Kurs złotego. Czy za dolara będziemy płacić wkrótce 4 złote?
Ekonomiści ING uważają, że obserwowany ostatnio trend spadkowy w notowaniach dolara jeszcze się nie wyczerpał i w perspektywie 12 miesięcy spodziewają się spadku amerykańskiej waluty do 4,00 zł. Ich zdaniem, w tym samym czasie euro ustabilizuje się na poziomie 4,60 zł. Analitycy Banku Millennium prognozują, że w przyszłym roku za euro będziemy płacić tylko 4,50 zł.
- Kapitał odpływający z USA szuka miejsc z potencjalnie atrakcyjniejszą stopą zwrotu. Jednym z nich jest Europa, w tym nasza część kontynentu. Stąd ostatnia aprecjacja (umocnienie) złotego
- Eksperci Banku Millennium dzisiejszą postawę RPP określają mianem "wait-and-see". To czekanie i patrzenie może jednak być wystarczające, byśmy w Polsce zobaczyli odwrót od rekordowo ujemnych realnych stóp procentowych
- Zagrożeniem dla polskiej gospodarki i rynku walutowego są potencjalne napięcia fiskalne będące specyfiką roku wyborczego i chęć przedwczesnego rozpoczęcia cyklu obniżek stóp procentowych przez NBP
Kurs euro powiększył zasięg obserwowanej od połowy lutego deprecjacji (osłabienia) do 15 groszy. Licząc zaś od szczytów z października 2022 roku, kiedy to za jedno euro zapłacić trzeba było blisko 4,90 zł, wspólna waluta potaniała już o około 25 groszy.
W wypadku dolara spadek notowań w ciągu ostatnich 6 miesięcy zbliża się do 80 groszy. Natomiast eurodolar licząc od września zeszłego roku poszedł w górę o 15 amerykańskich centów.
Kilka dni temu, w momencie, gdy za euro płacono prawie 1,11 dolara i zostały pokonane tegoroczne szczyty z lutego (a tak było w piątek 14 kwietnia) zwolennicy analizy technicznej najbliższy opór dostrzegali na poziomie 1,127 dolara. Z drugiej strony prognozowali, że w przypadku powrotu notowań poniżej 1,10 dolara (a tak jest na początku tego tygodnia), niewykluczone jest pogłębienie korekty w kierunku 1,074 dolara.
Zdaniem ekspertów, złoty korzysta na wzrostach ceny eurodolara. Za sprawą ustanowienia nowych maksimów na głównej parze walutowej, kurs złotego zdołał wyraźnie umocnić się zarówno względem euro jak i dolara. W wypadku dolara doszło do złamania kluczowego wsparcia w rejonie 4,25 zł, co otwiera drogę nawet do testu kolejnego wsparcia przy 4,15 zł. Natomiast euro spadło poniżej 4,65 zł, co może wyznaczać kierunek w stronę 4,57 zł.
Jednak zarówno amerykański dolar, jak i wspólna waluta europejska nie zeszły na wykresach aż tak nisko, jak zapowiadali "technicy". Dolar po spadku w ostatni piątek do nieco ponad 4,18 zł, we wtorek przekraczał pułap 4,22 zł. Z kolei euro utrzymuje się na początku tego tygodnia w granicach 4,62-4,63 zł.
Wiele wskazuje na to, że dolar zmienił kierunek i zaczął odrabiać straty do euro, gdyż inwestorzy są coraz bardziej pewni, że Fed na posiedzeniu w maju znów podniesie stopy procentowe. Na podwyżkę o 25 punktów bazowych wskazuje rynek kontraktów terminowych na stopę procentową, który taką decyzję wycenia na około 85 proc.
Do tej prognozy przyczyniła się wypowiedź jednego z "jastrzębi" Fed, Christophera Wallera, który potwierdził, że jest zwolennikiem kontynuowania restrykcyjnej polityki monetarnej. "Podwyżka stóp 3 maja tego roku wydaje się przesądzona. Gospodarka amerykańska pozostaje relatywnie silna. To samo można powiedzieć o rynku pracy, a spadające inflacja to ciągle za mało, żeby Fed mógł zacząć myśleć o obniżkach stóp procentowych" - czytamy w opracowaniu Jarosława Jamki z WealthSeed.
Niektórzy komentatorzy podkreślają, że dziwny może wydawać się pomysł podnoszenia stóp w USA, skoro już teraz są one w przedziale 4,75-5 proc. przy inflacji konsumenckiej na poziomie 5 proc. Jednak za takim scenariuszem przemawiają też trendy panujące na rynku amerykańskich obligacji skarbowych. W ostatnich dniach wyraźnie spadała ich rentowność, czyli rosła cena. Może to być dowód, że inwestorzy, spodziewając się podwyżek stóp procentowych, wyprzedają papiery licząc, że odkupią je taniej.
Nie brak opinii, że majowa podwyżka stóp w USA będzie końcowym etapem cyklu monetarnego. Analitycy z australijskiej i nowozelandzkiej grupy bankowej ANZ napisali w raporcie, że "Rezerwa Federalna dokona ostatniej podwyżki o 25 punktów w maju, a następnie wciśnie przycisk pauzy, aby poczekać na skutki zaostrzenia warunków kredytowych wywołanych marcowymi kryzysami bankowymi".
Z kolei ekonomiści Erste Group Research napisali, że Fed obniży stopy procentowe wcześniej niż Europejski Bank Centralny, co zwiastuje osłabienie dolara amerykańskiego względem euro w dalszej części roku. Amerykański bank centralny miałby szybciej niż EBC łagodzić politykę pieniężną ze względu na bardzo wysoki poziom stóp i postępy w walce z inflacją w USA.
Nie ulega wątpliwości, że po ostatnich danych o amerykańskiej inflacji konsumenckiej kapitał ucieka z USA. Inwestorzy wyraźnie ignorują ciągle wysoką inflację bazową (wzrosła z 5,5 do 5,6 proc.) i wierzą w złagodzenie polityki monetarnej Fed. Najwięksi optymiści zakładają, że po maju Rezerwa Federalna jeszcze przed końcem tego roku zredukuje stopę procentową w sumie o 50 punktów bazowych.
Z drugiej strony pesymiści ostrzegają, że nie ma pewności, czy spadek inflacji konsumenckiej w USA będzie trwały i nie zacznie ona rosnąć w drugiej połowie roku, chociażby za sprawą skoku cen surowców, czy też presji płacowej. W takiej sytuacji Fed po decyzji majowej skłaniałby się raczej do utrzymania stóp procentowych bez zmian do końca tego roku.
Na razie jednak kapitał odpływający z USA szuka miejsc z potencjalnie atrakcyjniejszą stopą zwrotu. Jednym z nich jest Europa, w tym nasza część kontynentu. Stąd ostatnia aprecjacja złotego, która może jeszcze się nasilać.
Ekonomiści ING uważają, że trend spadkowy w notowaniach dolara jeszcze się nie wyczerpał i na najbliższe 12 miesięcy zapowiadają spadek amerykańskiej waluty w kierunku 4,00 zł. Ich zdaniem, w tym samym czasie cena euro może się ustabilizować na poziomie 4,60 zł.
Analitycy Banku Millennium prognozują, że za euro będziemy płacić 4,60 zł przed końcem tego roku. W ich ocenie, w przyszłym roku euro spadnie do 4,50 zł, co byłoby najniższym poziomem od lutego 2022 roku i jednym z najniższych od czerwca 2021 roku.
Ekonomiści Banku Millennium uważają, że "dezinflacja" ma szanse być ekonomicznym słowem tego roku, ponieważ jej tempo będzie determinowało oczekiwania co do decyzji banków centralnych, a przez to tendencje na globalnych rynkach finansowych.
"Naszym bazowym scenariuszem jest stabilizacja parametrów polityki pieniężnej w Polsce do końca 2023 roku i pierwsze obniżki stóp procentowych na początku 2024 roku" - czytamy w raporcie Biura Analiz Makroekonomicznych Banku Millennium. Autorzy dodają jednak, że w dalszym ciągu nie można wykluczyć ryzyka powrotu do podwyżek stóp procentowych, szczególnie jeśli inflacja okaże się bardziej uporczywa niż obecnie się wydaje, a rynki pracy pozostaną odporne na skutki słabszej koniunktury.
Eksperci Banku Millennium dzisiejszą postawę Rady Polityki Pieniężnej określają mianem "wait-and-see". To czekanie i patrzenie może jednak być wystarczające, byśmy w Polsce zobaczyli odwrót od rekordowo ujemnych realnych stóp procentowych. Analitycy banku spodziewają się także pozytywnego dla gospodarki i złotego ograniczenia deficytu obrotów bieżących.
"Ryzykiem pozostają jednak potencjalne napięcia fiskalne towarzyszące specyfice roku wyborczego, chęć przedwczesnego rozpoczęcia cyklu obniżek stóp procentowych przez RPP, czy turbulencje na rynkach globalnych, na przykład w wyniku dalszych kłopotów sektora bankowego" - podsumowują ekonomiści Banku Millennium.
Jacek Brzeski