Wszystko tak doskonale zagrało. Scenariusz, postacie, technika, aktorstwo sięgające wybitności w każdym bez wyjątku przypadku. Takie filmy powstają w Polsce? Duma.
Historia o bólu i tragedii, ale też o polskim piekle i dziadostwie
To także dzieło o polskim piekle i polskim dziadostwie, niestety. Nie jest to jednak obraz, który by się na tym skupił bez reszty, nie jest to historia stworzona w celach propagandowych, publicystycznych czy politycznych. Ale nie jest to również tylko historia bólu po wielkiej tragedii.
Trudno się z tego oglądania otrząsnąć, bo to nie jest opowieść o jakichś czasach zamierzchłych, na przykład tych z poprzedniego ustroju. To rok 1993, a więc już jednak kilka lat po przełomie, po którym wiele miało funkcjonować inaczej, lepiej, a hipokryzja, ukrywanie prawdy i manipulacje miały stracić jakiekolwiek prawo obecności w życiu społecznym i w państwie.
"Heweliusz". Tragedia ponad 30 lat temu
Niestety, również w tej właśnie warstwie "Heweliusz" jest dziełem ponadczasowym. A w każdym razie aktualnym. Skojarzenia z partactwem przy locie do Smoleńska, zakończonym porównywalnie tragicznym zdarzeniem, nasuwają się omalże same. Tylko wojna polsko-polska, która wzmogła się po 2010 roku, nie ma precedensu w najnowszej historii Polski. Czegoś takiego po katastrofie Heweliusza nie mieliśmy. Społeczeństwo nie było tak spolaryzowane jak dziś. Istniały jeszcze sfery, na które polityka nie dokonała inwazji. Gdyby dzisiaj doszło do podobnej katastrofy - strach pomyśleć.
Dobrze byłoby doczekać się tak wybitnego i mądrego filmu, co "Heweliusz", na temat katastrofy smoleńskiej. Jest jednak na to zbyt wcześnie. Można chyba nawet powiedzieć, że społeczeństwo nie jest przygotowane na jego przyjęcie.
Tragedia Heweliusza zdarzyła się ponad trzydzieści lat temu. Pewnie co najmniej tyle lat musi upłynąć od lotu do Smoleńska. A może będzie tak, że doczekamy się takiego filmu dopiero w okolicach na przykład roku 2050? Smutne, ale lepiej poczekać, niż dawać szansę kolejnemu gniotowi, by wypełnił kiczem polską świadomość, wtedy już zapewne zdystansowaną do tamtych dni kwietniowych. Pytanie, czy w roku 2050 znajdzie się jakiś mistrz pokroju Holoubka, który udźwignie ciężar historii. Wierzę w siłę polskiej kultury, jestem więc co do tego optymistą.
A można by pewnie nakręcić jeszcze to i owo. Na przykład film o dronach nad Polską, których nie wiadomo, ile zestrzelono (i dlaczego nie wszystkie), które nie wiadomo czy wszystkie znaleziono, o których zostaliśmy ostrzeżeni nie wiadomo do końca przed kogo. I co by było, gdyby tych dronów było nie kilkanaście, tylko kilkaset. Nie wspominając o rakietach, które odnajdywano w lesie po kilku miesiącach od ich wystrzelenia (choć przypuszczam, że byli tacy, co wiedzieli od razu, i to byłoby nawet jeszcze gorzej).
Czy w związku z tym historia promu "Jan Heweliusz" nie jest aby również wielką przestrogą?
Nie tylko "Heweliusz". Wiele historii pozostało do opowiedzenia
Stara-nowa Polska. Oby jak najwięcej powstawało na jej temat dobrych filmów. A jest o czym opowiadać. Są przecież historie na wpół zapomniane, nie tak tragiczne czy w ogóle nie tragiczne, ale ileż prawdy i przestrogi przemycające na najważniejsze tematy. Tematy, które dotyczą przecież i tego, co nazywamy suwerennością lub niepodległością. Choćby historia Art-B. To przykład materiału filmowego wziętego wprost z życia. Może to kanwa dla kina sensacyjnego, ale zarazem mówiącego wiele o mechanizmach, funkcjonujących, po lekkim zmutowaniu, także współcześnie, w sposób łudząco podobny do tych z początków lat 90'.
Polskie kino historyczne, to najwyższej jakości, najczęściej nie jest wcale opowieścią o dawnych dziejach. A niepodległość to nadal coś, co toczy walkę z chocholim tańcem.
Ludwik Sobolewski
Śródtytuły pochodzą od redakcji












