Software bez ograniczeń

Open source. Darmowe oprogramowanie jest coraz powszechniej stosowane w firmach. Na razie rzadziej w postaci pakietów biurowych, częściej - jako software do zarządzania potężnymi serwerami.

Menedżerowie potrafią liczyć. Wiedzą, jak istotną pozycję w budżecie stanowi zakup licencji na oprogramowanie. Zwykle jej koszt znacznie przewyższa wydatki na sprzęt. I zapewne właśnie dlatego powstały programy open source.

- Dziś to świat języka Java, poczynając od narzędzi dla programistów, poprzez komponenty do wykorzystania we własnych aplikacjach aż po gotowe serwery aplikacji biznesowych - wyjaśnia Andrzej Przewięźlikowski, chief technology officer w Comarchu.
- Te ostatnie bez żadnych modyfikacji mogą być wdrażane u klienta. Nie bez znaczenia jest to, że społeczność open source wspierają wielkie koncerny - IBM, Sun, a ostatnio także Nokia.

Reklama

Wybór przeróżnych aplikacji jest teraz tak duży, że pozwalają - odpowiednio dobrane - sporo zaoszczędzić.
- Popularność tego typu oprogramowania nakręca również efekt "vox populi", w który idealnie wpisują się duże firmy, jak Sun lub IBM - mówi Przewięźlikowski. - Pod nazwą "free soft-ware movement" trend ten był znany już w latach 80. ubiegłego wieku, lecz dopracowany model biznesowy i prawdziwa jego popularność narodziły się w roku 1998. Na rynek trafiła wówczas darmowa przeglądarka Netscape.

Ekspansja bezpłatnego oprogramowania nie jest wywołana jedynie modą. Jeżeli wierzyć wyliczeniom prezentowanym na witrynie firmy Redhat - dystrybutora jednej z wersji Linuksa - decydując się na skorzystanie z darmowego pakietu JBoss Middleware (to zestaw aplikacji ułatwiających tworzenie baz danych) oraz zakładając 20-procesorową instalację, w ciągu pierwszych trzech lat można zaoszczędzić nawet 300 tys. euro. Taka jest właśnie różnica w cenie zakupu i obsługi darmowego oraz płatnego pakietu. Obsługa tego pierwszego przez trzy lata ma (w podanym zakresie) kosztować w sumie niewiele ponad 100 tys. euro.

- Oprogramowanie open source wykorzystujemy we wdrożeniach dosyć często - informuje przedstawiciel Comarchu.
- Naszym klientom przynosi to po prostu wymierne oszczędności. I choć każdy może się zdecydować na droższe rozwiązanie komercyjne, to jednak część firm wybiera mniej kosztowne, bezpłatne opracowania.

Oczywiście, przy wyborze takich pakietów istnieje też możliwość wykupienia wsparcia technicznego u integratora lub w firmie dostarczającej programy. Jak dodaje Przewięźlikowski, wskutek rosnącej popularności rozwiązań open source, największe koncerny - IBM, Oracle bądź Microsoft oferują małym przedsiębiorstwom darmowe pakiety w podstawowych wersjach i - chcąc nie chcąc - nawiązują kontakty ze społecznością promującą open source. A to stwarza zupełnie nową jakość.

- Dialog Microsoftu i społeczności "otwartego oprogramowania" staje się coraz dojrzalszy - stwierdza Mariusz Jarzębowski, platform strategy manager z polskiego oddziału Microsoftu.
- Pragmatyczne podejście zamienia dyskusję wokół Linuksa i "otwartego oprogramowania" w głęboką i rzeczową rozmowę o potrzebach biznesowych, nie zaś o dogmatach.

Ostateczna decyzja o wyborze aplikacji biznesowych zależy od konkretnej sytuacji i odpowiedzi na pytania związane z potrzebami firmy. Potwierdza to zresztą przedstawiciel Comarchu:
- Każda decyzja o wykorzystaniu oprogramowania typu open source musi być poparta analizą ryzyka. Nie rekomendowałbym wykorzystania takich pakietów w wersji testowej bądź będących na rynku zaledwie od sześciu czy dwunastu miesięcy. Takie aplikacje muszą się "wyżarzyć". Ryzyko pomyłki maleje, gdy wykupi się profesjonalne wsparcie, lecz dotyczy to głównie systemu operacyjnego i standardowych pakietów.

- W razie doboru komponentów, decyzja jest podejmowana przez programistę w porozumieniu z klientem - wyjaśnia Andrzej Przewięźlikowski.
- Pierwszy przegląda interesujące go aplikacje i następnie wybiera między zakupem, samodzielnym napisaniem oraz wykorzystaniem gotowego rozwiązania open source.

Może się zatem zdarzyć, że lepszym wyjściem będzie wybór produktów komercyjnych: czy to do obsługi serwerów, czy przeznaczonych do komputerów stojących na biurkach pracowników. Zapewne dlatego potentaci wolą mówić o współpracy, a nie konkurencji.
- Microsoft nie współzawodniczy ze społecznością "otwartego oprogramowania" ani z jej modelem rozwoju aplikacji - stwierdza Jarzębowski.
- Rywalizujemy natomiast z komercyjnymi sprzedawcami open source, na przykład z Linuksem i jego dystrybucją.

Jarzębowski zauważa ponadto, że rynek bez ustanku się zmienia, a Linux i rozwiązania open source stają się coraz bardziej komercyjne.
- Klienci zaczynają rozpoznawać rzeczywisty koszt i komercyjną naturę Linuksa - wyjaśnia przedstawiciel Microsoftu.
- Pytają więc raczej o techniczne zalety i całkowity koszt pakietów, rzadziej zaś biorą pod uwagę emocjonalne więzi z daną platformą.

Oznacza to, iż na rynku powoli opadają emocje, pojawiają się za to racjonalne argumenty. A przedstawiciele integratorów i producentów oprogramowania zgadzają się, że konkurencja to bardzo dobra rzecz. I że klienci na niej skorzystają.

Jarosław Horodecki

Manager Magazin
Dowiedz się więcej na temat: darmowe | oprogramowanie | IBM | firmy | open-source
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »