Złoty przetrwał atak paniki. Co dalej? Sprzeczne prognozy

Złoty jest dużo słabszy niż tydzień temu, ale jedno osiągnął - przed weekendem wyszedł z poważnej opresji. We wtorek 16 kwietnia inwestorom na naszym rynku walutowym przydarzył się atak paniki. Po tym jak dolar pokonał granicę 4,05 zł, a euro przebiło się przez pułap 4,32 zł, obie waluty błyskawicznie podrożały o następnych kilka groszy. Marsz w górę został jednak powstrzymany, a piątkowe notowania zarówno dolar, jaki i euro zakończyły poniżej krytycznego poziomu.

  • Losy złotego i innych walut rynków wschodzących w największym stopniu zależą od polityki monetarnej amerykańskiej Rezerwy Federalnej i Europejskiego Banku Centralnego. Rozpoczęcie redukcji kosztu pieniądza w USA jest coraz bardziej odsuwane w czasie, co sprzyja dolarowi
  • Eurodolar w ostatnich dniach obronił się przed spadkiem poniżej 1,06. Jednak wielu analityków prognozuje, że kurs osunie się w tym roku w okolice 1,05, a nawet 1,03 dolara, zwłaszcza jeśli sprawdzą się prognozy o czerwcowej obniżce stóp w strefie euro
  • Złotemu w relacji do euro powinno sprzyjać utrzymywanie stóp procentowych przez NBP na poziomie wyższym niż w strefie euro, a także wysokie tempo wzrostu PKB w Polsce

Ostatnie dni pokazały, że kurs złotego nie jest odporny na napięcia geopolityczne na Bliskim Wschodzie spotęgowane przez konflikt Iranu z Izraelem. Złotego i inne waluty rynków wschodzących osłabiły także najnowsze doniesienia z Ukrainy o frontowych sukcesach armii rosyjskiej oraz pogorszenie nastrojów na Wall Street będące reakcją na rezygnację przez amerykański bank centralny z szybkiego łagodzenia polityki pieniężnej. Główny indeks giełdy nowojorskiej S&P500 po raz pierwszy od dwóch miesięcy spadł poniżej granicy 5 tysięcy punktów.

W rezultacie kapitał uciekł do aktywów uznawanych za najbardziej bezpieczne, głównie do dolara amerykańskiego, który w ciągu zaledwie kilku dni podrożał o ponad 20 groszy - z poziomu 3,91 zł do 4,12 zł we wtorek 16 kwietnia. W tym samym czasie euro poprawiło notowania z 4,25 do 4,37 zł.

Walutowy rollercoaster

Z punktu widzenia analizy technicznej kluczowe było pokonanie przez dolara granicy 4,05 zł, a w wypadku euro przebicie poziomu 4,32 zł. Gdy to się stało, obie waluty we wtorek w ciągu paru godzin podrożały o następnych kilka groszy. Paniczny marsz w górę został jednak w środę i czwartek powstrzymany, a piątkowe notowania zarówno dolar, jaki i euro zakończyły poniżej krytycznego poziomu. Dolar cofnął się do 4,045 zł, a euro do 4,307 zł.

Zanim jednak to nastąpiło w piątkowy poranek raz jeszcze mogliśmy przekonać się jak bardzo złoty jest wyczulony na konflikty bliskowschodnie. Na wieść o izraelskiej odpowiedzi na atak Iranu euro znów podrożało do prawie 4,37 zł, a dolar do 4,10 zł. Były to jednak chwilowe skoki notowań, wymazane z wykresów, po tym jak okazało się, że izraelski odwet militarny miał symboliczny charakter. Ostatni raz tak poważne załamanie kursu polskiej waluty, jak 16 kwietnia, zdarzyło się na początku września 2023 roku, po tym jak Rada Polityki Pieniężnej niespodziewanie obniżyła stopy procentowe aż o 75 punktów bazowych.

Fed w roli głównej

Jednak losy złotego i innych walut rynków wschodzących nie rozstrzygną się na Bliskim Wschodzie, lecz raczej w związku ze zmianami kursu eurodolara. Ten zaś w największym stopniu zależy od polityki monetarnej amerykańskiej Rezerwy Federalnej (Fed) i Europejskiego Banku Centralnego (EBC).

Rozpoczęcie redukcji kosztu pieniądza w Stanach Zjednoczonych jest coraz bardziej odsuwane w czasie, po tym jak okazało się, że inflacja wzrosła z 3,2 do 3,5 proc. Fed, w tym przewodniczący Jerome Powell, natychmiast ogłosił, że obniżki stóp procentowych mogą zostać opóźnione, jeśli inflacja nie zacznie dostosowywać się do celu na poziomie 2 proc.

W tej chwili rynek na mniej niż 50 proc. wycenia prawdopodobieństwo, że Fed pierwszego cięcia stóp dokona na posiedzeniu 18 września. Utrzymuje się natomiast przekonanie, że pod koniec tego roku nastąpi redukcja stóp o pół punktu procentowego. Innymi słowy, Rezerwa Federalna jest podejrzewana, że do jesieni będzie prowadziła politykę "higher for longer" (wyższych stóp przez dłuższy czas).

Euro odpiera atak dolara

Niektórzy ekonomiści twierdzą, że jeśli inflacja nie powróci do spadków, to Fed jest gotów utrzymać stopy procentowe bez zmian nawet do końca roku, co będzie faworyzowało dolara względem szerokiego rynku walut. Widzimy to w obecnych notowaniach eurodolara tak niskich jak w listopadzie 2023 roku, czyli czasie sprzed grudniowego wystąpienia Powella, w którym prezes Fed przedwcześnie zapowiedział obniżki stóp procentowych.

Eurodolar w ostatnich dniach obronił się przed spadkiem poniżej 1,06 i zakończył tydzień na poziomie 1,065. Jednak wielu analityków prognozuje, że kurs osunie się w tym roku w okolice 1,05, a nawet 1,03 dolara, zwłaszcza jeśli sprawdzą się prognozy o czerwcowej obniżce stóp procentowych w strefie euro. Najbardziej radykalni są ekonomiści Bank of America, ING Banku i niemieckiego Landesbank Baden-Württemberg, których zdaniem w perspektywie najbliższych miesięcy nie można wykluczyć nawet parytetu (1,00), czyli wymiany jednego euro na jednego dolara.

Argumenty złotego

Wielu ekonomistów jest zdania, że w najbliższym czasie wyzwaniem dla złotego będzie ofensywa dolara amerykańskiego. Z drugiej strony, nasza waluta ciągle ma mocne argumenty, by dobrze wypadać na tle euro. Główna stopa procentowa EBC to w tej chwili 4,5 proc., w Polsce jest to 5,75 proc. W dodatku, o ile w strefie euro stopy mogą być obniżone już za kilka tygodni, to u nas być może nie zmienią się aż do końca roku.

Złotemu sprzyjać powinno także szybkie tempo wzrostu gospodarczego w Polsce. Międzynarodowy Fundusz Walutowy szacuje, że nasz PKB zwiększy się w tym roku o 3,1 proc., a w 2025 roku o 3,5 proc. Tymczasem EBC prognozuje, że PKB w strefie euro wzrośnie w tym roku tylko o 0,6 proc., a w 2025 roku o 1,5 proc.

Powszechne jest także oczekiwanie, że naszą walutę wspierać będzie praktyka wymieniania na złote pieniędzy trafiających do Polski z puli Krajowego Planu Odbudowy (KPO) i innych funduszy unijnych. Choć tu możliwe są niespodzianki. Bardzo prawdopodobne, że do załamania walutowego z 16 kwietnia przyczyniła się deklaracja rządu, że finansowane ze środków Unii Europejskiej inwestycji z zakresu morskich farm wiatrowych będzie odbywać się bezpośrednio w euro. Każdy sygnał, że część pieniędzy unijnych nie zostanie wymieniona na złote będzie pomniejszać potencjalny popyt na naszą walutę.

Sprzeczne prognozy

Analitycy z ING Banku przewidują, że w najbliższych miesiącach kurs euro powróci w okolice 4,20-4,25 zł, natomiast za rok wyniesie 4,30 zł. "Kluczowym czynnikiem służącym umocnieniu złotego będą napływy funduszy unijnych, które mają wynieść 100 miliardów złotych netto zarówno w 2024, jak i 2025 roku. Około 40 proc. tej kwoty powinno być skonwertowane na rynku, co dodatkowo wesprze polską walutę. W dodatku, Narodowy Bank Polski pozostanie raczej przy stabilnych stopach procentowych w tym roku" - czytamy w raporcie ING.

Jednak nie wszyscy polscy ekonomiści bankowi zgadzają się z tezą o tegorocznej niezmienności stóp procentowych NBP. Analitycy PKO BP zakładają, że Rada Polityki Pieniężnej w listopadzie obniży je o 25 punktów bazowych. Nie wszyscy też analitycy prognozują, że złoty będzie się umacniał. Eksperci Danske Banku twierdzą, że za euro wiosną i latem trzeba będzie płacić 4,30 zł, jesienią 4,40 zł, a za rok nawet 4,50 zł. Ich zdaniem, kłopoty złotego będą wynikać przede wszystkim z napięć geopolitycznych.

Jacek Brzeski

INTERIA.PL
Dowiedz się więcej na temat: kursy walut | złoty
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »