Dolar najdroższy od czterech miesięcy. Rynek wstrzymuje oddech przed wyborami
Na nieco ponad tydzień przed wyborami w Stanach Zjednocznonych za dolara trzeba zapłacić 4,02 zł - najwięcej od czterech miesięcy. Wynika to zarówno z niepewności dotyczącej polityki moetarnej w strefie euro, jak również decyzją Amerykanów dotyczącą następcy Joe Bidena. Nie mniej ważne będą wyniki wyborów do Kongresu - te, w przypadku wygranej Donalda Trumpa mogą okazać się kluczowe z punktu widzenia polityki gospodarczej państwa.
W poniedziałek za dolara amerykańskiego trzeba zapłacić już 4,02 zł. To najwięcej od końca czerwca br. Przez kilka miesięcy kurs utrzymywał się poniżej 4 zł, jednak, jak prognozują analitycy, może to być dopiero początek zmian.
Jak zauważa w rozmowie z Interią Marek Rogalski, główny analityk walutowy w Domu Maklerskim BOŚ, obecny kurs utrzymuje się już od kilku dni. Taki stan rzeczy, jego zdaniem, wynika z sytuacji w strefie euro i zdań niektórych członków EBC dotyczących możliwości kolejnych obniżek stóp procentowych.
- To troszkę sugeruje, jakby ekonomiści w strefie euro zaczęli się bać, że spowolnienie może być głębsze. Indeksy PMI były troszkę lepsze, np. z Niemiec, ale obawy zostały. Jeśli chodzi o strefę euro jest zagadka, ale przede wszystkim, jeśli chodzi o USA i wybory - mówi.
Wskazuje, że z jednej strony rynek zaczyna wyceniać inaczej działania Fed, a więc prawdpopdobieństwo rzadszych obniżek stóp procentowych, jednak największe zagrożenie rynkowe dotyczy przyszłej polityki Donalda Trumpa po jego ewentualnej wygranej w wyścigu o Biały Dom.
- Nie chodzi wyłącznie o geopolitykę, ale i o sprawy gospodarcze, np. obniżenie podatków, podwyższenie ceł, zaostrzanie polityki antyimigracyjnej, czyli wyższe płace dla Amerykanów. Rynek zaczyna się obawiać, że ta kombinacja tego, co Trump chce zrobić może sprawić, że ścieżka inflacji będzie inna. Wtedy jeszcze bardziej będą obawy o to, czy w ogóle obniżki stóp będą - wskazuje.
Rogalski podkreśla jednocześnie, że wybory w USA dotyczą nie tylko urzędu prezydenta.
- Warto spojrzeć szeroko, czyli również na Kongres wybierany 5 listopada. Gdyby Trump wygrał i republikanie mieli cały Kongres, to będzie różnie. Jest pewne ryzyko, że kurs dolara może jeszcze wzrosnąć, natomiast z drugiej strony on już wzrósł. Do wyborów rynek będzie czekał na wyniki. Gdyby się okazało, że Kongres jest mieszany, czyli mamy jednocześnie Izbę Demokratów i Senat republikański, to Trump nie zrobi tak dużo - wyjaśnia.
Prognozuje, że w perspektywie długoterminowej złoty nadal będzie się osłabiał.
Dolarowi sprzyjają także dobre orognozy makroekonomiczne. Jak wskazali analitycy PKO BP konsensus rynkowy zakłada stabilizację tempa wzrostu gospodarczego na poziomie 3,0 proc. w ujęciu kwartalnym (dane zostaną opublikowane w środę).
"Tracker Atlanta Fed jest jeszcze bardziej optymistyczny i wskazuje na wzrost w tempie 3,4 proc. q/q saar. Preferowana przez Fed miara inflacji, deflator PCE, wg konsensusu obniżyła się we wrześniu o 0,1 pp do 2,1 proc. r/r, a inflacja bazowa, która podobnie jak w strefie euro jest bardziej uporczywa, spadła do 2,6 proc. r/r." - wskazali w "Dzienniku Ekonomicznym"
Kurs dolara zareagował także na wstępne wyniki wyborów parlamentarnych w Japonii, choć w kontekście złotego ma to znaczenie drugorzędne. Zgodnie z wynikami sondażu exit poll obecny premier Shigeru Ishiba stojący na czele koalicji Partii Liberalno-Demokratycznej (LDP) premiera oraz konserwatywnej partii Komeito może nie wygraćć Ostatnim razem LDP utraciła większość w 2009 roku. W efekcie amerykańska waluta nieznacznie zyskała na wartości i obecnie wyceniana jest na 153 jeny japońskie.
- Jest taka sugestia rynku, że jeżeli będzie rząd koalicyjny, to mogą być większe naciski na Bank Japonii, aby tak szybko nie podnosił stóp procentowych. I to może być czynnik, który w przypadku jena będzie grał na jego słabość - wskazuje Rogalski.