Lubimy horrory?
Wyniki funduszy emerytalnych z lutego nie są zaskakujące. Widać jednak wyraźnie, że powoli rośnie udział aktywów zagranicznych. Coraz częściej pojawiają się głosy, że polski rynek kapitałowy jest za mały.
Ta dyskusja będzie w tym roku gorąca - mówił kilka dni temu dziennikarzom Michał Szczurek, prezes ING Nationale-Nederlanden PTE. Jednak duże OFE, które mają już wystarczające aktywa, by inwestować za granicą, nadal mają problem kosztów.
Koszty transakcji na rynkach zagranicznych muszą bowiem finansować z aktywów PTE, a nie z aktywów OFE. Stąd też jeszcze długo OFE nie dojdą do dopuszczalnej obecnie granicy pięciu procent aktywów w papierach zagranicznych.
Luty zostanie zapamiętany jednak przede wszystkim z nagłego przebudzenia NIK i UNFE, które blisko trzy lata po rozpoczęciu reformy emerytalnej postanowiły poinformować przyszłych emerytów, że emerytury z nowego systemu będą niskie, bo stopa zastąpienia w najlepszym przypadku wyniesie dwie trzecie ostatniej pensji. Te "rewelacje" śmieszą z co najmniej kilku powodów. Po pierwsze - jeszcze przed rozpoczęciem przelewania składek do nowego systemu m.in. dziennikarze (w tym i GB) liczyli, że stopa zastąpienia będzie się mieścić właśnie w tych granicach. Po drugie - składki emerytalne to około połowy wynagrodzenia. Jak z połowy wynagrodzenia zrobić więcej przy ostrożnym inwestowaniu, niż utrzymać wartość pieniądza - doprawdy nie wiadomo. Po trzecie - od początku reformy emerytalnej mówiono, że poza pierwszym i drugim filarem niezbędne są dodatkowe prywatne oszczędności. No i po czwarte - dokonywanie wyliczeń na kilkadziesiąt lat naprzód po niespełna trzech latach inwestycji OFE, w dodatku w okresie giełdowego marazmu, jest niewłaściwe. Czy gdyby właśnie panowała giełdowa hossa, wyliczenia UNFE byłyby bardziej optymistyczne? Oczywiście, warto informacje urzędów potraktować jako podstawę do przemyśleń o dodatkowej emeryturze. Ale żeby zaraz straszyć i tak mających mnóstwo zmartwień przyszłych emerytów?