Prezes NBP w Interii zaostrza stanowisko. Złoty reaguje, pytanie co dalej z kursem?
Do tej pory osłabienie złotego było często wskazywane przez przedstawicieli NBP jako pomocne i wspierające polską gospodarkę. Teraz - po dojściu euro do poziomu 4,72 zł - z banku płynie sygnał, że kontynuacja tych trendów i dalsze osłabienie nie są pożądane, bo są niespójne z polityką stóp procentowych, która ukierunkowana jest na zakotwiczenie oczekiwań inflacyjnych i ograniczenie inflacji. Słaby złoty temu nie sprzyja - prezes NBP w środowym komentarzu dla Interii dał temu jasny wyraz.
Wypowiedzi premiera Mateusza Morawieckiego ("będziemy robili wszystko w komunikacji i w naszych działaniach realnych, aby złoty był nieco silniejszy") czy prezesa NBP Adama Glapińskiego o niespójnym kierunku zmian kursu złotego w stosunku do zacieśniania polityki pieniężnej - znajdują (choć nieraz chwilowe) przełożenie na notowania polskiej waluty i mogą je w najbliższym czasie stabilizować. - I powstrzymać to narastanie negatywnych nastojów na rynku finansowym i wyprzedaż złotego - mówi Interii Grzegorz Maliszewski, główny ekonomista Banku Millennium.
Prezes NBP udzielił wywiadu Interii, w którym stwierdził, że "na obecne osłabienie złotego wpływa kilka czynników, ale z pewnością nie należy do nich sytuacja gospodarcza Polski. Bo ta sytuacja jest po prostu bardzo dobra". - Dlatego chciałbym podkreślić, że dalsze osłabianie kursu złotego nie byłoby spójne z fundamentami polskiej gospodarki, ani też z prowadzoną przez NBP polityką pieniężną. Przypomnę również, że kurs naszej waluty jest płynny, przy czym NBP zastrzega sobie prawo do prowadzenia interwencji na rynku walutowym - dodał.
Glapiński bardziej jastrzębi
- Było to powtórzenie tego, co już w piątek się pojawiło, ale to kolejna wypowiedz w tym tonie. To pokazuje, że ta dynamika rynku jaka miała miejsce w ostatnich dniach nie jest czymś pożądanym. Jest to nowy przekaz, który jest formułowany; wcześniej w komentarzach banku centralnego i prezesa Glapińskiego, dominował pogląd, że słaby złoty wspiera gospodarkę. I to niezależnie od tego czy był na poziomie 4,40, 4,50 czy 4,60 za euro. Przekaz był w jedną stronę - ocenia Maliszewski.
Po słowach Glapińskiego złoty zaczął zyskiwać na wartości. Za euro w czwartek rano trzeba było zapłacić blisko 4,67 zł, za dolara 4,17 zł a franka 4,47 zł.