O czym dobitnie świadczy fakt, że kilka milionów Polaków ma kryptowaluty - przede wszystkim bitcoina - na rachunkach w rożnych podmiotach prowadzących działalność w skali międzynarodowej. Piszący te słowa ma też jakieś drobiazgi bitcoinowe na rachunku w pewnym banku na literę "R" - nie wymieniam nazwy, kierując się zasadą mojego przyjaciela z biznesu, który sprzeciwił się kiedyś zrobieniu mu fotki przy pożyczonym na jazdę próbną ferrari: "A czy mnie dealer płaci za promocję?"
Wiele oszukańczych przedsięwzięć. "Widzę to codziennie"
W każdym razie, jest w pełni możliwe handlować bitcoinem i trzymać go na rachunku w całkowicie bezpieczny sposób, o ile w ogóle coś takiego jak bezpieczeństwo w obrocie finansowym istnieje.
Jest jednak również wiele oszukańczych, sprytnie zorganizowanych przedsięwzięć, w których chodzi wyłącznie o przestępcze wyłudzanie pieniędzy, w celach rzekomo inwestycyjnych. Widzę to codziennie w internecie; ostatnio nawet zobaczyłem tam samego siebie, rzekomo proponującego superkorzystne inwestycje finansowe (z fejkowego profilu). Kryptowaluty są wabikiem, ale nie jest to wabik jedyny, ani nawet, jak mi się wydaje, dominujący. Często natomiast w ramach przestępczego schematu kryptowaluta wykorzystywana jest jako środek płatniczy, który ma w postaci wpłaty inwestora-ofiary trafić do przestępców.
Przestępcom sprzyjają tzw. media społecznościowe, w których można skręcić - w celu wkręcenia ofiary - efektowny i nawet budzący zaufanie filmik. Potem pojawiają się straty i zupełnie ludzki opór przed zakończeniem tego "inwestowania", bo przecież już tyle utopiono w nim kosztów. To pokrótce historia jednego z moich klientów, któremu pomagam odzyskać pieniądze, ale też i często spotykany schemat.
Zatem to nie jest tak, że brak ustawy wprowadzającej unijną regulację kryptoaktywów powoduje niemożność zaopatrzenia się w krypto przez inwestora. Takie możliwości były i będą. A zarazem bałamutne jest twierdzenie, że teraz to rozszaleją się oszuści. Bo nie jest to zjawisko, które, niestety, czekało na weto do ustawy. To oczywiste. A poza tym najlepszą obroną przed oszustwami jest nie najbardziej nawet kagańcowa ustawa, lecz nieustanna edukacja finansowa społeczeństwa na temat cyberprzestępczości.
"Na pewno stracimy kolejną okazję, by choć raz nie dokręcić śruby"
Problem nie sprowadza się do uproszczeń i politycznej bijatyki. Dotyczy on jakości regulacji dotyczącej kryptoaktywów. A nawet nie jakości jako takiej, lecz celu, jaki ta regulacja miałaby spełniać, zwłaszcza w aspekcie modnego trendu deregulacji. Projekt krypto jest jednym z idealnych obszarów, gdzie można by udowodnić, że deregulacja rynku finansowego w Polsce to nie tylko słowa. Tymczasem na pewno stracimy kolejną okazję, by choć raz nie dokręcić śruby.
Trudno, by było inaczej, skoro projekty regulujące działanie rynku finansowego pisane są w Urzędzie Komisji Nadzoru Finansowego. I mówię to bez krztyny sarkazmu. Pracują tam ludzie, których odpowiedzialność zawodowa skłania ich do ścisłego i wykluczającego regulowania, a nie do stosowania miękkiego podejścia i mnożenia dozwalających wyjątków. Ja się naprawdę temu nie dziwię. Jeśli celem jest kontrola i eliminacja ryzyka (to cel nie do osiągnięcia, ale trzeba się starać, na tym polega nadzór władzy publicznej), to nie toleruje on istotnych odstępstw od niego. To naturalne i nieuniknione.
Dopiero rozdzielenie instytucjonalne funkcji regulowania od funkcji nadzorowania wprowadziłoby zdrowy ferment, konkurencję między politykami i ideami regulacyjnymi oraz postawiłoby przed nadzorem nad rynkiem finansowym jeszcze ambitniejsze wyzwania. Taki pomysł, stworzenia dwóch urzędów, odpowiedzialnych nie tylko za nadzór, obecnie instrumentalizujący regulacje, lecz i za rzeczywisty rozwój rynku, pojawiał się tu i ówdzie przed laty.
Dopóki tego nie ma, funkcjonują sytuacje protetyczne, i to też incydentalne, a poza tym wypaczone przez wszech-polityczność. Czyli większość sejmowa uchwala, a prezydent wetuje. Akurat w tym przypadku dobrze, że tak się stało, ale systemowości, która mogłaby wytrwale popychać do przodu rynek, nie ma w tym wcale.
Ludwik Sobolewski
Autor felietonu wyraża własne opinie i poglądy.
Śródtytuły pochodzą od redakcji.














