Inflacja. Rząd rzuca koło ratunkowe oszczędzającym; nowe obligacje tylko częściowo chronią oszczędności
Galopująca inflacja to nie tylko problem drożejących produktów i usług, ale topniejących w oczach oszczędności. Od czerwca rząd rzuca koło ratunkowe i oferuje dwa nowe typy obligacji z oprocentowaniem opartym na stopie referencyjnej NBP. Jednak przed inflacją one nie chronią nawet w połowie. A do tego trzeba zapłacić podatek, co oznacza, że ich faktyczne oprocentowanie jest niższe od nominalnego.
Rząd wziął się za problem oszczędności, które coraz mocniej zjada inflacja. Na pierwszy ogień poszła tarcza dla kredytobiorców (mimo, że realne stopy procentowe wciąż są ujemne), a na drugi oszczędności zwykłych ciułaczy. Zaczęło się od apeli premiera do banków o zdecydowane podniesienie oprocentowania depozytów. Ale żeby nie być gołosłownym, rząd musiał poprawić warunki oferowanych oszczędnościowych obligacji skarbowych, bo zwłaszcza krótkoterminowe były bardzo słabo oprocentowane.
Od czerwca oferta Ministerstwa Finansów zostaje rozszerzona o nowe obligacje, których oprocentowanie będzie oparte o stopę referencyjną NBP, z comiesięczną wypłatą odsetek. Będzie można kupić obligacje jednoroczne o oprocentowaniu równym stopie NBP czyli obecnie 5,25 proc. oraz dwulatki z oprocentowaniem równym stopie referencyjnej NBP plus 0,25 pkt. proc. marży, co obecnie da 5,50 proc.
Nowe obligacje oferują lepsze warunki niż dotychczasowe "dwulatki" o stałym oprocentowaniu, które w majowej ofercie wynosi 3 proc. w skali roku (dwulatki ze stałym oprocentowaniem znikną z oferty).