W piątek, 7 listopada Sejm przyjął kilkadziesiąt poprawek Senatu do ustawy o rynku kryptowalut (głównie o charakterze legislacyjno-redakcyjnym). Ustawa trafi teraz na biurko prezydenta Karola Nawrockiego.
Część podmiotów związanych z branżą krypto apeluje jednak, by głowa państwa nie składała na niej swojego podpisu. Jak pisaliśmy na łamach Interii Biznes, obawiają się one nadmiernej regulacji i nieproporcjonalnych wymogów. Sprzeciw części rynku budzi też przekazanie kontroli nad kryptoaktywami Komisji Nadzoru Finansowego, która - zdaniem polskich firm działających w tym obszarze - "od lat utrudniała rozwój branży w Polsce".
Polska precyzuje kwestie nadzoru nad rynkiem kryptoaktywów
W rozmowie z "Business Insider Polska" wiceminister finansów Jurand Drop wskazał, że MF chce dzięki wspomnianej ustawie dostosować polskie prawo do unijnego rozporządzenia MiCA (Markets in Crypto-Assets - red.). Odniósł się też do zarzutów formułowanych przez niektóre podmioty z branży, że ustawa idzie o krok dalej niż unijne wymogi - chodzi o zapis, zgodnie z którym za przestępstwa na rynku kryptowalut będzie grozić kara pozbawienia wolności do 5 lat.
"Pisaliśmy ustawę w formule 'UE plus zero', czyli nie dokładamy nic ponad to, co konieczne" - zapewnił Drop.
"MiCA uznaje kryptoaktywa za część rynku finansowego i pozostawia państwom członkowskim dwie kluczowe decyzje: wyznaczenie organu nadzoru i określenie sankcji. U nas naturalnym organem jest Komisja Nadzoru Finansowego, bo nadzoruje rynek finansowy" - tłumaczy wiceszef resortu finansów. Jak dodaje, w części karnej sankcje zostały dostosowane do polskiego systemu sprawiedliwości i do sankcji "funkcjonujących od lat w innych sektorach rynku finansowego". Odpierając zarzut dotyczący nadmiernej restrykcyjności, zaznaczył, że na Malcie górne widełki odpowiedzialności karnej to 6 lat. Tymczasem Malta - jak zauważył Jurand Drop - jest "wskazywana przez część rynku jako jedna z bardziej liberalnych jurysdykcji".
Zdaniem wiceministra finansów, powoływanie nowego urzędu do pełnienia kontroli nad rynkiem kryptoaktywów "oznaczałoby lata budowania kompetencji i zaufania, koszty oraz niepewność w okresie przejściowym". KNF tymczasem ma "odpowiednią pamięć instytucjonalną i doświadczenie", a dokładnie nakreślone ramy prawne w nowej ustawie mają wykluczyć ryzyko, że będzie postępować uznaniowo.
Jurand Drop przypomina, że przez pierwszy rok po wejściu MiCA w Polsce opłaty za nadzór nie będą pobierane, natomiast później będą naliczane "analogicznie jak w niektórych innych segmentach", z pułapem 0,4 proc. od rocznych przychodów dostawców usług krypto.
"Opłata za nadzór to w istocie cena za usługę wiarygodności. (...) To pomaga firmom, bo mogą komunikować, że są nadzorowane i obywatelom, bo mogą sprawdzić, czy dany podmiot jest w rejestrze firm zajmujących się kryptoaktywami" - tłumaczy. O ile jednak Ministerstwo Finansów będzie mogło powiedzieć obywatelom, które firmy są nadzorowane i znajdują się w rejestrze KNF, to - jak podkreśla Drop - ryzyko rynkowe pozostanie po stronie inwestora.
Prezydenckie weto dla ustawy o rynku kryptoaktywów? Wiceminister finansów ostrzega
Pytany o konsekwencje zawetowania ustawy przez Karola Nawrockiego, odpowiada: "Wetując ustawę o kryptoaktywach, prezydent wziąłby na siebie odpowiedzialność za to, co się będzie działo z tym rynkiem, który będzie nienadzorowany i w żaden sposób nieregulowany przez państwo. Bierze też odpowiedzialność za potencjalne oszustwa, które mogą się pojawić".
Według wiceszefa MF, obecna ustawa to implementacja "jeden do jednego" unijnego rozporządzenia. "Można zrobić wersję krótszą, ale efekt materialny byłby podobny, tylko z mniejszą pewnością prawa" - stwierdza. Podkreśla też, że brak ustawy o rynku kryptowalut w polskim systemie prawnym oznaczałby, że firmy działające na nim musiałyby rejestrować się w innym kraju, ponieważ z dniem 1 lipca obecny krajowy rejestr podmiotów zajmujących się kryptoaktywami przestanie działać.














