Syzyfowe prace

INTERIA.PL: - Jak podsumowałaby Pani "czarną listę barier" w roku 2004?

Henryka Bochniarz:- Myślę, że ona pokazuje tę filozofię i praktykę między administracją a podatnikami, w tym przedsiębiorcami. Niestety te relacje ciągle pozostawiają wiele do życzenia. Jest w tym dużo złej woli, takiego negatywnego stosunku nie wiadomo z czego wynikającego i myślę, że to jest coś, nad czym trzeba nieustannie pracować, trzeba z tymi ludzi rozmawiać, pokazywać im bezsensy wielu rozwiązań, które w życiu praktycznym kompletnie nie mogą się sprawdzić. Po prostu większość z tych ludzi nigdy niczego na własną rękę nie prowadziła i w związku z tym nie czuje tego. Oni zawsze byli w administracji, a przepisy, które od strony prawnej są może nawet ładnie sformułowane, niestety w codziennym życiu są idiotyzmami zatruwającymi życie, zwłaszcza tym małym i średnim przedsiębiorstwom, bo duże sobie poradzą.
Radziłabym, aby urzędnicy odbywali więcej spotkań z przedstawicielami małych i większych firm, aby zobaczyli, jak ta ich twórczość odbija się nie tylko na życiu zawodowym przedsiębiorców, ale i osobistym. Naprawdę funkcjonowanie w Polsce w sektorze prywatnym jest bardzo utrudnione. Nie dziwmy się więc, że nie ma inwestycji, że nie są tworzone nowe miejsca pracy, bo tylko jacyś kamikadze mogą to robić. A przecież nam chodzi o to, żeby Ci ludzie, którzy zdecydowali się pójść na swoje, mieli lepsze warunki rozwoju i żeby jak najwięcej było nowych, bo to jest nasza jedyna szansa.

INTERIA.PL: - Co w roku 2005 jest sprawą priorytetową?

Henryka Bochniarz:- Patrząc na badania wśród naszych przedsiębiorców, wskazują one, iż największym ograniczeniem działalności jest przede wszystkim prawo podatkowe, ustawa vatowska, podatek dochodowy i ordynacja podatkowa. Są to rzeczy, które spędzają sen z oczu przedsiębiorcom. Oni czują się szalenie niekomfortowo, bo nawet jeśli wydaje im się, że coś zrobili z najlepszą wiedzą, najlepszą dobrą wolą, to wcale nie musi być to prawdą. I sądzę, że to są te kwestie, nad którymi musimy szczególnie pracować.

W tej chwili bardzo intensywnie pracujemy w sejmie - te wszystkie dyskusje odbywają się już w komisjach sejmowych. Mamy swoich ekspertów w gremiach, które powołał minister Gronicki. Na szczęście prawa podatkowego nie można zmienić z soboty na niedzielę, są określone terminy i my musimy się dostosować, pewne rzeczy będą już nie do zmiany. Problem polega na tym, że przy tym kalendarzu politycznym, nawet te kwestie, które są w tej chwili w parlamencie, nie wiemy, jakie mają szanse na przegłosowanie. Wydaje się, że jednak ta walka polityczna wpływa na skuteczność działania sejmu, a czy uda się te zaawansowane ustawy przeprowadzić - tego nie wiemy.

INTERIA.PL:- Chcą państwo wprowadzić, jako pewien elementem pomocniczy i ratujący przed bankructwem, szczególnie małe przedsiębiorstwa, instytucję ulgi na złe długi - wystawiający fakturę, którzy nie otrzymali za nią zapłaty, mogliby traktować ten przychód z niezapłaconej faktury jako koszt?

Henryka Bochniarz:- My szukamy wszystkich możliwych rozwiązań, które dałyby szanse zwłaszcza dla tych małych firm - fakt nie płacenia za faktury, za które oni już zapłacili VAT, powinien być w dobry sposób rozwiązany. Dzisiejsze rozwiązania nie dają absolutnie żadnej możliwości, bo są tak rozciągnięte w czasie, że ta firma wcześniej zbankrutuje, niż dostanie swoje pieniądze. W związku z tym każdy sposób jest dobry. Czy ta ulga zadziała? Jest to jakieś wyjście naprzeciw, trzeba szukać tych rozwiązań. Mamy takie relacje, jakie mamy po 15 latach gospodarki rynkowej. W związku z tym wszystko, co pozwala przedsiębiorcy przetrwać ten trudny czas, np. wtedy, gdy jego odbiorca nie zapłacił za 2-3 faktury i po prostu bankrutuje, jest niezbędne do wprowadzenia.

INTERIA.PL: - Dziękujemy za rozmowę.