Jakub Faryś, PZPM: potrzebujemy pomocy, ale nie pieniędzy

- Sytuacja w branży motoryzacyjnej jest bardzo zła na całym świecie - ocenia Jakub Farys, prezes Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego. - W samej Europie kłopoty ma 185 fabryk, w Polsce 16, a niedługo będzie to 20. Wszystko za sprawą półprzewodników. Paradoksalnie brak części wartych kilka euro uniemożliwia wyprodukowanie pojazdów wartych kilkadziesiąt tysięcy euro - podkreśla Faryś.

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

- Popyt ze strony odradzającej się po pandemii gospodarki jest ogromny - zamówienia z branży motoryzacyjnej to zaledwie kilka procent produkcji półprzewodników. W dodatku połowę tych komponentów do aut dostarcza jedna fabryka na Tajwanie. Wszystko razem doprowadziło do kryzysu i kolejnego paradoksu - mamy portfel zamówień największy od kilkunastu, może nawet kilkudziesięciu lat, ale nie możemy ich zrealizować - wskazuje szef PZPM.

Reklama

W 2018 roku wartość produkcji w branży motoryzacyjnej wyniosła 145 mld zł, a eksportu - 32 mld euro, co stawia Polskę na czwartym miejscu w Unii Europejskiej i dziewiątym na świecie. Branżę charakteryzuje silna proeksportowość, nawet 85 proc. produkcji z Polski trafia na rynki zagraniczne. W segmencie producentów pojazdów ten udział przekracza 90 proc. W latach 2005-2018 branża rosła w tempie 6,5 proc., a w przypadku części  - 9,4 proc. Części to 59 proc. całej produkcji. Branża zatrudnia 225 tys. pracowników.

- Cześć firm produkuje auta bez określonego sterownika - na niektórych placach fabrycznych stoi nawet kilkadziesiąt tysięcy pojazdów, ale to kosztuje. Robimy absolutnie wszystko by nie zwalniać pracowników, utrzymać zatrudnienie, także w Polsce. Jesteśmy już po spotkaniu z premierem i panią minister Maląg. Pracownicy branży motoryzacyjnej to jedni z najlepiej wykształconych specjalistów w całej gospodarce, ich utrata byłaby wyjątkowo dotkliwa. Odbudowanie takich zespołów pracowników trwa długie miesiące, a liczymy że ten kryzys będzie wkrótce mijał - podkreśla prezes Faryś.

- Nie chcemy od rządu pieniędzy, a rozwiązań w tym trudnym okresie, by go przetrwać. Gdy tylko branża ruszy będziemy mieli pieniądze by spłacić wszelkie zobowiązania, mamy przecież zamówienia. Potrzebujemy odroczenia płatności do ZUS i elastycznego czasu pracy, oczywiście w ramach kodeksu pracy. Dotyczy to całego łańcucha dostaw czyli także dostawców podzespołów - dodaje.

Czy na auta trzeba będzie czekać?

- Różnie jest z różnymi modelami. Zdarza się że klientowi pozostawiamy decyzję czy chce odebrać auto bardzo szybko czy poczekać kilka miesięcy  na jego wersję z pełnym wyposażeniem.  Faktem jest że gdy aut nie ma nie ma też dyskusji o rabatach cenowych przy ich sprzedaży. Na tym polega gospodarka - gdy czegoś jest mniej, staje się to droższe. Auta będą jednak drożały przede wszystkim z powodu wymagań ekologicznych. Branża musi zarobić na opracowanie nowych konstrukcji. Szefowie niektórych firm spodziewają się podwyżek cen nawet o 50 proc., ale twardych danych nie mamy - uważa prezes PZPM.

Czy da się w przyszłości uniknąć kłopotów takich jak dziś? - Uczymy się na błędach. Na pewno kryzys nie byłby tak dotkliwy gdyby dostawców półprzewodników było więcej. Trudno jednak sobie wyobrazić, że firmy motoryzacyjne zaczną same produkować takie podzespoły, podobnie jak części plastikowe, szyby etc.  Ta branża szczególnie opiera się na specjalizacji - podsumowuje Jakub Faryś.

Wojciech Szeląg

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »