Kryzys zakłóca transformację, plany gazowe będą musiały się zmienić
Gaz w obecnej sytuacji nie sprawdzi się jako paliwo przejściowe w transformacji energetycznej ze względu na jego ograniczoną dostępność i bardzo wysokie ceny. Kryzys wymusza korektę założeń Polityki energetycznej Polski do 2040 roku - ocenia Janusz Steinhoff, były wicepremier i minister gospodarki w rządzie Jerzego Buzka, a obecnie szef Gospodarczego Gabinetu Cieni BCC.
Marcin Święcicki, szef Forum Ruchu Europejskiego, zwrócił uwagę podczas debaty "Sprawiedliwa transformacja - strategia dla Europy Środkowej", która odbyła się na forum ekonomicznym w Krynicy, że europejska transformacja została zakłócona przez wojnę w Ukrainie. Kraje zachodnie zastosowały sankcje wobec Rosji, wprowadzono zakaz importu węgla, z końcem roku - z pewnymi wyjątkami - wprowadzony zostanie zakaz importu rosyjskiej ropy. Dyskutowano, co zrobić z gazem, w międzyczasie Gazprom sam ograniczył dostawy do UE.
- Ze względu na te ograniczenia pojawiły się problemy z dostawami surowców i w efekcie ceny wyskoczyły w górę. Gaz jest nawet osiem-dziesięć razy droższy niż rok temu, dużo droższa jest też ropa i węgiel. Potrzebne są środki osłonowe chroniące drobny przemysł przed wzrostem cen. Mniej wspiera się energię odnawialną, musimy natomiast wspierać energię tradycyjną, od której mamy odejść - mówił.
Steinhoff zaznaczał, że Polska jest wyjątkowo uzależniona od paliwa stałych. Krakowy miks energetyczny opiera się w dużej mierze na węglu, ta kopalina odpowiada za ponad 70 proc. wytworzonej w kraju energii. Zwrócił uwagę, że Polska jeszcze trzy dekady temu wydobywała około 200 mln ton węgla rocznie. Teraz wydobycie wynosi poniżej 60 mln ton.
Taki miks rodzi skutki finansowe. - Nie odnoszę się tu do obecnej galopady cen, a do hurtowych cen energii sprzed wojny. Były one wysokie, bo koszty emisji CO2 rosły. W ciągu trzech lat podrożały z 5 euro za tonę do 70 a nawet 80 euro za tonę - mówił były wicepremier. Z drugiej strony system ETS stworzył warunki do wsparcia inwestycji w OZE.
- W obecnej sytuacji trzeba będzie dokonać korekt w przyjętej Polityce energetycznej do 2040 roku. Dopóki rynek się nie uspokoi, musimy czasowo odejść od koncepcji stabilizowania systemu energetycznego gazem. Planowaliśmy do 2030 r. mieć 10 GW mocy w elektrowniach gazowych. To całkowicie nierealne przy tych cenach gazu - nieuzasadnione ekonomicznie - powiedział Steinhoff.
Jego zdaniem rolę stabilizatora systemu powinien przejąć tymczasowo węgiel. Ale jednocześnie konieczne jest przyspieszenie inwestycji w odnawialne źródła energii. Były minister gospodarki podkreślił, że w wyniku zasady 10H zakazującej stawiania wiatraków w odległości mniejszej niż dziesięciokrotność wysokości turbiny wiatrowej, która praktycznie zablokowała rozwój wiatraków na lądzie, Polska straciła ok. 6 GW mocy.
Sukcesem ostatnich lat była natomiast budowa elektrowni fotowoltaicznych o mocy 10 GW, głównie przez prosumentów. Steinhoff uważa, że Polska powinna dalej rozwijać moce wiatrowe i słoneczne, ale też inwestować w biogaz, biomasę, energetykę wodną i wiatraki na morzu. Przywołał szacunki ekspertów, którzy oceniają, że potencjał polskiej strefy Bałtyku, jeśli chodzi o morską energetykę wiatrową, może wynieść nawet 20 GW.
Ważnym stabilizatorem systemu w przyszłości będzie też energia jądrowa. Polska planuje postawić sześć bloków o łącznej mocy 6-9 GW. Pierwszy, zgodnie z harmonogramem, miałby być oddany do użytku w 2033 r. - Moim zdaniem 2033 rok to termin nierealny - uważa jednak Steinhoff.
Na razie na rynkach panuje coraz większa nerwowość w związku z niedoborami surowców i ich wysokimi cenami przed zbliżającym się sezonem grzewczym. Jan Mazur, zastępca dyrektora ds. gospodarki leśnej z Regionalnej Dyrekcji Lasów Państwowych w Krośnie, zwracał podczas debaty uwagę na materiał opałowy, jakim - obok gazu czy węgla - jest drewno. Zaznaczał przy tym, że spala się drewno gorszej jakości, odpady.
- Obserwujemy bardzo duży popyt na drewno, ale przecież my nie wchodzimy do drzewostanów, by ścinać drzewa na opał. Drewno ma trzysta różnych możliwości wykorzystania, włącznie z tkaninami. To dobrej jakości wykorzystywane jest w przemyśle meblarskim, tylko materiał gorszej jakości używany jest jako opał - mówił.
W Polsce rocznie pozyskuje się 40 mln m sześc. drewna, z czego zaledwie 5,1 mln to drewno opałowe. Wyraził obawy, że w wyniku takich unijnych programów jak Strategia leśna UE 2030, gdzie pojawia się postulat objęcia ochroną co najmniej 30 proc. powierzchni lądowej UE, a 10 proc. ochroną ścisłą, w tym wszystkich lasów pierwotnych i starodrzewów, możliwości pozyskiwania drewna mogą skurczyć się nawet do 20 mln m sześc.
- Wówczas nawet 5 tys. podmiotów przerabiających drewno może stracić pracę. To sytuacja niekorzystna dla leśnictwa polskiego, ale i europejskiego - mówił. - Zawsze drewno było wykorzystywane przez ludzi jako surowiec energetyczny. Trzeba tak poprowadzić energetykę w Europie, by zagwarantować jej zrównoważony rozwój, rozproszyć ryzyka. Wszystkie elementy powinny być wykorzystane - mówił.
morb