Powrót do repartycyjnych emerytur
Każdy z ponad 16,37 mln Polaków został 3 lutego br., ograbiony przez rząd Donalda Tuska z blisko 10 tys. zł zgromadzonych w otwartych funduszach emerytalnych.
Wejście w życie w 1999 roku nowego systemu emerytalnego utwierdziło miliony rodaków, że mogą mieć wpływ na swój komfort finansowy na emeryturze. Tak było do maja 2011 roku i od tego czasu jest coraz gorzej. Niecałe trzy lata temu Jolanta Fedak, minister pracy i Jan Vincent-Rostowski, minister finansów dokonali pierwszej grabieży pieniędzy uczestników II filaru. Od tamtego roku składka ubezpieczonych przekazywana do OFE została zmniejszona o 5 p.p. Zamiast 7,3 proc. pensji brutto do funduszy emerytalnych było przekazywane 2,3 proc. składki ubezpieczonego, a od lutego br. jest to 2,92 proc. Zabierane Polakom co miesiąc pieniądze, które miały w przyszłości stanowić około 1/3 świadczenia emerytalnego, są przekazywane do ZUS na tzw. subkonta. Widnieją tam jako zapis księgowy, czyli mgliste zobowiązanie państwa wobec obywateli.
Po 15 latach funkcjonowania systemu emerytalnego kapitałowo-repartycyjnego mamy od lutego br. roku powrót do tak krytykowanego repartycyjnego systemu. Co to oznacza, wiedzą wszyscy emeryci całkowite uzależnieni od ZUS, jego kondycji finansowej i chimerycznych zachowań rządów.
Ponad 16,37 mln rodaków, członków OFE, 3 lutego o godz. 17 miało na swoich kontach o 51,5 proc. mniej pieniędzy na przyszłą emeryturę. Tegoż sądnego dnia o godz. 17 odbyła się konferencja prasowa, podczas której Władysław Kosiak-Kamysz, minister pracy powiedział między innymi: "Przeniesienie części obligacyjnej środków zgromadzonych w OFE na indywidualne subkonta w ZUS-ie nie jest w żadnej mierze konfiskatą oszczędności. To jest stwierdzenie nieuprawnione. Te środki zostały przeniesione i stanowią zobowiązanie państwa do wypłacania w przyszłości emerytur. Zobowiązanie w postaci obligacji zostało zastąpione zobowiązaniami zapisanymi na subkoncie w ZUS-ie".
Szacuje się, że w ramach tej operacji rząd przejął z funduszy emerytalnych jednorazowo prawie 154 mld zł. Po tym transferze statystyczny członek funduszu emerytalnego został ograbiony z blisko 10 tys. zł. Tego dnia fundusze przekazały do ZUS aktywa o wartości odpowiadającej sumie umorzonych jednostek rozrachunkowych (obligacje i bony emitowane przez Skarb Państwa, obligacje emitowane przez Bank Gospodarstwa Krajowego, inne papiery wartościowe opiewające na świadczenia pieniężne, gwarantowane lub poręczane przez Skarb Państwa oraz około 1,5 mld zł w gotówce).
Po zagarnięciu przez rząd pieniędzy członków OFE żaden myślący Polak nie uwierzy ani temu rządowi, ani przyszłemu, że warto oszczędzać pieniądze na emeryturę w jakiejkolwiek formie nadzorowanej przez państwo.
Ile są warte obietnice rządu, przekonujemy się niemal co kilka dni. Resort pracy chce wprowadzić zmiany w sposobie waloryzacji obecnie wypłacanych emerytur. Świadczenia byłyby waloryzowano tylko o wskaźnik inflacji, a te najniższe także o realny wzrost płac. Można być pewnym, że niezależnie od przyjętej metody waloryzacji rząd zrobi wszystko, by zaoszczędzić na Polakach. Skłócanie biednych z bogatymi to dobry sposób na odwrócenie ich uwagi od istoty problemu, czyli zagrożenia załamania się systemu - deficyt ZUS po III kwartale 2013 roku wyniósł około 50 mld zł.
Ale nie tylko emeryci są grupą, na której zamierza eksperymentować obecny rząd.
Nowym pomysłem na ratowanie finansów państwa i ZUS - ze szczytnym hasłem - jest oskładkowanie umów "śmieciowych". MPiPS rozważa pomysł nałożenia na umowy o dzieło składki emerytalno-rentowej w wysokości 19,52 proc., gdy jest to jedyne źródło zarobku. Nie dotyczyłoby to osób, które z tytułu innych umów płacą już składki na ubezpieczenie społeczne. Zmiany dotyczyłyby m.in. pracowników firm ochroniarskich, sprzątających, nauczycieli akademickich (prowadzących wykłady). Według ekspertów ten manewr zwiększy jeszcze i tak wysokie bezrobocie w Polsce - ponad 13,5 proc. w grudniu 2013 roku. Na koniec 2012 roku ponad 1,35 mln osób było zatrudnionych wyłącznie na umowy-zlecenia lub o dzieło.
Negatywna polityka rządu dotycząca finansów Polaków spowodowała, że w 2013 roku odsetek Polaków mających jakiekolwiek oszczędności gwałtownie się obniżył. Polska zanotowała największy spadek osób z zaskórniakami wśród 13 krajów badanych dla Grupy ING (Austria, Belgia, Czechy, Francja, Hiszpania, Holandia, Luksemburg, Niemcy, Polska, Rumunia, Turcja, Wielka Brytania i Włochy). Pod tym względem dorównujemy Turcji i plasujemy się na przedostatnim miejscu, tuż przed Rumunią. Liderzy to Luksemburg, Holandia i Austria, gdzie "poduszkę" finansową ma od 74 proc. do 84 proc. osób. Na 13 ankietowanych krajów Polacy znaleźli się w ogonie, gdy chodzi także o odkładanie pieniędzy na czas po zakończeniu aktywności zawodowej. Tylko co dwudziesty badany oszczędza na (wcześniejszą) emeryturę (średnia dla badanych krajów to 11 proc.). We Francji na ten cel odkłada pieniądze 16 proc. populacji, w Niemczech i Hiszpanii po 15 proc. obywateli. Nawet w Czechach na emeryturę oszczędza 12 proc. ankietowanych.
Niezadowolonych ze swojej sytuacji finansowej w 2013 roku było 40 proc. Polaków. Jak wynika z badania przygotowanego przez Krajowy Rejestr Długów Biuro Informacji Gospodarczej oraz Millward Brown, możliwości finansowe rodaków w minionym roku były mniejsze niż w 2012 roku. Dla prawie co drugiego Polaka miniony rok był gorszy, gdy chodzi o oczekiwania finansowe. Nasze niezadowolenie rośnie wraz z wiekiem. O ile ludzie z przedziału 18-34 lat oceniają ostatnie 12 miesięcy pozytywnie (38 proc.), to wśród osób po 45. roku życia zadowolonych było już tylko 17 proc., a wśród osób po 60. roku życia tylko 9 proc.
W 1999 roku powiało nadzieją. Polacy rozpoczęli swój "marsz" ku oszczędzaniu na emeryturę. Kampanie społeczne, medialne pokazywały Polakom, że od teraz ich przyszły świat na emeryturze będzie podobny do podróżujących Niemców, Brytyjczyków... Czeka ich na starość wylegiwanie się w słońcu, pod palmami. Oddawali z wiarą swoje 7,3 proc. pensji brutto najpierw 21 OFE, a na koniec 2013 roku 11 podmiotom, ale już niewiele - 2,3 proc. składki na ubezpieczenie społeczne. Nadal jednak wierzyli, że ich przyszła emerytura będzie wyższa dzięki kumulacji oszczędności w FUS: tzw. I filar, OFE - tzw. II filar, kilka procent Polaków dobrowolnie oszczędza jeszcze w tzw. III filarze.
Business Centre Club zapytał przedsiębiorców, co sądzą o zmianach dotyczących OFE i jak w związku z nimi zamierzają oszczędzać na swoje emerytury. Przedsiębiorcy liczą przede wszystkim na siebie, a w mniejszym stopniu na ZUS (66,7 proc.), OFE (53,9 proc.), czy III filar - PPE/IKE (30,8 proc.). Mając do wyboru ZUS lub ZUS/OFE, dwie trzecie (66,7 proc.) zamierza pozostać w OFE i ZUS, a 28,2 proc. wybrać ZUS. Dotychczas przedsiębiorcy - członkowie BCC - oszczędzali na emeryturę przede wszystkim w ramach I filaru (82,1 proc.) oraz II filaru (69,2 proc.) i dodatkowo samodzielne inwestycje (również 69,2 proc., ale 41 proc. spośród nich oszczędzało za pośrednictwem III filaru, czyli PPE, IKE, IKZE.
Kreacja rządu nie ma granic. Co będzie dalej, trudno przewidzieć. Jak na razie politycy po demontażu kapitałowej części systemu emerytalnego zaczynają przebąkiwać o systemie solidarnościowym, czyli minimalnych emeryturach dla wszystkich obywateli. Niektórzy z nich widzą w tym rozwiązaniu panaceum na wszystkie problemy. Odwołują się do doświadczeń krajów anglosaskich, Kanady, Australii (bez wnikliwej analizy). W tych krajach istnieją minimalne emerytury gwarantowane przez państwo, ale stosują one także wiele zachęt nie tylko fiskalnych, które mają spowodować, że ludzie chcą oszczędzać.
Małgorzata Dygas