Stopy procentowe. Zły czas dla złotego, dobry dla dolara
Największa od 21 lat podwyżka stóp procentowych w Polsce nie wzmocniła złotego. Decyzja NBP nie zrobiła bowiem na inwestorach tak wielkiego wrażenia jak posunięcie Czechów, którzy stopy podnieśli bardziej radykalnie. Na światowym rynku walutowym spodziewany jest dalszy marsz w górę dolara amerykańskiego, zwłaszcza w relacji do euro. Wspólnej walucie może zaszkodzić niechęć Europejskiego Banku Centralnego do zaostrzania polityki pieniężnej.
Ostatni tydzień złoty zakończył osłabiony. Za euro trzeba płacić 4,60 zł, za franka - 4,35 zł, a za dolara - 3,97 zł. Tylko o funcie szterlingu można powiedzieć, że nie kosztuje przesadnie dużo. Kurs na poziomie 5,36 zł jest wyraźnie słabszy niż pod koniec października, kiedy zbliżał się do 5,50 zł. Walucie Brytyjczyków zaszkodziła decyzja Banku Anglii o trwaniu przy łagodnej polityce monetarnej.
Na pytanie, kto wytoczył cięższe armaty przeciwko inflacji - Polacy, czy Czesi - odpowiedź jest jednoznaczna. Nasi południowi sąsiedzi postanowili podnieść nie tylko nominalną, ale także realną stopę procentową. Nasza Rada Polityki Pieniężnej nadal godzi się na spadek stopy realnej.
Rachunek jest prosty. W Pradze stopę referencyjną podniesiono o 1,25 punktu procentowego, podczas gdy czeska inflacja w skali miesiąca wzrosła o 0,8 punktu (do 4,9 proc.). Oznacza to, że realną stopę podwyższono o 0,45 punktu procentowego.
W Warszawie stopa referencyjna urosła o 0,75 punktu procentowego, ale polska inflacja skoczyła o 0,9 punktu (z 5,9 proc. we wrześniu do 6,8 proc. w październiku). W skali miesiąca mamy więc do czynienia ze spadkiem realnej stopy procentowej o 0,15 punktu.
W dodatku, choć inflację mamy wyższą od Czechów o prawie 2 punkty procentowe, to główna stopa naszego banku centralnego (1,25 proc.) jest dużo niższa od czeskiej (2,75 proc.). Nic więc dziwnego, że światowi inwestorzy finansowi wolą teraz kupować czeską koronę, a nie polskiego złotego.
Naszej walucie nie przysłużyły się także głosy dobiegające z Rady Polityki Pieniężnej, a zwłaszcza czwartkowa wypowiedź prezesa NBP prof. Adama Glapińskiego. Oświadczył, że nie istnieje potrzeba dalszego zaostrzania polityki monetarnej, bo "wszystko wskazuje na to, że inflacja będzie spadać". Dla kontrastu, wysocy urzędnicy czeskiego banku centralnego oznajmili w tym samym czasie, że kolejne podwyżki stóp procentowych mogą nastąpić wkrótce.
Inwestorzy dokładnie śledzący wydarzenia w Polsce poczuli się zdezorientowani, bo w środę - zaraz po decyzji o podniesieniu stóp - prezes Glapiński mówił, że "NBP zrobi wszystko, aby sprowadzić inflację do założonego celu i dlatego nie można wykluczyć dalszych podwyżek stóp procentowych". Dodał także, że "zaostrzenie polityki pieniężnej w grudniu jest bardziej prawdopodobne niż utrzymanie poziomu stóp".
Prezes NBP szczytową inflację zapowiada na styczeń przyszłego roku, kiedy - w jego opinii - może ona wynieść 7 proc., lub trochę więcej. Wielu ekonomistów spodziewa się jednak inflacji nawet 8-procentowej i to jeszcze w tym roku. Niebezpiecznej dynamiki cen obawiają się członkowie RPP Eugeniusz Gatnar i Grażyna Ancyparowicz, którzy są zdania, że podwyżki stóp powinny być kontynuowane.
Inwestorów, którzy liczą na odwrócenie spadkowego trendu złotego mógł uspokoić sondaż przedstawiony przez Reutersa. "Polski złoty i węgierski forint odnotują w przyszłym roku silne zyski w stosunku do euro, ponieważ większość walut środkowoeuropejskich powróci na ścieżkę aprecjacji, a będzie to wspomagane przez rosnące oczekiwania dotyczące podwyżek stóp" - podsumowała agencja. Sondaż robiono jednak w środę, czyli przed wypowiedzią prezesa NBP o "inflacji, która będzie spadać".
Koniec tygodnia stał pod znakiem wzmacniającego się dolara. Co prawda amerykański bank centralny stóp procentowych nie podniósł (i prawdopodobnie zrobi to najwcześniej w połowie 2022 roku), ale rozpoczął tapering, czyli procesu ograniczania programu skupu aktywów. Jeszcze w tym miesiącu Fed kupi papiery nie za 120, a za 105 miliardów dolarów. Kolejne ograniczenie o 15 miliardów dolarów miesięcznie zapowiedziano na połowę grudnia.
Dolara wzmacniają także coraz lepsze doniesienia z rynku pracy w Stanach Zjednoczonych. W październiku liczba zatrudnionych w USA (poza rolnictwem) wzrosła o 531 tysięcy, choć spodziewano się ruchu w górę o 450 tysięcy. Stopa bezrobocia spadła natomiast z 4,8 do 4,6 proc.
Za euro płaci się w tej chwili niewiele więcej niż 1,15 dolara. Wspólna waluta słabnie także dlatego, że Europejski Bank Centralny konsekwentnie utrzymuje luźną politykę pieniężną. W ocenie wielu ekonomistów, pomimo wzrostu inflacji w październiku z 3,4 do 4,1 proc., EBC pozostanie nieugięty w swoich poglądach, by nie rozpoczynać cyklu podwyżek stóp procentowych.
Eksperci Mitsubishi UFJ Financial Group podejrzewają, że tendencja spadkowa kursu euro będzie w najbliższym czasie kontynuowana. "Uważamy, że jeśli jest jakiś bank centralny w grupie G10, który może wiarygodnie argumentować, że nie musi podnosić stóp, to jest to właśnie EBC" - czytamy w raporcie MUFG, który prognozuje, że euro osunie się w ciągu najbliższych pięciu miesięcy do 1,14 dolara. Taka cena byłoby najniższym poziomem od lipca 2020 roku.
Ekonomiści ze Scotiabanku idą jeszcze dalej - uważają, że najpopularniejsza para walutowa może spaść do 1,10. "Gołębie nastawienie EBC wkrótce sprawi, że za euro będzie się płacić 1,15 dolara, a spadek do 1,14 powinien również nastąpić ze względną łatwością. Oczekujemy, że w 2022 roku euro osłabnie do 1,10 dolara. Wspólna waluta musiałaby trwale przebić się przez pułap 1,16 dolara, by przeciwdziałać trendowi spadkowemu" - napisano w raporcie banku.
Dolar wzmocnił się ostatnio także do funta. Za walutę Brytyjczyków płaci się teraz 1,35 dolara, podczas gdy jeszcze pod koniec października kosztowała 1,38.
Bank Anglii (BoE) prowadzi politykę podobną do EBC i Fed - nie podwyższa stóp procentowych. Kilka dni temu analitycy oczekiwali, że trzech z dziewięciu członków komitetu BoE opowie się za zaostrzeniem polityki monetarnej, ale zrobiło to tylko dwóch z nich.
Główna brytyjska stopa wynosi 0,1 proc., a program skupu aktywów pozostaje na poziomie 875 miliardów funtów. Prezes Andrew Bailey wskazuje jednak na wysokie prawdopodobieństwo podniesienia stóp procentowych w kolejnych miesiącach. Zdaniem wielu analityków, grudniowy ruch w górę jest raczej pewny.
Jacek Brzeski