Gwiazdowski mówi Interii. Odc. 33: Czy naprawdę nie da się uprościć podatków?

- Premier Morawiecki powiedział, że to nie jest zły pomysł z tym upraszczaniem podatków. Przykład mamy świetny, czyli nowy ład, polski ład czy PiS-owski nieład. Uprościli strasznie. Ale były premier Donald Tusk, który ostatnio obiecywał kredyty za darmo, dopłaty do czynszów i jeszcze parę innych rzeczy, też jakby coś o tych podatkach wspomniał. W tym samym kierunku. Cud? No cud. No bo Konfederacja ma 13 proc. – zauważa Robert Gwiazdowski w najnowszym odcinku podcastu video „Gwiazdowski mówi Interii”.

- Pojawiły się liczne artykuły, które twierdzą, że się nie da uprościć podatków. W upraszczaniu podatków robię od trzydziestu paru lat i one się tylko komplikują, więc powiem państwu, że się da i się nie da. Można by rzeczywiście podatki uprościć, ale nie da się z różnych powodów. Zacznijmy najpierw od tzw. interesariuszy - wskazuje Gwiazdowski.

 Po pierwsze - wylicza - są politycy. - Uczynili oni z podatków narzędzie walki politycznej i wojują ze sobą. To teraz właśnie bardzo wyraźnie widać - zauważa Gwiazdowski. Po drugie są urzędnicy, mianowani przez tych polityków. - Tak się akurat składa, że jak ktoś chce zostać urzędnikiem to lubi mieć władzę. Ma taki urzędnik większą władzę wtedy jak coś jest niejasne i skomplikowane, bo on podejmuje decyzje, które są arbitralnymi. Rozstrzyga tak albo inaczej. Ale urzędnicy poza tym, że lubią mieć władzę, często zostają doradcami podatkowymi. Ale działa to też w drugą stronę - niektórzy doradcy zostają urzędnikami. I wtedy komplikują ten system, który ponoć nie może być prosty - mówi w autorskim podcaście video felietonista Interii.

Jest też trzecia grupa interesariuszy. To są wydawcy. Po czwarte, kontynuuje, są różnego rodzaju beneficjenci ulg. - Generalnie to oni uważają, że te podatki powinny być proste, ale jakaś ulga, z której korzystają to powinna ich zdaniem zostać. I po piąte, są przestępcy, którzy kręcą wałki na VAT, wyłudzając podatek przez jego skomplikowanie. Dlatego tak trudno cokolwiek zmienić. Ale czy naprawdę nie można? - pyta Gwiazdowski.

Reklama

PIT? Najlepiej go zlikwidować

- Zacznijmy od najbardziej popularnego podatku dochodowego od osób fizycznych. Najlepszym uproszczeniem byłoby żeby go zlikwidować. Można sobie wyobrazić system podatkowy, który daje państwu takie same dochody jak dzisiejsze bez podatku dochodowego od osób fizycznych. I to mógłby być rzeczywiście system. Bo system to jest coś spójnego, logicznego. W takim sensie systemu nie mamy, my mamy bałagan - mówi.

Drugim problemem jego zdaniem jest progresja podatkowa. - Generalnie w progresję wpada 3 proc. podatników. Ale musimy inwigilować 100 proc., bo może któryś z nich jednak przekroczy ten próg podatkowy i będzie można nałożyć mu podatek wyższy. Likwidacja progresji pozwoliłaby pobierać podatek u źródła tak jak to jest w przypadku podatku dochodowego od zysków kapitałowych. Jak macie lokatę w banku, to bank wypłaca odsetki ale pomniejszone o podatek (...) jakby był podatek pobierany u źródła, to - zdradzę tajemnicę - mogłoby go nie być. Po co ten podatek mają płacić podatnicy, skoro tak jak w przypadku banku może go po prostu zapłacić ten, u którego powstaje ten dochód do opodatkowania. I wtedy 28 mln podatników miałoby święty spokój, nie musiałoby w ogóle martwić się swoim PIT-em - wskazuje Gwiazdowski.

"Nie mamy systemu podatkowego, mamy bałagan"

- Jak już musi być ten podatek dochodowy, jak już musi być progresja podatkowa, to kolejny pomysł na uproszczenie to podzielenie podatku dochodowego na podatek dochodowy od dochodów osobistych i z działalności gospodarczej bez względu na jej formę - zauważa felietonista.

- Klasyczny przykład. Lekarze, pielęgniarki, strażacy, nauczyciele - oni nie muszą znać tych wszystkich przepisów podatkowych, jeżeli nie prowadzą działalności gospodarczej, a zdarzy im się w życiu dokonanie czegoś, co uznane zostanie za podstawę do opodatkowania. Tak było z ofiarami ulgi meldunkowej. Nieszczęście tych ludzi polegało na niedopełnieniu obowiązku administracyjnego, czyli powiadomienia urzędu skarbowego jeszcze raz o tym, że się było zameldowanym przez 12 miesięcy w mieszkaniu, które się chce sprzedać - tłumaczy.

I pyta: - Dlaczego w ogóle jest opodatkowana sprzedaż tego mieszkania?

- To ja nie bardzo wiem. Bo człowiek ma mieszkanie i je chce zamienić na samochód? Czy on ma jakiś dochód z tego powodu? Nie ma. Problem polega na tym, że w 1991 r. trwała spekulacja w warunkach dzikiej inflacji. Bo to nie było 16-17 proc. jak dziś, tylko 600-700 proc. Dziś pojawia się problem pustostanów. Te pustostany biorą się stąd, że jak ludzie mają mieszkanie, które nabyli w drodze spadku to go nie sprzedają, bo zapłacą podatek dochodowy od takiej sprzedaży. Więc one są pustostanami. Jak sprzedają przed upływem 5 lat od nabycia to podatek się należy. Jak ktoś odziedziczył mieszkanie to ono stoi przez 5 lat. Puste stoi. Strach wpuścić najemcę biorąc pod uwagę przepisy o ochronie lokatorów. To się naprawdę da uprościć. To nie musi być tak beznadziejnie głupie - zauważa Gwiazdowski.

Z VAT-em jest cała masa problemów

- Kolejny podatek, który płacimy wszyscy, choć ponoć 20 proc. ludzi twierdzi, że go nie płaci, to VAT, czyli od wartości dodanej a w naszej ustawie od towarów i usług. VAT płaci się w cenie. I tu jest cała masa problemów. Dotyczą one zróżnicowania stawek. Były cyrki co było na 23, co na 8 a co na 5 proc. Bo jak ktoś miał lepszą wykładnię prawa podatkowego, miał lepszego doradcę to wówczas mógł mieć cenę konkurencyjną. Bo sprzedawał np. nie musztardę tylko sos musztardowy, a to było na różnym VAT. Mieliśmy historyjki przez dłuższy czas: kawa z mlekiem albo mleko z kawą, jak było więcej mleka to VAT nie był od kawy 23 proc. a od mleka, które było na stawce niższej. Kiedyś obśmiewałem przykład homara. Jak wiadomo - tradycyjny posiłek biednych ludzi - był na VAT obniżonym - przypomina Gwiazdowski.

- Nie da się ponoć wprowadzić stawki jednej, nie da się bo biedni ludzie z głodu umrą. No to policzmy. Zamiast ideologii trochę matematyki. Wyobraźmy sobie że jest człowiek, który dostaje na rękę 4 tys. zł. I wyobraźmy sobie, że połowę tego co zarobił wydaje na żywność. Ale z tych 2 tys., tysiąc wydaje na żywność nieprzetworzoną objętą VAT 5 i 8 proc. a drugą połowę na żywność na 23 proc. Jak wyda 1000 na żywność obłożoną niższym VAT-em to zapłaci jakieś 75 zł. Ale od wszystkich pozostałych zakupów, które zrobi za całe 3 tys., nie tylko żywności, zapłaci 570 zł. Razem wyjdzie mu jakieś 630 zł. Wyobraźmy sobie, że wszystkie towary są na VAT 20 proc. Musiałby zapłacić jakieś 670 zł. To znaczy 40 zł więcej. Śmiało można tym biednym ludziom, którzy zarabiają najniższą stawkę w kraju wysłać 40 zł miesięcznie, żeby im zrekompensować wzrost VAT na żywność. Dlaczego nie da się tego zrobić? ZUS to zrobi w 24 godziny - mówi.  

Więcej w najnowszym odcinku podcastu video "Gwiazdowski mówi Interii".

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: podatki
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »