Banki poniosły klęskę, ale za wcześnie, aby frankowicze otwierali szampana
Banki poniosły klęskę przed Trybunałem Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE), ale jest za wcześnie, żeby frankowicze otwierali szampana. Opinia rzecznika generalnego Trybunału wcale nie przesądza o tym, że ich roszczenia wobec banków mają być zaspokojone. To jeszcze nie jest ostateczny werdykt.
Zajmijmy się najpierw bankami, bo przecież tam wszyscy trzymamy pieniądze. Opinia rzecznika generalnego Anthony’ego Collinsa w sprawie ich roszczeń wobec kredytobiorców jest całkowicie jednoznaczna. Efekt? Ceny akcji zwłaszcza "ufrankowionych" instytucji spadały po niej na łeb na szyję. Akcje Millennium traciły w ciągu dnia ponad 10 proc., a na koniec dnia ich kurs był o 3,49 proc. niższy niż na otwarciu. Papiery mBanku taniały o 7,8 proc., choć dzień zakończyły zwyżką o 1,8 proc. Indeks WIG Banki stracił 0,11 proc.
- To zdecydowanie jednoznaczna opinia, jeśli chodzi o roszczenia banków i stwierdza, że bankom nie mogą przysługiwać jakiekolwiek inne świadczenia poza zwrotem kapitału oraz odsetek ustawowych za opóźnienie - mówi Interii Bartosz Czupajło, adwokat i partner zarządzający w kancelarii Czupajło Ciskowski & Partnerzy, reprezentującej m.in. frankowiczów.
Przypomnijmy, o co chodzi w sprawie noszącej numer C-520/21, którą zajmował się rzecznik TSUE. W 2021 roku Arkadiusz Szcześniak wytoczył powództwo przeciwko bankowi Millennium o zasądzenie na jego rzecz kwoty 3660,76 zł z odsetkami za opóźnienie podnosząc, że umowa kredytu hipotecznego we frankach zaciągniętego w 2008 roku zawiera nieuczciwe warunki, powinna być zatem uznana za nieważną, a bank otrzymywał raty kredytu bez podstawy prawnej. Millennium uznał to powództwo za bezzasadne.
Warszawski sąd doszedł do wniosku, że polskie prawo nie normuje takiej sytuacji, więc zwrócił się do TSUE z pytaniami prejudycjalnymi, jak interpretuje on - w sytuacji, gdy umowa zostaje unieważniona - zasadność zobowiązań banku wobec kredytobiorcy. Ale zapytał też, ile - w takiej sytuacji - kredytobiorca powinien zwrócić bankowi.
Chodzi o to, że bank może się domagać od kredytobiorcy zwrotu kapitału kredytu, zaś kredytobiorca może wystąpić do banku o zwrot miesięcznych rat kredytu, obejmujących również koszty takie jak prowizje, opłaty administracyjne i składki ubezpieczeniowe. Ale czy jednej stronie od drugiej należy się jeszcze coś więcej?
Niedługo potem Millennium pozwał Arkadiusz Szcześniaka o zapłatę kapitału kredytu z odsetkami. Sąd znowu zwrócił się do TSUE rozszerzając swoje pytania. Jest to sprawa o kryptonimie C-756/22, którą TSUE odroczył do rozstrzygnięcia tej pierwszej.
Rzecznik generalny Trybunału Anthony Collins zaproponował w czwartek, by Trybunał orzekł, że bank nie może dochodzić od konsumenta roszczeń wykraczających poza zwrot kapitału kredytu i zapłatę odsetek ustawowych za opóźnienie od chwili wezwania do zapłaty.
Jeśli TSUE wyda wyrok zgodny z opinią rzecznika, banki nie będą mogły dochodzić od kredytobiorców zwrotu kapitału wraz z oprocentowaniem, czy też jakąś inną formą wynagrodzenia za użytkowany przez kredytobiorcę kapitał. Według wcześniejszych szacunków Komisji Nadzoru Finansowego banki mogłyby ponieść ok. 100 mld zł strat, gdyby kredytobiorcy mieli zwracać im tylko kapitał w wartości nominalnej.
- Rzecznik podkreślił, że gdyby przyjąć inną interpretację w kwestii roszczeń banków, stanowiłoby to zaprzeczenie celu dyrektywy 93/13. Niweczyłoby to sens ochrony konsumenckiej - mówi Bartosz Czupajło.
Rzecznik uzasadnił opinię tym, że uznanie umowy kredytu hipotecznego za nieważną jest konsekwencją zamieszczenia w niej nieuczciwych warunków przez bank, czyli klauzul abuzywnych. Wobec tego uznał, że w takiej sytuacji przedsiębiorca nie może czerpać korzyści, gdyż sam działał bezprawnie. W jego ocenie, gdyby bank mógł żądać wynagrodzenia, nie zostałby zniechęcony do stosowania nieuczciwych warunków w umowach kredytu zawieranych z konsumentami. A celem chroniącej konsumentów dyrektywy 93/13 jest także odstraszanie przedsiębiorców od niedozwolonych praktyk.
- W takiej sytuacji mogłoby się nawet okazać, że narzucanie konsumentom nieuczciwych warunków byłoby dla banku opłacalne - stwierdził rzecznik TSUE cytowany w komunikacie Trybunału.
Czy to znaczy, że banki nie będą mogły żądać od frankowiczów żadnej formy wynagrodzenia za korzystanie z kapitału? Jeśli TSUE podtrzyma opinię rzecznika, wygląda na to, że tak. W wyniku rozliczenia upadłej umowy kredytobiorca zwróci bankowi kapitał w wartości nominalnej i ani grosza więcej.
Najważniejsze dla banków jest jednak pytanie, jakie poniosą straty, jakie będą musiały utworzyć dodatkowo rezerwy i czy to udźwigną? Przypomnijmy, że 100 mld zł, czyli grubo ponad połowa funduszy własnych sektora bankowego, wyliczone zostało przez KNF w czasie, gdy portfel kredytów we frankach w polskich bankach miał wartość brutto dwa razy większą niż dziś. Teraz jest to "zaledwie" 52,5 mld zł, a to znaczy, że straty będą znacznie mniejsze.
Banki przez ostatnie trzy lata utworzyły bardzo wysokie rezerwy na ryzyko prawne. W niektórych instytucjach przekraczają one połowę wartości pozostałego portfela. Tak czy inaczej przed bankami byłoby zwiększenie rezerw o kilkanaście do 20 mld zł. Pytanie - kiedy? Czy KNF zażąda od nich tego już teraz, po opinii rzecznika, czy też dopiero po wyroku. Prawdopodobnie będą musiały dotworzyć rezerwy nie później niż do końca tego roku, gdyż wyrok może zapaść nawet przed wakacjami.
- Opinia rzecznika generalnego TSUE jest poddawana wewnętrznej analizie w UKNF i nie będzie komentowana przez Urząd "na gorąco" - napisał w komentarzu przysłanym Interii rzecznik UKNF Jacek Barszczewski.
Sprawa na tym się jednak nie kończy, bo banki mają w zanadrzu argumenty, które przytacza w komunikacie Związek Banków Polskich i prawnicy. Zwracają oni uwagę, że choć rzecznik TSUE sprzeciwił się jakiemukolwiek wynagrodzeniu dla banku, to nie wypowiedział się o roszczeniu banku o waloryzację kapitału, wynikającą choćby z inflacji. ZBP przypomina, że takie roszczenie uznał za zasadne Sąd Okręgowy w Warszawie w ogłoszonym kilka dni temu wyroku.
Drugim z najważniejszych argumentów bankowców jest mówiący o tym, że stanowisko rzecznika, iż dyrektywa chroniąca konsumentów stoi w sprzeczności z jakimkolwiek wynagrodzeniem dla banku, jeśli zawarł on w umowie klauzule abuzywne, jest sprzeczne z wcześniejszym wyrokiem TSUE.
- Namawiałbym do pewnej wstrzemięźliwości. W wyroku w sprawie m.in. C349/18 TSUE jednoznacznie stwierdza, że dyrektywa 93/13 nie zajmuje się rozliczeniami po unieważnionym kontrakcie. Nie da się w pełni pogodzić tej opinii z wcześniejszymi wyrokami - mówi Interii Piotr Bodył-Szymala, radca prawny specjalizujący się w prawie usług finansowych, Monitor Prawa Bankowego.
Co jednak istotne, rzecznik TSUE nie wziął w opinii pod uwagę argumentów, że sytuacja, kiedy banki nie mogą żądać wynagrodzenia za kapitał, zagraża stabilności polskiego systemu finansowego. Jego zdaniem argument ten "jest pozbawiony znaczenia w kontekście wykładni dyrektywy 93/13, której celem jest przede wszystkim ochrona interesów konsumentów".
Czy to znaczy, że w domach i mieszkaniach kupionych za kredyty we frankach do rana strzelały korki od butelek z szampanem? Otóż nie. Opinia rzecznika przyznaje - co prawda - frankowiczom kredyty za darmo. Ale chcieli przecież więcej. To tylko połowa sukcesu.
- W przypadku przedsiębiorców adwokat jest bardzo kategoryczny wprost, ale w sprawie konsumentów tak stanowczy już nie jest - mówi Piotr Bodył-Szymala.
Bo w sprawie roszczeń kredytobiorców wobec banków o zwrot nie tylko rat i innych opłat, ale też wyliczonych od tego odsetek rzecznik TSUE nie powiedział wcale: tak, to im się należało. W jego opinii to krajowe sądy, w oparciu o prawo krajowe mają ustalić, czy konsumenci mają prawo dochodzić tego rodzaju roszczeń oraz rozstrzygnąć o ich zasadności. Rzecznik uznał tylko, że dochodzenie takich roszczeń nie byłoby w sprzeczności z dyrektywą chroniącą konsumentów.
- Rzecznik mówi, że żeby uwzględnienie roszczeń konsumenta było dopuszczalne, musi to przewidzieć prawo krajowe i musi dojść do realnego bezpodstawnego wzbogacenia się. Nawet więcej, dochodzenie roszczeń przez konsumenta nie może stanowić "nadużycia prawa". O tych okolicznościach - w ocenie Anthony’ego Collins’a - muszą rozstrzygać sądy polskie - mówi Piotr Bodył-Szymala.
W motywie 51 opinii rzecznik stwierdził: "Jak na rozprawie słusznie zauważyła Komisja, okoliczność, że - w sytuacji takiej jak ta, która jest analizowana przez sąd odsyłający - konsumenci mogą teoretycznie dochodzić roszczeń z bezpodstawnego wzbogacenia, tak jak ta instytucja jest rozumiana w prawie krajowym, nie oznacza, iż roszczenia te muszą zostać uwzględnione. W takich przypadkach muszą być spełnione przewidziane prawem polskim przesłanki uwzględnienia powództwa o roszczenie z bezpodstawnego wzbogacenia. Sądy krajowe mogą również skorzystać z przysługującej im kompetencji do oddalenia takiego powództwa, gdy stanowi ono nadużycie prawa".
- Jeśli przyjrzeć się motywowi 51 opinii adwokata generalnego, nie oznacza on, że roszczenia konsumentów muszą być uwzględnione. Sądy mogą skorzystać z oddalenia powództwa - mówi prawnik.
- Opinia rzecznika nie stwierdza, że konsumentowi należy się dodatkowe świadczenie oprócz zwrotu kapitału i odsetek, tylko wskazuje, że dyrektywa Rady 93/13 nie sprzeciwia się temu. Jednak takie świadczenia konsument może otrzymać, jeśli sądy uznają ich zasadność na podstawie polskiego prawa krajowego. Trybunał tej kwestii nie przesądził - dodaje Bartosz Czupajło.
W pewnym sensie wracamy zatem do punktu wyjścia, bo z tym właśnie mają kłopot polskie sądy, co zresztą zauważył sędzia Michał Maj. Zwrócił się on z pytaniami prejudycjalnymi do TSUE właśnie dlatego, iż uznał, że przepisy prawa krajowego nie mówią, co w takiej sytuacji zrobić. Prawnicy mówią - konieczna będzie jakaś wykładnia, która ujednoliciłaby orzeczenia.
- Jestem przekonany, ze interpretacje sądów mogą być rozbieżne. Samo zagadnienie jest dość nowe i sądy dotąd nie mierzyły się z tego rodzaju roszczeniami na większą skalę. Przewiduję, że nie obejdzie się bez uchwały Sądu Najwyższego, który zmuszony będzie pochylić się nad tym wątkiem, choć jestem w stanie wskazać kilka podstaw, żeby dodatkowe świadczenia na rzecz kredytobiorcy zasądzić - mówi Bartosz Czupajło.
A wiemy dobrze, w jakim stanie znalazł się Sąd Najwyższy. Na odpowiedź czekają tam zasadnicze pytania pierwszej prezes SN. Odpowiedź okazała się niemożliwa, gdyż do Izby Cywilnej dokooptowano tzw. neosędziów. Wymiar sprawiedliwości został wskutek tego sparaliżowany.
Przed czwartkowym wystąpieniem rzecznika TSUE były przesłanki, by się zastanawiać, czy odpowie on na wszystkie pytania warszawskiego sądu w sprawie C-520/21, czy też tylko na te, które dotyczą roszczenia kredytobiorcy w stosunku do banku. Okazało się, że odpowiedział na wszystkie, w tym bardzo stanowczo na pytanie o roszczenia banku wobec kredytobiorcy. Co się zatem stanie ze sprawą C-756/22, w której ten sam sąd rozwija kwestię roszczeń banku?
- TSUE zawiesił postępowanie z powództwa banku w sprawie C-756/22 do czasu wydania wyroku w tej pierwszej sprawie C-520/21. Jest wielce prawdopodobne, że jeżeli wyrok w sprawie C-520/21 rozstrzygnie kompleksowo roszczenia kredytobiorcy i roszczenia banku, to tamto postępowanie zostanie umorzone - mówi Bartosz Czupajło.
Opinia rzecznika, choć nie przesądza treści wyroku (a dodajmy, że ostatnio TSUE wydał kilka orzeczeń odmiennych od opinii adwokata generalnego) jest dużym sukcesem frankowiczów w sporach z bankami. Na większe zyski niż kredyt za darmo nie powinni oni prawdopodobnie jednak liczyć. Choć oczywiście - mają prawo się sądzić, co będzie utrzymywało polski system finansowy w pogłębiającej się niepewności.
Jacek Ramotowski
Biznes INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami
Zobacz również: