Zdaniem ministra rolnictwa i rozwoju wsi to nadprodukcja jest przyczyną dzisiejszych problemów w branży. Według związkowców to raczej nadmierny import szkodzi polskim rolnikom. Tymczasem zdaniem przedstawicieli organizacji rolniczych obecna nadprodukcja i niskie ceny w skupach były do przewidzenia, a powody tej sytuacji są inne, niż te, wskazywane przez polityków i związkowców.
Nadprodukcja w rolnictwie musiała się pojawić
Polska jest jednym z największych producentów zbóż, owoców i warzyw w Unii Europejskiej. W ostatnich latach w Polsce mieliśmy do czynienia z bardzo dobrymi zbiorami zbóż, kształtującymi się w granicach 34-36 mln ton.
- W bieżącym roku zbiory są szacowane na jeszcze wyższym poziomie - 37,1 mln ton. Jednocześnie popyt krajowy wahał się w granicach 25-27 mln ton, co skutkowało akumulacją nadwyżek - wyjaśnia Interii Biznes Wiesław Łopaciuk z Zakładu Rynków Rolnych i Metod Ilościowych Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej.
W efekcie eksport osiągnął rekordową wielkość ponad 12,8 mln ton w sezonie 2023/24, a rok wcześniej blisko 12 milionów ton. Nadwyżka produkcji obserwowana jest jednak w całym rolnictwie, co nie jest zaskoczeniem dla organizacji rolniczych:
- Problem leży zupełnie gdzie indziej. Zaniedbania, które obserwowaliśmy od 20 lat w kilku obszarach, dzisiaj się skumulowały. Wiele pieniędzy z KPO w całej Europie poszło na inwestycje w rolnictwo, dlatego większa produkcja była kwestią czasu - mówi w rozmowie z Interią Biznes Paweł Myziak, plantator papryki z Mazowsza, członek Zrzeszenia Producentów Papryki RP.
Jak informują nas przedstawiciele Instytutu Ekonomiki Rolnictwa i Gospodarki Żywnościowej, poziom zbiorów zbóż na świece w 2025 r. jest rekordowy, a ceny na większości rynków kształtują się od kilku do kilkunastu procent niżej od notowanych przed rokiem.
- W ostatnim sezonie 2024/25 polskie zboże straciło na konkurencyjności na rynkach eksportowych (Afryka Północna, Bliski Wschód) w stosunku do ziarna z Rosji i Ukrainy, skutkiem czego eksport był utrudniony, a w kraju utrzymywały się nadwyżki. W tych warunkach sezonowy spadek cen zbóż jest głębszy niż po zbiorach w 2024 roku - wyjaśnia Wiesław Łopaciuk.
O kilka procent rośnie także ogólna produkcja warzyw i owoców w UE, a efekty gwałtownych spadków cen odczuwają dziś rolnicy.
Rynek warzyw i owoców wymaga organizacji
Związkowcy zauważają, że głównym problemem obecnej sytuacji jest brak organizacji rynku warzyw i owoców, co blokuje dostęp znacznej części rolników do największych sieci handlowych i ogranicza także możliwości zbytu czy magazynowania plonów.
- Jako rolnicy zaczęliśmy się organizować w latach 2005-2015. Wybudowaliśmy wtedy największą bazę przechowalniczą dla owoców i warzyw w Europie. Dzisiaj problemów mielibyśmy znacznie więcej, gdyby wówczas ta baza nie powstała - tłumaczy nam Paweł Myziak.
Jego zdaniem rynek owoców i warzyw był wówczas zorganizowany w 20-25 proc. - Dzisiaj warzywa przechodzą przez organizacje rolnicze tylko w 6 procentach - wylicza. Tylko tyle warzyw przechodzi przez grupy producentów, zrzeszenia producentów czy spółdzielnie. Pozostali rolniczy są niejako skazani na oferty skupów.
Dodatkowo część rolników ma znaczne zobowiązania do spłacenia. W skrajnych sytuacjach zbliżająca się rata kredytu powoduje, że decydują się oni na sprzedaż poniżej kosztów produkcji, by zachować płynność finansową. Na aktualne oferty skupów odpowiadać muszą także rolnicy, którzy nie dysponują magazynami do przechowywania żywności.
Zdaniem naszego rozmówcy cały rynek wymaga dziś organizacji podobnej do koordynacji znanej z sektora mleczarskiego, gdzie o podobnych kryzysach niemal się nie słyszy.
Spada konsumpcja, rolnictwo cierpi. "Symptomy były od wiosny"
Obecnie wyraźna ma być obniżająca się w ostatnich latach konsumpcja. Spada bowiem liczba ludności, a zmieniają się również nawyki Polaków:
- Od wiosny widoczne były symptomy niższego popytu niż zwykle. Już wtedy na wielu gatunkach mieliśmy najniższe ceny od pięciu lat - zauważa producent papryki z Mazowsza.
Paweł Myziak już na chwilę przed pandemią miał alarmować, że mamy w Polsce problem ze słabnącą konsumpcją, brakiem organizacji rynku i zbyt niską bazą przechowalniczą warzyw i owoców, jednak pandemia i agresja Rosji na Ukrainę nieco przykryły te problemy.
Brak bazy przechowalniczej w przypadku części rolników sprawia, że każda nadwyżka powoduje konieczność sprzedania zalegającego towaru od razu, by zebrać kolejny. Ten problem dotyczyć ma przede wszystkim roślin okopowych, np. ziemniaków czy marchewki.
Nie musimy importować pomidorów i papryki
Kryzys w rolnictwie ma wywoływać także nadmierny import warzyw i owoców do Polski, co na wolnym rynku jest bezpośrednio związane z eksportem:
- Mamy dużą nadwyżkę jeśli chodzi o eksport i to pokazuje, że jesteśmy dużym eksporterem. Nie możemy też zamknąć się na wszystko, bo to działa w obie strony - mówił Stefan Krajewski, minister rolnictwa i rozwoju wsi w Polskim Radiu, gdy tłumaczył, skąd rosnący import warzyw, owoców i zbóż do Polski.
Problem z importem może być jednak głębszy. Importerami warzyw i owoców w Europie są dziś duzi operatorzy korporacyjni, którzy wypierają lokalnych dystrybutorów zwłaszcza z największych sieci handlowych - uważa Paweł Myziak. Coraz częściej są to korporacje międzynarodowe, które dostarczają do dyskontów tani produkt przez cały rok:
- W Polsce jesteśmy w stanie uprawiać dziś wszystkie warzywa przez cały rok i ja chętnie bym to robił, ale nasza papryka musiałaby wtedy kosztować w zimie blisko 30 zł za kilogram. Pytanie, kto by ją kupił - mówi producent papryki z Mazowsza.
Przewagą międzynarodowych dystrybutorów jest z pewnością konkurencyjna cena. Zimą importowana papryka kosztuje w sklepach średnio 15 zł za kilogram.
Premier o dostawach "z pola na stół"
Jak przekonuje Paweł Myziak, "nie wygramy konkurencji z darmowym ciepłem z Hiszpanii czy południa Włoch". Rolnik ma jednak plan reakcji na obecne kryzysy. Paweł Myziak już planuje przeniesienie sprzedaży własnych plonów do sieci. Pomysł ten nie jest obcy dla ekipy rządzącej:
- Szukamy sposobu, jak przymusić sieci handlowe, żeby nie było tej gigantycznej różnicy między tym, co Wam płacą (rolnikom - przyp.), a tym, co ludzie widzą jako ceny - powiedział premier Donald Tusk w Piotrkowie Trybunalskim w czasie środowego spotkania z wyborcami w drugą rocznicę wyborów parlamentarnych.
Jednym z pomysłów, o którym premier miał dyskutować z ministrem rolnictwa, jest wykorzystanie internetu i innych nowoczesnych technik "do skrócenia łańcucha pośredników i uruchomienia nowoczesnego łańcucha dostaw z pola na stół", mówił premier. Jak przekonywał, na ten cel Polska może przeznaczyć środki unijne.
Przedstawiciele Zrzeszenia Producentów Papryki RP wezmą udział w czwartkowym spotkaniu z ministrem Krajewskim. Związkowcy z całego kraju chcą przedstawić ministrowi 22 postulaty i oczekują konkretnych reakcji na kryzys nadprodukcji i niskich cen płodów rolnych w skupach.
Agnieszka Maciuła-Ziomek












