Zainstalowali fotowoltaikę, wtedy zaczęły się problemy. Dostali rachunek na 37 tys. zł

Państwo Białkowie z Podkarpacia chcieli obniżyć rachunki za prąd w wynajmowanym sklepie, dlatego podjęli decyzję o założeniu instalacji fotowoltaicznej. Zmienili również dostawcę prądu i wnioskowali o objęcie rządowym programem zamrożenia cen energii. Pierwszy rachunek, z którego wynikało, że do zapłaty jest ponad 37 tys. zł, otrzymali dopiero po ponad roku. Składane w tej sprawie odwołania i reklamacje nie przynosiły skutku. W pewnym momencie nastąpił przełom.

Chcąc zaoszczędzić trochę pieniędzy, wiele osób decyduje się na założenie instalacji fotowoltaicznych. Tak właśnie było w przypadku państwa Białków, których historię opisali dziennikarze "Interwencji". 

Założyli fotowoltaikę, żeby zaoszczędzić. Na rachunek musieli czekać bardzo długo

Instalacja fotowoltaiczna została założona w wynajmowanym przez małżeństwo sklepie w Tokach, wsi położonej w woj. podkarpackim. Podpisali oni również umowę z Polską Grupą Energetyczną (PGE). Wszystko po to, żeby zaoszczędzić na rachunkach za prąd. Założenie instalacji o mocy 20 kW kosztowało 90 tys. zł.  

Reklama

Choć, jak przyznał Michał Białek w rozmowie z "Interwencją", była to "duża inwestycja i duża instalacja", to pozwalała na prowadzenie sklepu w przyszłości. - Podpisałem standardową umowę na dystrybucję i sprzedaż energii z zamrożeniem ceny energii. Spodziewałem się, że rachunki będą niższe. Zerkałem często, sprawdzając, ile prądu zostało wyprodukowane i byłem zadowolony, że w sumie niedużo zużywam tej energii - relacjonuje mężczyzna. 

Wtedy zaczęły się problemy. Zgodnie z umową rachunki powinny przychodzić co dwa miesiące. Po upływie tego czasu małżeństwo nadal nie otrzymało faktury. Mężczyzna niejednokrotnie interweniował w tej sprawie u dostawcy energii, gdzie zapewniano go, że "często tak jest, jak się przechodzi od innego sprzedawcy". 

Po ponad roku rachunek przyszedł. Wysokość faktury za prąd zwaliła ich z nóg

W końcu rozliczenie przyszło, a jego wysokość zszokowała małżeństwo - mieli do zapłaty 37 tys. zł. Po dokładnym sprawdzeniu faktury pan Michał znalazł błąd cena energii elektrycznej wynosiła 2 zł 10 gr, a nie ustalane podczas zawierania umowy niecałe 70 gr. - Czyli trzykrotnie wyższa kwota, aniżeli się umawialiśmy - powiedział Michał Białek w rozmowie z "Interwencją".

Co więcej, to inny budynek został objęty zamrożonymi cenami energii. - Okazało się, że nie na ten punkt poboru zostało założone zamrożenie na cenę energii. Tylko na inny budynek, w którym już miałem podpisaną umowę z PGE, w którym mam zerowe zużycie - dodał. - Czuję się oszukana. Zrobili z nami co chcieli - stwierdziła żona pana Michała, Katarzyna Białek. 

Reklamacje i odwołania nie były skuteczne. Po interwencji dziennikarzy nastąpił zwrot akcji

Kilkukrotnie wnoszone odwołania i reklamacje nie przyniosły skutku, dlatego małżeństwo postanowiło zwrócić się z prośbą o pomoc do dziennikarzy "Interwencji", którzy zapytali dostawcę energii o umorzone postępowanie reklamacyjne. Ku zaskoczeniu wszystkich, reklamacja została uwzględniona.  

"Przesłaliśmy do klienta pismo, w którym informujemy o możliwości korekty oświadczenia w zakresie numeru PPE. Po otrzymaniu pisma, klient powinien dostarczyć nam skorygowane oświadczenie oraz przekazać informację, dla którego PPE oświadczenie zostało złożone błędnie. Po dostarczeniu informacji przez klienta wykonamy korekty rozliczeń" - brzmią wyjaśnienia PGE, które przesłano do dziennikarzy "Interwencji". 

INTERIA.PL
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »