Kiedy złoty błyszczał złotem i dlaczego przestał?
Niedługo złoty - w swej nowoczesnej postaci - skończy 95 lat. Gdy powstawał, błyszczał prawdziwym złotem. To nie żarty, jeden polski zloty z 1924 roku miał wartość 0,29 grama kruszcu.
Blisko pół wieku temu jednak kolejne kraje przestały wiązać wartość swojej waluty ze złotem. Ukształtował się system kursów płynnych z dużą rolą banków centralnych.
Jak doszło do tego, że niepodległa II Rzeczpospolita postanowiła mieć własną walutę i stał się nią właśnie złoty? Historia była dramatyczna. Kiedy w listopadzie 1918 roku Polska ogłosiła niepodległość, na wszystkich praktycznie granicach trwały wojny. Rząd powstającego kraju wydawał przez kilka lat niemal połowę budżetu na wojsko. Polska pierwszych lat niepodległości była krajem szarżujących ułanów i galopujących cen.
Musimy też pamiętać, że zanim nadszedł 11 listopada, od 1916 roku istniało Królestwo Polskie pod protektoratem Niemiec. Gdy w 1914 roku wybuchła I wojna światowa, w której brały udział między innymi Niemcy i Austria z jednej strony, a Rosja z drugiej, Niemcy zajęły ogromne tereny na wschodzie, w tym tereny Polski pod zaborem rosyjskim. Zdecydowały się utworzyć namiastkę polskiego państwa, żeby przyciągnąć Polaków do swojego wojska i skierować ich do walki z Rosją. Na terenie Królestwa Polskiego od 1917 roku walutą była marka polska, odpowiadająca niemieckiej i dzieląca się na 100 fenigów.
Jak do tego doszło? W kwietniu 1917 roku w okupowanej przez Niemców Warszawie stworzono Polską Krajową Kasę Pożyczkową, emitującą papierowe marki polskie. W czasie pierwszej wojny światowej z obiegu zniknęły monety złote i srebrne. Ludzie po prostu je gromadzili i traktowali jako lokatę oszczędności. Banknoty natomiast stale traciły na wartości.
W 1918 roku władze polskie uznały markę za prawny środek płatniczy w całej niepodległej Polsce. Wycofanie z obiegu walut państw zaborczych trwało jeszcze pięć lat od zakończenia wojny światowej. 11 stycznia 1924 r. sejm uchwalił reformę walutową, w wyniku której utworzono Bank Polski, mający emitować nową walutę - złotego. Ale złoty tak naprawdę nie był złoty. Przedwojenna złotówka była zrobiona z niklu. A już pięciozłotówka była banknotem.
Pojawiły się w obiegu nie od razu. Przez cale stulecia pieniądz miał postać monet, które były tyle warte, ile zawierały szlachetnego kruszcu, a więc złota lub srebra. Historycy nazywają go "pieniądzem kruszcowym". Na bicie monet niemal we wszystkich państwach Europy monopol mieli władcy, którzy dzięki temu mogli manipulować zawartością kruszcu w monetach po to, żeby więcej złota czy srebra zostawało w ich skarbcach. Bywało więc - i to bardzo często - że wybita na monecie i ustalona przez władcę wartość nominalna oraz wartość wynikająca z zawartości kruszcu - całkowicie się nie zgadzały.
Zatem pieniądz kruszcowy stawał się powoli pieniądzem opartym na umowie pomiędzy władcą a poddanymi. Taki pieniądz oparty na umowie nazywamy dziś pieniądzem dekretowym. Oczywiście - wtedy tylko jedna strona dyktowała warunki umowy. Powstało pytanie - po co więc bić monety, skoro warunki umowy można potwierdzić na papierze? Tym bardziej, że coraz liczniejsze kraje stawały się niewypłacalne w "twardej", a więc złotej czy srebrnej walucie, na skutek pożyczek zaciąganych na wojny. Tak było z I Rzeczpospolitą po szwedzkim "potopie". Tak było też pod koniec XVII wieku w Anglii.
Kiedy angielscy władcy postanowili ruszyć na wojnę z Francją zwrócili się - tak jak to mieli w zwyczaju ich poprzednicy - do złotników o pożyczkę. Ale miarka się przebrała. Złotnicy wyliczyli wszystkie zaciągnięte już i niespłacone długi angielskich królów. I powiedzieli - dość. A skarb był pusty. Spryt szkockiego kupca Williama Petersona spowodował, że mieszkańcy Londynu pożyczyli królowi 1,2 mln funtów. Mieli za to dostać 8 proc. odsetek rocznie. W ten sposób powstał Bank Anglii w 1694 roku. W zamian za złoto wystawiał pokwitowania będące pierwowzorem banknotów. Zobowiązał się do tego, że każdy posiadacz banknotu może go zawsze zamienić na monety albo złoto. Taka było umowa.
Bankowi Anglii nie było łatwo się z niej wywiązywać. Jego historia w ciągu kolejnych 150 lat to niemal nieustanne ocieranie się o bankructwo. Na przełomie XVIII i XIX wieku po prostu przestał wymieniać emitowane banknoty na złoto. W latach 40. XIX wieku postanowiono sytuację uporządkować i w 1848 roku przyjęto, że każdy funt, a więc jednostka monetarna na banknocie musi "odpowiadać" pewnej ilości złota ze skarbca Banku Anglii i musi być na nie wymieniana. Powstał w ten sposób pierwszy światowy system monetarny - zwany standardem złota - bo w ślady Anglii poszły Kanada, USA i Niemcy, a potem inne państwa.
Jak łatwo zadrukować papier - wszyscy to wiedzą. W standardzie złota chodziło o to, żeby ograniczyć te zapędy. Żeby waluta, choć umowna i papierowa - miała rzeczywistą wartość. W niepodległej Rzeczpospolitej szalała inflacja, a marka polska wciąż traciła wartość. W 1919 roku jeden dolar kosztował 110 marek polskich, a w 1924 roku już 10,250 mln. W tej sytuacji Władysław Grabski przeprowadził reformę walutową. W jej wyniku polską walutą od 29 kwietnia 1924 roku stał się polski złoty.
Sama emisja nowej waluty nie gwarantowała, że złoty nie będzie tracił na wartości tak jak marka. Trzeba było go jakoś "zakotwiczyć". Z pomocą przyszedł standard złota. Ustalono, że jeden złoty będzie wart 0,29 grama cennego kruszcu. To pomogło Polsce odzyskać międzynarodową wiarygodność finansową. Przystąpiła do tzw. złotego bloku, w którym znajdowały się jeszcze waluty Belgii, Francji, Holandii, Luksemburga, Szwajcarii i Włoch.
Ale czy gospodarce polskiej silny złoty pomagał, czy raczej szkodził? Standard złota przed I wojną powodował, że ceny były stabilne i to na całym świecie. Przedsiębiorstwa miały pewność, że zapłatę w obcej walucie będzie można bez strat zamienić na rodzimą. Bez ryzyka kursowego. Dzięki temu handel międzynarodowy zaczął rozkwitać. Ale gospodarki, które były mało konkurencyjne, miały prawdziwy problem. Więcej importowały, za co płaciły twardą walutą, która wskutek tego z nich odpływała.
Choć I wojna światowa położyła kres standardowi złota, kilka krajów usiłowało go później przywrócić. Tak było z Wielką Brytanią, która funta powiązała ze złotem ponownie w 1926 roku. Niedługo potem wybuchł wielki kryzys. W Wielkiej Brytanii silny funt oznaczał głęboką recesję i wysokie bezrobocie. Dlatego kraj zrezygnował w 1931 roku ze standardu złota i zdewaluował funta o 39 proc.
Złoty, choć powiązany ze złotem, też ulegał dewaluacji, mimo że w okresie wielkiego kryzysu Polska starała się utrzymać standard złota. To jednak spowodowało deflację, spadek konsumpcji, wzrost bezrobocia, obniżenie konkurencyjności eksportu i odpływ kapitału. Cześć ekonomistów uważa, że złoty był za silny dla wciąż odradzającej się gospodarki.
II wojna światowa spowodowała upadek standardu złota we wszystkich krajach. Alianci spotkali się w lipcu 1944 roku w Bretton Woods w USA, żeby ustanowić nowy ład powojennej gospodarki i przywrócić obieg światowego handlu. Powstały wtedy m.in. Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Bank Światowy.
Polska znalazła się poza tym systemem. Złoty aż do 1990 roku był walutą wewnętrzną, niewymienialną na inne. Pomimo restrykcji nakładanych przez władze PRL na posiadających waluty, następowała "dolaryzacja" polskiej gospodarki. Ekonomiści szacują, że słynni cinkciarze obracali w 1982 roku ok. milionem dolarów, a w 1989 roku było to już 2,5-3,5 mln.
Według ustaleń z Bretton Woods, wartość walut krajowych miała być ustalona w złocie lub w amerykańskim dolarze. Państwa zobowiązały się do utrzymania kursów wymiany swoich walut w stosunku do dolara o nie więcej niż 1 proc. w górę lub w dół. System z Bretton Woods nawiązywał więc do standardu złota. Chodziło w nim o stabilizację kursów oraz powszechną wymienialność walut. Uczynił z dolara najważniejszą światową walutę, którą pozostaje zresztą do dziś.
Uncja złota - w myśl tych ustaleń - miała kosztować 35 dolarów USA. Szybko okazało się jednak, że sztywne kursy są nie do utrzymania - dewaluowane były i brytyjski funt, i francuski frank. A równocześnie amerykański bank centralny drukował coraz więcej dolarów i przybywało ich szybciej niż złota. Dlatego w czasie kryzysu paliwowego na początku lat 70. ubiegłego wieku USA zdecydowały się definitywnie zerwać z utrzymywaniem wartości dolara w złocie i zaczęła się epoka kursów płynnych. Trwa ona do dziś. Ostatnim krajem, który porzucił w 1999 roku wymienialność swojej waluty na złoto, była Szwajcaria.
To wynik gry wielu potęg. Najważniejsze jest to, czy dany kraj decyduje się na jej pełną wymienialność zgodnie z art. VIII MFW. Artykuł ten uznaje ponad 160 państw, wszystkie rozwinięte gospodarki, od 1995 roku także Polska. To znaczy, że każdy kto wymieni jakąkolwiek inną w pełni wymienialną walutę na złote może w dowolnej chwili zażądać wymiany odwrotnej i bank centralny mu to gwarantuje. Pełna wymienialność złotego na inne waluty była wprowadzana stopniowo, a zakończyła się w 2007 roku.
Sprawdź bieżące notowania walut na stronach Biznes INTERIA.PL
O kursie waluty decyduje przede wszystkim siła gospodarki. Im bardziej jest ona konkurencyjna, im szybciej rośnie w porównaniu z innymi, im udział kraju w światowym handlu jest większy - tym większy jest popyt na taką walutę. Ale kiedy popyt ten rośnie, waluta może za bardzo się umacniać, a to z kolei nie służy eksportowi.
Miejscem, gdzie popyt na walutę spotyka się z podażą są rynki walutowe organizowane głównie przez banki, wymieniające waluty pomiędzy sobą. Rynki są wrażliwe i płochliwe. Zwracają uwagę na zadłużenie kraju i jego politykę budżetową, inflację oraz saldo na rachunku bieżącym. Rynki potrafią panicznie reagować na kryzysy. Złoty, choć nie jest walutą światową, jest dość mało podatny na kryzysy. Analitycy obliczyli, że gdy wybuchł kryzys azjatycki w 1997, złoty w ciągu pierwszych trzech dni stracił zaledwie 5,2 proc., a po wybuchu kryzysu rosyjskiego w 1998 roku - jedynie 8 proc. Ale już ostatni globalny kryzys finansowy spowodował, że złoty w ciągu pół roku osłabł w stosunku do euro nawet o ponad 50 proc.
Strażnikami polityki kursowej państwa są banki centralne, a w Polsce - Narodowy Bank Polski. Gdy kurs walutowy jest płynny, bank centralny może na przykład dla stabilizacji waluty podwyższać lub obniżać stopy procentowe. Musi jednak przy tym uważać, żeby nie stracić z oczu celu inflacyjnego. Może też bezpośrednio interweniować na rynku walutowym, skupując lub sprzedając waluty ze swoich rezerw. Takie interwencje są skuteczne tylko wtedy, gdy rezerwy walutowe są wystarczająco duże.
Jacek Ramotowski