Fundusze emerytalne odrobiły od marca większość strat
Po fatalnym dla funduszy emerytalnych marcu kolejne trzy miesiące przyniosły wzrosty na rynku. W marcu po ogłoszeniu zamknięcia wielu obszarów gospodarki fundusze emerytalne przeżyły zapaść, tracąc średnio 14,4 proc., w kwietniu nastąpił jednak wzrost o 8,1 proc., w maju o kolejne 2,3 proc., a w czerwcu - o 3,1 proc. (dane Analizy.pl).
Wprawdzie lipiec ponownie zakończył się spadkiem średniej stopy zwrotu, ale eksperci spodziewają się szybkiego powrotu na ścieżkę wzrostową. Problemem branży i utrudnieniem w planowaniu inwestycji jest jednak niepewność związana z rozwojem pandemii, ewentualnym przywróceniem obostrzeń oraz terminem reformy likwidującej OFE. Według Małgorzaty Rusewicz, prezes Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych, sensowne byłoby odsunięcie jej w czasie co najmniej o rok.
- Po trudnym okresie, z którym mieliśmy do czynienia w marcu, OFE dzisiaj bardzo wyraźnie pokazują, jak szybko są w stanie odrobić straty - mówi agencji informacyjnej Newseria Biznes Małgorzata Rusewicz, prezes Izby Zarządzającej Funduszami i Aktywami oraz prezes Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych. - Natomiast w przypadku funduszy emerytalnych warto popatrzeć na długą perspektywę, czyli np. horyzont 10 lat. W tym czasie OFE przyniosły ponad 25 proc. zysku swoim klientom. W związku z tym ta forma oszczędzania dzisiaj wydaje się szczególnie atrakcyjna i warto na to zwrócić uwagę.
W marcu po ogłoszeniu zamknięcia wielu obszarów gospodarki fundusze emerytalne przeżyły zapaść, tracąc średnio 14,4 proc., przy czym wyniki poszczególnych zarządzających wahały się od 13,5 proc. do 15,7 proc. Już w kwietniu nastąpił jednak wzrost o 8,1 proc., w maju o kolejne 2,3 proc., a w czerwcu - o 3,1 proc. (dane Analizy.pl).
W lipcu średnia stopa zwrotu okazała się ponownie ujemna (-0,2 proc.), co - jak tłumaczą przedstawiciele IGTE - było pochodną słabszej wyceny spółek w niektórych branżach, w których fundusze emerytalne mają ulokowane aktywa. Do tej pory OFE udało się odrobić 25 proc. od momentu największej przeceny, a do odrobienia pozostało jeszcze uzyskać wzrost na poziomie 15 proc. Na koniec lipca br. aktywa OFE warte były 131,24 mld zł.
Wobec odroczonej na nieznany na razie czas reformy przekształcającej OFE w IKE i niewiadomej związanej z rozwojem pandemii planowanie inwestycji jest jednak utrudnione. Minister finansów Tadeusz Kościński zapowiadał przed kilkoma tygodniami, że OFE znikną dopiero w 2021 roku.
- Jesteśmy trochę pod znakiem zapytania. Wydaje nam się, że rok przesunięcia całej reformy jest wskazany, chociażby po to, żeby rzeczywiście te fundusze emerytalne mogły w pełni odrobić straty swoich klientów, ustabilizować również sytuację na rynku w tym obszarze i żebyśmy mogli kolejny raz spojrzeć na projekt, ponieważ on zapewne będzie wymagał pewnych drobnych modyfikacji związanych chociażby z limitami inwestycyjnymi - tłumaczy prezes Izby Gospodarczej Towarzystw Emerytalnych. - Samo przesunięcie jej w czasie o rok pozwoli natomiast wyprostować potencjalne problemy, które dotychczas się pojawiły, i płynnie i efektywnie przeprowadzić całą reformę.
Likwidacja OFE miała nastąpić od lipca 2020 roku, a pieniądze zbierane na emeryturę przeszłyby albo do I filaru, czyli ZUS-u, albo na indywidualne konta emerytalne powstałe z przekształconych OFE. Pieniądze miałyby zostać przetransferowane w listopadzie po pobraniu 15-proc. opłaty przekształceniowej. Środki z ZUS-u przekazano by w całości, bo - jak tłumaczył rząd - od ich wypłaty odprowadzany jest podatek dochodowy. Zarządzający funduszami kwestionowali ten zapis, postulując, by opłata była odprowadzana przy wypłacie pieniędzy, a nie od razu. Proponowali też zmniejszenie limitu inwestycji w akcje polskie, bo po zmarginalizowaniu tych funduszy w 2014 roku mogły one inwestować na GPW 80 proc. środków.
- Podtrzymujemy propozycje zmian, które przedstawialiśmy dotychczas. Rzeczywiście najistotniejszą z punktu widzenia dotychczasowych wydarzeń kwestią, której trzeba będzie się przyjrzeć, są limity inwestycyjne. Tutaj pojawiło się szereg pytań wynikających ze zmian na rynku, które były konsekwencją koronawirusa. Z kolei większość rzeczy, które zgłaszaliśmy, dotyczyła kwestii komunikacji z klientami czy drobnych poprawek w całym projekcie. Ten projekt toczył się długo i bardzo intensywnie nad nim pracowaliśmy, więc też szereg rzeczy już można by było przenieść w takiej formule, jaka była przygotowana dotychczas - wyjaśnia Małgorzata Rusewicz.