Prof. Belka tłumaczy w USA dlaczego Polska nie spieszy się do euro
Jest zbyt wiele niepewności w strefie euro, dlatego Polska nie spieszy się do przyjęcia euro - mówił w piątek w Waszyngtonie prezes NBP prof. Marek Belka. Jego zdaniem Polska powinna też wcześniej wzmocnić swą konkurencyjność oraz poprawić rynek pracy.
- Tak długo jak przyszłość strefy euro jest niepewna, tempo przyjmowania euro jest słabsze - powiedział prof. Belka podczas wykładu jaki wygłosił w piątek wieczorem w ambasadzie RP w Waszyngtonie.
Tłumaczył, że póki strefa ta nie jest uzdrowiona, z wejściem do euro wiązałby się obowiązek finansowego udziału Polski w programach ratunkowych dla państw euro w tarapatach. Ponadto istnieje ryzyko, że po wejściu do euro "zostaniesz dotknięty zaskakującą chorobą deflacji czy niskiej inflacji". Nie wiadomo też, dodał Belka, czy po wejściu do eurolandu zadziałałyby instrumenty zapobiegające wpadnięciu Polski w tzw. bańkę kredytową.
Przed wejściem do eurolandu Polska musi też zdaniem prezesa NBP poprawić swą konkurencyjność. - Polska jest nadzwyczaj konkurencyjna, ale tylko jeśli chodzi o niskie koszty i niskie pensje. Niektórzy w Europie mówią nawet, że Polska jest jak małe Chiny Europy. Tak, to prawda do pewnego stopnia - powiedział. - Nie mamy natomiast tzw. strukturalnej konkurencyjności, czyli konkurencyjność Szwajcarii - podkreślił. Ryzyko jest takie, że jeśli Polska wejdzie do mechanizmu ERM2 (czyli dwuletniego obowiązkowego tzw. przedsionka euro, w którym waluta nie może się wahać o więcej niż 15 proc.), "to wówczas, może się stać to co stało się ze słowacką koroną i nasza konkurencyjność oparta na kosztach zniknie".
Kliknij i pobierz darmowy program PIT 2013
Zdaniem Belki reform wymaga też polski rynek pracy, "który jest elastyczny, ale tandetny". Wskazał, że mimo dużej elastyczności rynku pracy, (co przejawia się m.in. brakiem automatycznej indeksacji płac oraz relatywnie łatwym obniżaniem pensji przez pracodawców, gdy to konieczne), Polska ma znacznie niższy wskaźnik zatrudnienia niż w krajach północnej Europy, a część osób pracuje w szarej strefie. - Jak masz taki rynek pracy, to jak możesz zapobiec, by ludzie nie emigrowali? - pytał Belka prowokacyjnie. - Nie potrzebujemy więcej elastyczności, ale lepszej elastyczności - podkreślił.
Belka przypomniał, że 10 lat temu w debacie na temat wejścia do strefy euro powszechny był polityczny argument, że Polska przyjmując euro osłabi swą suwerenność, bo utraci swą politykę monetarną. Ale obecnie za wejściem do euro podnoszony jest inny polityczny argument, a mianowicie taki, że "europejska integracja ma dwie prędkości". - To euroland jest rdzeniem, gdzie podejmowane są decyzje. Pozostałe kraje są w menu, ale nie ma ich przy stole - powiedział.
W tym samym czasie zdanie w sprawie euro zmienili ekonomiści. 10 lat temu wypowiadali się w większości entuzjastycznie na temat szybkiego przyjęcia euro, argumentując m.in. że oznaczać to będzie dostęp do tańszego kapitału oraz koniec problemu niestabilności waluty. - Ale po kryzysie z 2008 roku wiele się nauczyliśmy. Zdaliśmy sobie sprawę, że zbyt niskie stopy procentowe mogą być zagrożeniem (tzn. wywołać bańkę kredytową), (....) a zmienność kursu wymiany waluty może być w czasach kryzysu ratunkiem - powiedział Belka.
- To będzie pewnego dnia decyzja polityczna. Moja rada jako ekonomisty jest taka, by się nie spieszyć (z przyjęciem euro) - konkludował.