Grażyna Piotrowska-Oliwa, Pepco Group: Za wzrost pensji płacimy z własnych kieszeni

 - Ładnie brzmi fraza (premiera - red.) o wyższych wynagrodzeniach, ale nie da się więcej zarabiać i mniej płacić. Za wyższe pensje tak czy owak płaci klient. Najwyższa od 20 lat inflacja po prostu zżera nasze portfele - zarabiamy więcej, ale kupić możemy coraz mniej - mówi Interii Grażyna Piotrowska-Oliwa, członek Rady Dyrektorów Pepco Group.

- Inflację podnosi np. płaca minimalna. Rząd decyduje o jej poziomie, ale przecież nie daje tych pieniędzy, realnie wypłacają je przedsiębiorcy. To podnosi koszt wytworzenia produktu, a więc i cenę. Ostatecznie za wyższe pensje nas wszystkich ostatecznie płacimy my sami. To podstawy ekonomii - dodaje.

Reklama

- Wzrost wynagrodzeń szybszy niż wzrost cen to podstawowy współczynnik Polskiego Ładu i naszego rozwoju gospodarczego. Wzrost wynagrodzeń Polaków interesuje mnie najmocniej - zadeklarował niedawno premier Mateusz Morawiecki.

- Wyższe wynagrodzenia oznaczają wyższe koszty wytworzenia każdego produktu i jego  wyższe ceny, czyli... większą inflację, a mamy  już jest 5 proc. i bardzo niepokoi wszystkich przedsiębiorców - komentuje Grażyna Piotrowska-Oliwa.

- Inflacja to ukryta podwyżka podatków. Tyle że nominalnie rząd dostanie wprawdzie więcej pieniędzy, ale też sam będzie musiał więcej wydawać - zauważa Piotrowska-Oliwa. - Przy rosnącej inflacji mówi się coraz częściej o podwyżce stóp procentowych. Jeśli nastąpi, to rząd, który zaciąga dług u nas wszystkich, będzie musiał za jego obsługę więcej zapłacić. Inflacja uderza boleśnie w średniozamożnych Polaków. Najbogatszych ten problem nie dotyczy - oni swoje pieniądze pomnażają, bo inwestują je w kraju lub zagranicą. Ci, którym zostaje trochę na koncie po opłaceniu rachunków, chcieliby po prostu by wartość ich pieniędzy nie spadała - oni z dnia na dzień tracą. Nie każdy jest przecież tuzem inwestowania, większość woli po prostu bezpieczeństwo" - ocenia ekspertka.

Biznes INTERIA.PL na Twitterze. Dołącz do nas i czytaj informacje gospodarcze

Jak zatem patrzeć na przyszłość polskiej gospodarki - z optymizmem czy wręcz przeciwnie?

- Dług publiczny szybko rośnie - to już 1,5 bln złotych, które ktoś kiedyś będzie musiał spłacić. Pamiętamy to z epoki Gierka - gdyby nie umorzenia, te długi spłacalibyśmy do dziś. Mamy też ogromną niepewność na rynku związaną z Polskim Ładem, który oznacza bolesną podwyżkę podatków. O większych kosztach energii już nie tylko mówimy, ale ją odczuwamy. Ale najważniejszy jest brak stabilności prawa - uważa Piotrowska-Oliwa. - PiS trafiło na dobrą koniunkturę gospodarczą - ten trend się kończy, co widzi i przyznaje sam rząd. A podawane dziś bardzo dobre dane o PKB trzeba brać w nawias o tyle, że odnoszą się do wyjątkowo słabego roku poprzedniego - dodaje.

Czy polska gospodarka poradzi sobie bez pieniędzy z UE, gdyby miało ich zabraknąć? 

- Jakoś sobie poradzi - z naciskiem na jakoś. Wciąż jesteśmy daleko za krajami Unii. Środki krajowe są na wyczerpaniu. Poradzimy sobie, ale stracimy ten pęd jaki oglądaliśmy przez dwie ostatnie dekady - podsumowuje Grażyna Piotrowska-Oliwa.

Rozmawiał Wojciech Szeląg

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »