na problemach fiskalnych kilku krajów należących do tej grupy. Rozpad unii walutowej i powrót do walut narodowych miałby bardzo negatywny wpływ na koniunkturę - od dezorganizacji systemu bankowego, poprzez utrudnienia w handlu międzynarodowym, po spadek popytu na i tak niebędące obecnie w centrum zainteresowania inwestorów obligacje członków Unii. Dodatkowym czynnikiem byłoby silne osłabienie się niektórych nowych walut i związana z tym inflacja, która jeszcze pogłębiłaby kryzys. Chaos, jaki by zapanował w momencie konwersji, z pewnością wpędziłby kraje Unii w co najmniej kilkunastomiesięczną recesję. Politycy, zdając sobie z tego sprawę, nie dopuszczą do takiej sytuacji.
Ewentualny rozpad strefy euro nie miałby bezpośrednich konsekwencji dla Polski, jednak kryzys w Europie, jaki byłby następstwem takiego scenariusza, z pewnością odbiłby się negatywnie na kondycji polskiej gospodarki. Nie ma co się łudzić, że złoty zostałby uznany za bezpieczną walutę w takiej sytuacji - osłabienie się złotego, choć byłoby korzystne dla eksporterów, to dla większości pozostałych firm a także np. spłacających kredyty hipoteczne w walutach obcych miałoby negatywne skutki.
Podsumowując, rozpad strefy euro byłby z pewnością negatywnym scenariuszem dla Europy, lecz biorąc pod uwagę skalę problemów, które przyniósłby taki rozwój sytuacji, politycy będą dążyć za wszelką cenę, aby takiej ewentualności uniknąć.