Auta spalinowe i duże SUV-y na celowniku resortu klimatu. Będą nowe opłaty
W niedawno przeprowadzonym referendum paryżanie opowiedzieli się za wprowadzeniem wyższych stawek za parkowanie dla właścicieli dużych SUV-ów. Możliwe, że podobne regulacje wkrótce zostaną wprowadzone w Polsce. Takiego scenariusza nie wyklucza wiceminister klimatu i środowiska Krzysztof Bolesta, który w rozmowie z "Rzeczpospolitą" zwrócił uwagę na "puchnięcie samochodów", co - jego zdaniem - jest niekorzystne dla bezpieczeństwa i środowiska. Wiceszef resortu zapowiedział również wprowadzenie w ciągu najbliższych dwóch lat dodatkowych opłat dla kierowców aut spalinowych. Powiedział też, jaki los czeka jeden z programów PiS - "Mój elektryk".
W opublikowanym na łamach dziennika wywiadzie wiceminister klimatu odniósł się do kwestii elektromobilności. Jego zdaniem w Polsce będzie więcej samochodów elektrycznych, gdy ich ceny zaczną się wyrównywać z autami spalinowymi. Przełom ma nastąpić za ponad dekadę, gdy sprzedaż nowych aut spalinowych będzie zakazana.
Jak zauważyła "Rzeczpospolita", jeden z kamieni milowych KPO zobowiązuje władze do wprowadzenia opłaty rejestracyjnej i podatku od własności pojazdów spalinowych. Wiceszef resortu zapewnił, że prace nad podobnymi rozwiązaniami już trwają. - To, co ja chciałbym zrobić, to zaproponować rozwiązania najbardziej neutralne dla obywateli z finansowego punktu widzenia - podkreślił.
Dodał, że opłata rejestracyjna zostanie wprowadzona w pierwszym kwartale przyszłego roku, a podatek od posiadania w 2026 r., choć na razie nie wiadomo, o jakie kryteria miałaby zostać oparta konstrukcja obu danin.
Odnosząc się do "narastającego problemu z dużymi SUV-ami", wiceminister podkreślił, że oprócz norm Euro i CO2 należy rozważyć również kwestie wagi. - Puchnięcie samochodów jest niekorzystnym trendem z punktu widzenia bezpieczeństwa oraz środowiska - powiedział.
Polityk został zapytany również o możliwość wprowadzenia w Polsce wyższych opłat za parkowanie dużych SUV-ów, tak, jak ma to mieć miejsce np. w Paryżu.
- Tak, to się może pojawić - podkreślił. - Jeśli będzie można zmusić właścicieli tych samochodów do wzięcia, przynajmniej finansowo, większej odpowiedzialności za zajmowanie większej przestrzeni, to skłaniałbym się do tego, by to zrobić - wyjaśnił Krzysztof Bolesta.
Dziennik zwrócił również uwagę na fakt, że program przewidujący dopłaty do elektryków działa dopiero od trzech lat, a pojazdy zdrożały w tym czasie średnio o 40 proc. - Mamy budżet w wysokości 900 mln zł i będziemy musieli zdecydować, co dalej: czy dosypać więcej pieniędzy, na jakich zasadach i czy te zasady zmieniać, np. podnosząc limit ceny auta - powiedział wiceszef resortu.
Odnosząc się do apeli organizacji pozarządowych, które proponują m.in. odliczenie pełnego VAT od zakupu samochodu elektrycznego, Bolesta mówi, że Ministerstwo Finansów na razie nie bierze takiej opcji pod uwagę.
Wiceminister ustosunkował się również do kwestii waloryzacji limitu wartości samochodu obejmowanego dopłatą. - Limit dla elektryków pozostanie bez zmian: 225 tys. zł, a dla aut spalinowych spadnie ze 150 do 100 tys. zł, co sprawi, że te nożyce bardziej się rozejdą, poprawiając opłacalność użytkowania samochodu elektrycznego - powiedział.
- Ta linia odcięcia jest bardzo newralgiczna. Trzeba tak ją ustalać, by sprawić, aby modele znajdujące się nad nią wcisnęły się poniżej - powiedział. Jak zauważył, to w interesie producentów jest ustalenie takiej ceny auta, żeby zmieściła się w powyższych granicach.
Zapytany o błędy, jakie popełniono na drodze ku milionowi elektryków na polskich ulicach, polityk wskazał na "ośmieszenie tematu". - Ten milion elektryków stał się memem, ludzie zaczęli się z tego śmiać - powiedział. - Gdyby od razu zachęcono firmy do elektryków, gdyby ich użytkowanie stało się atrakcyjne kosztowo, rynek wyglądałby dziś zupełnie inaczej - dodał.