Niemcy. Obawy przed recesją? W firmach niszowych spowolnienia nie widać

Choć przedsiębiorcy obawiają się spowolnienia w Niemczech, wielu szuka nowych nisz dla polsko-niemieckiego handlu w przyszłości.

BIZNES INTERIA na Facebooku i jesteś na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami

Jeśli spodziewana w Niemczech recesja przełoży się na polsko-niemiecki handel, to najszybciej zauważą to ci, którzy pracują w branży logistycznej. Tacy jak Rafał Rosenberger. - Transport jest papierkiem lakmusowym sytuacji, bo od razu widzimy, jak zmieniają się dostawy - mówi kierownik transportu międzynarodowego w polskim oddziale firmy Paul Schockemoehle Logistics.

Dlatego handlowiec z uwagą obserwuje sytuację w Niemczech, u największego partnera handlowego Polski: - Na pewno jeśli w Niemczech będą problemy, to polska gospodarka też to odczuje - mówi Rosenberger. Według szacunków rządu PKB Niemiec ma się skurczyć w 2023 r. o 0,4 proc. Gospodarkę za Odrą duszą wysokie ceny energii. Jak donosiła DW, ekonomiści spodziewają się w 2023 r. stagnacji w handlu Polski i Niemiec.

Reklama

Jednak jak na razie Rosenberger nie widzi spowolnienia, a zamówienia utrzymują się na dobrym poziomie. Dopiero w Poczdamie, dokąd handlowiec przyjechał na polsko-niemiecką konferencję "Polsko-Niemieckie Rynki Przyszłości 2022", zobaczył zapowiedź kryzysu: historyczna stolica Brandenburgii nie oświetla po zmierzchu swoich zabytków, żeby oszczędzać energię.

Konferencja w Poczdamie we wtorek 8 listopada miała na celu "identyfikację i prezentację potencjałów eksportowych" między Polską a Niemcami, powiedział Lars Gutheil, dyrektor Polsko-Niemieckiej Izby Przemysłowo-Handlowej w Warszawie, która organizuje ten cykl konferencji.

Chwalenie rosnącej wymiany handlowej stało się w ostatnich latach truizmem w relacjach polsko-niemieckich. W Poczdamie Gutheil zwracał jednak uwagę, że współpraca Polski i Niemiec nadal opiera się na "bardzo tradycyjnych branżach" motoryzacyjnej i budowlanej. To właśnie one muszą najbardziej dostosować się do walki ze zmianami klimatycznymi. - Firmy znajdują się pod olbrzymią presją zmian - powiedział Gutheil. Dlatego dużą uwagę przyciągają polsko-niemieckie projekty np. w zakresie gospodarki wodorowej.

Polskie stacje ładowania dla autobusów w Berlinie

Przykładem firmy, która z sukcesem wchodzi w nowych warunkach na niemiecki rynek, jest Ekoenergetyka z Zielonej Góry. Specjalizuje się w produkcji stacji szybkiego ładowania dla autobusów elektrycznych. Jej urządzeniami zasilane są autobusy m.in. w Berlinie, Monachium i Hamburgu.

- Na nasz biznes póki co spowolnienie w Niemczech się nie przekłada, przetargi są kontynuowane, bieżąca sytuacja nie ma dla nas dużego znaczenia - mówi Maciej Wojeński, współzałożyciel firmy. Koniunkturę w jego branży napędzają działania UE dla ochrony klimatu. Obok planu zielonej transformacji Komisji Europejskiej "Fit for 55" w branży inwestuje coraz więcej prywatnych funduszy. - Ta machina już ruszyła - mówi Wojeński.

Na rynek niemiecki Ekoenergetyka weszła dzięki współpracy z polskim producentem autobusów Solaris. - Szyliśmy nasz produkt na miarę - pod niemieckiego odbiorcę - mówi Wojeński. Rynek niemiecki generuje teraz 25-30 proc. przychodów spółki, zatrudniającej około 700 osób. Dzięki elastyczności firma pokonywała w przetargach dużych niemieckich producentów jak ABB i Siemens. Teraz chce koncentrować się na sieci ładowania dla transportu ciężarowego.

Walcząc o kontrakt dla transportu publicznego w Berlinie Ekoenergetyka konkurowała przede wszystkim z chińskimi firmami. Ale pokonała je, jak mówią przedstawiciele firmy, dzięki lepszemu serwisowi poprzetargowemu. Nie bez znaczenia jest też bliskie położenie przy polsko-niemieckiej granicy.

Skracanie łańcuchów dostaw i wzrost zaufania

Właśnie we wspólnej granicy i przenoszeniu produkcji z Azji do Europy dla skrócenia łańcucha dostaw, nazywanego "nearshoringiem", wielu widzi szansę na złagodzenie efektów zbliżającej się recesji.

- Z naszego punktu widzenia mamy więcej pracy, bo widzimy, że współzależność gospodarcza między Polską i Niemcami wzrasta - mówi Piotr Franciszkowski, dyrektor zarządzający polskim oddziałem DATEV, firmy produkującej oprogramowanie dla doradców podatkowych i prawników. Firma ma kontakt z wieloma małymi i średnimi firmami działającymi na rynku polsko-niemieckim.

- Wszyscy zastanawiają się teraz nie nad tym, jak sprzedać produkty, tylko jak je wyprodukować - mówi Franciszkowski i zwraca uwagę, że to problemy demograficzne i brak specjalistów, których potrzebują zaawansowane technicznie przedsiębiorstwa, są długofalowym wyzwaniem polskich i niemieckich firm. Na pewno nie jest nim brak zaufania, mówi: - Coraz częściej do Polski przenoszone są oddziały badań i rozwoju, co kiedyś zarezerwowane było dla Niemców.

Grzegorz Szymanowski, Redakcja Polska Deutsche Welle

Zobacz również:

Deutsche Welle
Dowiedz się więcej na temat: firma
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »