Bez akcji i opcji

Prezesi polskich banków raczej nie kupują akcji własnych spółek. Czyżby nie wierzyli w ich powodzenie?

Prezesi polskich banków raczej nie kupują akcji własnych spółek. Czyżby nie wierzyli w ich powodzenie?

Posiadanie opcji na akcje własnej spółki stało się w dużych grupach międzynarodowych tak popularne, że tego typu programy motywacyjne dla wyższej i średniej kadry menedżerskiej dotarły również do Polski. Pracownicy takich przedsiębiorstw sieciowych jak SAP czy Reuters uczestniczą w programach "lojalnościowych", jakie funduje firma w obrębie całej grupy. Wartość otrzymywanych co roku akcji, które po kilku latach będzie można upłynnić na giełdzie we Frankfurcie czy USA, stanowi sporą część wynagrodzenia otrzymywanego przez managerów.

To, co stało się już standardem w koncernach międzynarodowych, w naszych bankach nie jest powszechne. O programach "lojalnościowych" nie słyszano ani w dużych bankach, takich jak BIG Bank Gdański, Bank Przemysłowo-Handlowy czy Powszechny Bank Kredytowy, ani w tych mniejszych. Wyjątków, jeśli chodzi o opcje menedżerskie, jest niewiele: Kredyt Bank, Pekao SA oraz BRE Bank to najbardziej znane. W pierwszym z nich uchwałę o opcjach podjęto już trzy lata temu. W BRE i Pekao SA walne zgromadzenie uchwaliło poważne programy akcyjne o wartości odpowiednio prawie 60 oraz 76 milionów złotych (według obecnej wyceny rynkowej). W przypadku Pekao trzy czwarte wartości programu trafiło do grupy menedżerskiej obejmującej 50 osób. Chociaż wszystkie programy mieściły się w standardach zachodnich i były raczej pozytywnymi wyjątkami, to przynajmniej dwa spośród nich spotkały się z krytyką. W przypadku Kredyt Banku mówiono o zbyt hojnym wynagradzaniu managerów, zarządowi BRE zarzucano natomiast próby ratowania kursów akcji spółki.

Reklama

Warto przyjrzeć się stanowi posiadania kadry menedżerskiej - akcjom nabytym w ramach opcji i całkiem prywatnie.

Dwóch największych kapitalistów wśród bankowych prezesów to Stanisław Pacuk, szef Kredyt Banku (pakiet o wartości 9,6 mln zł), oraz Bogusław Kott z BIG Banku (8,5 mln zł). Tak duży majątek nie dziwi przede wszystkim z tego powodu, że obaj panowie byli faktycznymi twórcami zarządzanych przez siebie instytucji finansowych. Chociaż obecnie prezes Pacuk jest "bogatszy" od swojego kolegi z BIG Banku, to jednak Bogusław Kott jest uznawany za największego kapitalistę wśród polskich bankowców - stale gości m.in. na liście 100 najbogatszych tygodnika "Wprost". Obecna wycena jego pakietu zależy od programu restrukturyzacji banku. Jeszcze jednak w tym roku był on wyceniany na 22,7 mln zł, a w czasie najbardziej zażartej walki o BIG, Kott swój pakiet mógł sprzedać nawet za 60 mln zł. Z drugiej strony pakiet prezesa Pacuka to, przynajmniej ostatnio, inwestycja znacznie bardziej dochodowa - szef Kredyt Banku samych dywidend otrzymał w tym roku 265 tys. zł.

Ich śladami podąża zarząd BRE Banku, który dysponuje już pakietem wartym przeszło 9 mln zł (w BRE Banku jest również najzasobniejsza rada nadzorcza - nic w tym dziwnego, skoro zasiadają tam również takie osoby jak Jan Kulczyk).

W innych bankach szczególnie dziwi niewielki poziom zaangażowania menedżerów już od wielu lat zasiadających w zarządach takich instytucji jak Bank Handlowy oraz Bank Zachodni WBK.

W przypadku BPH, Pekao SA czy ING Bank Śląski, niewielkie zaangażowanie można tłumaczyć krótkim stażem zarządów. Chyba że zarządy tych instytucji finansowych, było nie było najlepiej poinformowane o ich kondycji, same niezbyt palą się do inwestowania we własne akcje.

Gazeta Bankowa
Dowiedz się więcej na temat: bank | pekao sa | pakiet | kredyt | pekao
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »