Kondycja i perspektywy

W. Ruzłucki: w ciągu ostatniej dekady udało się nam stworzyć podwaliny i bazę do funkcjonowania dobrze rozwiniętego rynku kapitałowego, w tym samej giełdy.

W. Ruzłucki: w ciągu ostatniej dekady udało się nam stworzyć podwaliny i bazę do funkcjonowania dobrze rozwiniętego rynku kapitałowego, w tym samej giełdy.

Wiesław Rozłucki, prezes zarządu GPW

Polsce potrzebna jest silna giełda

- Czy w ciągu ostatnich 10 lat spełnił Pan wszystkie swoje ambicje?

- W ciągu ostatniej dekady udało się nam stworzyć podwaliny i bazę do funkcjonowania dobrze rozwiniętego rynku kapitałowego, w tym samej giełdy. Warszawski parkiet zajmuje obecnie czołowe miejsce w regionie Europy Środkowo-Wschodniej. Jest to swego rodzaju wskaźnik spełniania ambicji, z poziomu którego jestem dosyć zadowolony. Nie wszystko jednak w całości zostało dobrze zrobione. Wydaje mi się jednak, że zrobiliśmy na tyle dużo, by móc być dumnym z większości osiągnięć. Kolejne 10 lat będzie jeszcze większym wyzwaniem. Będzie to okres budowania naszej pozycji w Europie. Czekająca nas integracja z giełdami europejskimi jest na pewno trudnym zadaniem, jednak o tyle łatwiejszym, że struktura i organizacja naszego rynku jest odpowiednia do modeli funkcjonujących w krajach Europy Zachodniej.

Reklama



- Czy GPW ma szansę na samodzielne istnienie?

- Nie widzę takiej możliwości, by warszawska giełda mogła w przyszłości samodzielnie funkcjonować. Tak samo jak nie widzę miejsca dla samodzielnych polskich banków, firm ubezpieczeniowych czy linii lotniczych. Wydaje się, że tego typu instytucje muszą być częścią większych struktur europejskich. Problem tkwi w tym, jak wywalczyć właściwe dla nas miejsce w tych strukturach. Nie będzie to łatwe, gdyż w takich negocjacjach liczą się fakty, a nie intencje, marzenia czy zasługi. Tu nie ma miejsca na sentymenty.



- Jaka jest obecna pozycja GPW?

- To zależy jaką perspektywę bierzemy pod uwagę. Jeśli chodzi o pierwsze 10 lat funkcjonowania w regionie Europy Środkowej i Wschodniej, to nasza pozycja jest bardzo mocna. Posiadamy największy rynek kapitałowy w tej części Europy. Jednak jeśli odniesieniem mają być rynki krajów zachodnioeuropejskich i najbliższe 10 lat, to nasza pozycja jest zupełnie inna. Tutaj walka konkurencyjna jest o wiele trudniejsza. Dla nas punktem odniesienia będą średnie giełdy europejskie. Z nimi mamy szansę powalczyć i konkurować. W konfrontacji z tymi rynkami wcale nie stoimy na straconej pozycji. Natomiast pierwsza liga, giełdy paneuropejskie, jest poza naszym zasięgiem. Polacy nie mogą sobie uświadomić jak wielka przepaść dzieli nasz sektor finansowy od jego odpowiedników w krajach Europy Zachodniej. Podobnie jest z rodzimą giełdą, która swoją kapitalizacją i liczbą notowanych spółek odbiega zdecydowanie od dużych parkietów paneuropejskich. Jest ona częścią polskiego systemu finansowego i narażona na jego bolączki. To polskie firmy są przejmowane przez zagraniczny kapitał, a nie na odwrót.



- Jakie czynniki mogą skutecznie wzmocnić pozycję GPW i trwale ożywić warszawski rynek akcji?

- W przypadku rodzimego rynku widoczny jest brak pozytywnego sprzężenia zwrotnego między inwestycjami, a zwrotem z kapitału. Żeby giełda się rozwijała musi być zapewniony stały dopływ kapitału. Opiszę to na przykładzie spółki, która podnosi swój kapitał poprzez emisję akcji. Obejmują ją inwestorzy. Pozyskane środki firma przeznacza na inwestycje, które przynoszą odpowiedni dochód, co z kolei przenosi się na wynik finansowy spółki. Ten następnie znajduje odzwierciedlenie w rosnącym kursie akcji spółki na giełdzie. Tym samym, ci co kupili akcje danego przedsiębiorstwa zarobili na tej inwestycji i będą bardziej skorzy do objęcia nowej emisji. Niestety tego schematu wciąż brakuje na GPW. Podstawowym problemem naszej giełdy jest to, że spółki które były małe, nadal pozostają małe, średnie nie rosną by dołączyć do grona największych. Motorem rozwoju każdej giełdy są zyski spółek.



- Giełda nie ma przecież wpływu na finanse spółek. Co więc może w takim wypadku zrobić?

- Oczywiście, niemniej jednak możemy zachęcać do poprawy tak zwanego "porządku korporacyjnego". Chcemy zainicjować bardziej zinstytucjonalizowany ruch, który poprzez zwrócenie uwagi na odpowiedzialność organów spółki wobec akcjonariuszy może wymóc osiąganie lepszych wyników finansowych. Nie chcemy standardów "porządku korporacyjnego" narzucać w formie regulaminu. Uważam, że aktywność inwestorów portfelowych powinna być jednak większa i powinna zostać wzmocniona. Jako giełda będziemy sprzyjać tego typu działaniom.



- Jakich zmian należy oczekiwać na poziomie giełd? Czy prywatyzacja giełdy może pomóc w tej metamorfozie?

- Prywatyzacja parkietu jest jednym z głównych elementów naszych planów strategicznych. Uważam, że giełdy zaczną bardzo silnie ze sobą konkurować, już wkrótce działać jak normalne przedsiębiorstwa nastawione na zysk. Będzie to walka o osiągnięcie jak najwyższej efektywności, a prywatyzacja GPW może pozwolić nam poprawić, a na pewno utrzymać pozycję na coraz bardziej konkurencyjnym rynku. Sądzę, że jest to perspektywa roku, maksymalnie trzech lat.

Prywatyzacja czy też upublicznianie giełd jest obecnie tendencją ogólnoświatową. Wiele wskazuje na to, że do końca roku wszystkie główne giełdy europejskie będą miały statusy spółek publicznych. Nie chcę by warszawska giełda stała z boku, obok nurtu zachodzących zmian. Naszą siłą było zawsze to, że co prawda nie wychodziliśmy przed czoło, ale umiejętnie podążaliśmy zaraz za nim naśladując najlepsze działania i rozwiązania jakie oferowali liderzy. Udawało nam się do tej pory skutecznie przewidywać dominujące tendencje. Trzeba przy tym jednak pamiętać, że decyzje prywatyzacyjne nie są podejmowane przez GPW. Nie jesteśmy sprzedającym, ale sprzedawanym. Odnosimy na szczęście wrażenie, że główny akcjonariusz GPW jest przekonany o celowości tych założeń. Zmiany na scenie politycznej, jak choćby zbliżające się wybory mogą ten proces nieco opóźnić, ale na pewno nie zatrzymać. Warszawska giełda, co warto podkreślić, nie była nigdy przedmiotem rywalizacji politycznych. Uważam to za swój osobisty sukces.



- A co jest sukcesem GPW?

- Zdobycie dominującej pozycji w naszym regionie. Jestem również dumny z tego, że w ubiegłym roku i w I kwartale obecnego udało się nam zdobyć bardzo mocną pozycję w produktach bardziej wyrafinowanych jakimi są kontrakty terminowe, futures'y indeksowe. Trzeba pamiętać, że w naszym rejonie handel tego typu instrumentami odbywa się tylko w Warszawie i Budapeszcie. Jest to przykład, że w sensie organizacyjnym potrafiliśmy uruchomić ten obrót i co równie ważne, skutecznie zachęcić do niego inwestorów. Pod tym względem przewyższamy giełdy w Wiedniu, Kopenhadze, Oslo czy Lizbonie.

Popatrzmy na konkurencję. Specjaliści na centra kapitału typowali Budapeszt i Pragę. Warszawa rzadko znajdowała się w tym zestawieniu. Podobnie miała się sprawa z Newexem. Mieliśmy być z góry skazani na pożarcie. Potrafiliśmy jednak wyjść z tego obronną ręką. Można więc rzec, że porażka tego typu koncepcji pozwala lepiej dostrzec to, co do tej pory osiągnęliśmy.



- Czego przez te 10 lat nie udało się zrealizować?

- Pewnym rozczarowaniem jest liczba inwestorów indywidualnych, aczkolwiek, nigdy nie spodziewałem się takiego zainteresowania giełdą jak w 1993-94 roku. Apetyt jednak rośnie i obecna stagnacja stanowi dla mnie rozczarowanie. Nie jest to jednak kwestia np. złego marketingu z naszej strony. Inwestorzy muszą być przekonani o tym, że zarobią na akcjach. Dlatego tak ważne jest by spółki dynamizowały zyski.

Mam także mieszane odczucia, co do inwestorów strategicznych. Z jednej strony mamy przykłady pozytywne, ale są i całkowite wynaturzenia. Od samego początku byłem zwolennikiem inwestorów strategicznych, którzy dysponując pakietem 30-40 proc. akcji we współpracy z inwestorami portfelowymi mogliby skutecznie zarządzać spółką. Pojawiają się jednak inwestorzy dążący wyłącznie do wyprowadzenia spółki z parkietu. Nie jest to dobre zarówno dla giełdy, jak i gospodarki kraju.

Sporym rozczarowaniem dla mnie był także program NFI. Były z tym wiązane duże nadzieje, a po kilku latach sektor ten stanowi marginalną część rynku.



- Co wzbudza Pana największe obawy?

- Istnieją obawy, że tendencje konsolidacyjne i koncentracyjne doprowadzą do tego, że w Europie będą dwie, trzy sieci powiązanych rynków. Nie wiemy jak daleko te procesy faktycznie się rozwiną, jaka będzie rzeczywista rola mniejszych węzłów sieci. Nie chcemy ulegać iluzjom. Na rynku giełdowym dominujące znaczenie mają płynność, siła i wielkość rynku. Chodzi więc o to by wynegocjować odpowiednie miejsce w strukturze. Pole manewru mamy jednak niewielkie. Uważam, że naszym naturalnym partnerem jest Euronext i z nim zaczniemy rozmowy. Jeśli będą się one dobrze rozwijać, pojawi się szansa, że GPW stanie się jednym z ogniw w tej sieci.



- Czy można jeszcze liczyć na spektakularne prywatyzacje, które przyciągną graczy?

- Moim zdaniem, bez względu na sytuację, spółki takie jak PZU czy LOT powinny być notowane na giełdzie. Każda tak duża oferta przyciąga bowiem uwagę szerokiego grona inwestorów. Nie jest to jednak cel sam w sobie. Ważne jest by to zainteresowanie trwało w dłuższym okresie. Nie chodzi o to by zainteresowanie graczy wynikało jedynie z zakupu akcji w ramach publicznej oferty i następnie ich szybkiej odsprzedaży. Idealnym modelem, byłoby gdyby spółki generowały odpowiednie zyski i potrafiły zainteresować sobą długoterminowych inwestorów, którzy obejmowaliby nowe emisji, czując się niejako związani emocjonalnie z przedsiębiorstwem, decydując w pewnym sensie o jego przyszłości.



- Jak się pan czuje po 10 latach kierowania GPW?

- Na razie czuję się na siłach by dalej zarządzać rynkiem akcji. Uważam, że przez tyle lat zarówno ja, jak i moi współpracownicy zdobyliśmy na tyle duże doświadczenie, że będziemy w stanie rozwijać ten rynek. Wiemy, co mu potrzeba i mamy sprecyzowaną wizję, jak to zapewnić. Giełda musi mieć nieco inną strukturę organizacyjną , a także profesjonalne władze o coraz wyższych kompetencjach, inaczej będzie jej trudno sprostać rosnącej międzynarodowej konkurencji.



Lesław Paga, prezes Deloitte & Touche Central Europe

Czekam na szybkie decyzje władz giełdy

Pierwszy Przewodniczący Komisji Papierów Wartościowych patrzy dziś na rynek kapitałowy z pozycji szefa jednej z największych firm doradczych. I choć unika jak ognia krytykowania swoich kolegów, uważa, że powinni oni przyspieszyć proces włączania GPW do międzynarodowego sojuszu giełdowego.

Lesław Paga jest przekonany, że po dziesięciu latach można mówić o sukcesie polskiej giełdy.

- Dowód na sukces? Wystarczy, że czytając "Wall Street Journal Europe" mogę sprawdzać notowania akcji z Warszawy. Fakt, że polski rynek rozwinął się i zaczął być dostrzegany na świecie - także dzięki notowaniom polskich GDR-ów i ADR-ów na innych giełdach - stanowi powód do dumy dla mnie i dla innych ojców-założycieli - mówi prezes Deloitte & Touche.

Jego zdaniem, giełda odegrała swoją rolę w prywatyzacji części gospodarki. Wprowadzenie na pakiet uchroniło część firm przed bankructwem, na innych wymusiło przyspieszoną restrukturyzację.

- Na początku nikt nie wiedział, czym jest ta giełda i czemu ma służyć. Pamiętam telefony od prezesów pierwszych spółek, których załogi chciały strajkować, bo ceny akcji spadały. Dziś możemy się z tego śmiać, ale to była przyspieszona lekcja kapitalizmu. Możemy różnie oceniać działalność np. Elektrimu, ale przecież trzeba docenić jego przemianę z dawnego CHZ-u, który prywatyzował ăwszystko, co się ruszało", w konglomerat, z którym muszą się liczyć najwięksi - mówi Lesław Paga.

Uważa on, że spółki dość szybko dostrzegły w giełdzie szansę zdobycia kapitału na rozwój.

- Może nawet stało się to zbyt szybko. W zachodnich gospodarkach przedsiębiorstwa muszą przejść kilka faz rozwoju, by ich właścicieli zaczęli myśleć o sprzedaży akcji. Nasze spółki przekształcały się w przyspieszonym tempie, pomijając niektóre naturalne etapy, co czasem powodowało, że na giełdę trafiały firmy wręcz niedojrzałe - zwraca uwagę prezes.

Inwestorzy duzi i mali

Razem z giełdą rosła grupa inwestorów indywidualnych, która jednak nadal jest bardzo ograniczona.

- Nie wiem, skąd to przekonanie, że giełda jest dla mas. Ludzie najpierw się w giełdzie zakochali, a potem odkochali. Nie mogło być inaczej, skoro niespełna 50 proc. Polaków ma jakiekolwiek oszczędności bankowe! Jeśli nie ma kapitału, to trudno mówić o klasie bogaczy, którzy mogliby inwestować na giełdzie. Jedyną dużą grupą inwestorów mogli być pracownicy prywatyzowanych przedsiębiorstw, ale oni albo od razu sprzedali otrzymane akcje, albo trzymają je "na zawsze" - przypomina Lesław Paga.

Zwraca też uwagę, że w większości krajów ludzie nie zajmują się sami inwestowaniem, tylko powierzają pieniądze specjalistom, głównie funduszom inwestycyjnym.

- Prawdziwym sukcesem ostatnich lat jest właśnie powstanie grupy inwestorów instytucjonalnych z prawdziwego zdarzenia. Działa grupa funduszy inwestycyjnych - żaden z nich nie upadł, żaden nie wycofał się z Polski. Ale najważniejsze jest to, że funkcjonują i rozwijają się fundusze emerytalne, które korzystając ze stałego dopływu gotówki mogą być aktywnymi inwestorami na GPW. Takich inwestorów bardzo brakowało w pierwszych latach istnienia GPW - przyznaje prezes Paga.

I dodaje, że należy oczekiwać większego zaangażowania funduszy w nadzór właścicielski.

- Wszyscy pamiętamy, że jeszcze kilka lat temu rady nadzorcze odgrywały w spółkach rolę czysto dekoracyjną, zaś walne zgromadzenia były wprost lekceważone. Teraz to się na szczęście zmienia, bo akcjonariusze zaczynają patrzeć zarządom na ręce. Nie widzę problemu w tym, by także fundusze emerytalne w sposób bezwzględny egzekwowały wzrost zysków i wartości od zarządów spółek. Takie są wyzwania obecnych czasów - mówi prezes Paga.

Skąd wziąć emitentów

Jeszcze kilka lat temu wejście na giełdę dawało silny efekt marketingowy - nazwy notowanych spółek były wszystkim doskonale znane, a media nie przestawały o nich mówić. Teraz jednak, gdy na giełdzie jest ponad 200 firm, powinna liczyć się przede wszystkim rola giełdy jako źródła finansowania. A jednak firmy omijają giełdę.

- Niestety zapomniano, że giełdę trzeba ciągle napędzać, zachęcając firmy, by weszły do obrotu publicznego. Debiut giełdowy wiąże się z kosztami i uciążliwym obowiązkiem ujawniania szeregu informacji na temat własnej działalności. Fakt, że firmy godzą się na to, powinien być nagradzany, np. ulgami podatkowymi. Tymczasem u nas zabrakło jakiejkolwiek "marchewki" - zwraca dziś uwagę Lesław Paga.

Co może być impulsem do rozwoju rynku?

- Myślę, że im bliżej naszego wejścia do Unii Europejskiej, tym bardziej zachodni inwestorzy będą zainteresowani polskimi spółkami. Sądzę, że będą chcieli kupować polskie akcje choćby po to, by mieć kontrolę nad polskimi kooperantami - mówi prezes.

Giełda nie na zawsze

Giełda nie może jednak pozostać instytucją niezmienną. Zwłaszcza, jeśli wokół przedsiębiorstwa i instytucje dążą do konsolidacji.

- Nawet jeśli GPW jest dobrze zorganizowana i uregulowana, to pozostaje tylko małą giełdą regionalną. Skoro polskie firmy wchodzą w skład międzynarodowych korporacji, to polska giełda powinna się tym bardziej pospieszyć z wyborem sojusznika. Dla niezależnych rynków lokalnych po prostu nie ma już miejsca - uważa prezes.

Czy jednak polska giełda jest w ogóle potrzebna, skoro prywatyzacja ma się ku końcowi, a firmy wolą inne źródła finansowania?

- Jest potrzebna, ale musi się zmienić! Trzeba szukać możliwości włączenia się w rozwiązania globalne, a nie myśleć o regionalnych sojuszach. Niech ta giełda stanie się częścią światowego systemu. Ważne jest, dokąd przepływają pieniądze i czy są środki na dalszy rozwój. To ważniejsze niż utrzymanie takiego, a nie innego logo

- uważa prezes Paga.

Jego zdaniem, GPW powinna zadbać nie tylko o wybór właściwego sojuszu, ale i o edukowanie społeczeństwa.

- Mając takie zyski giełda powinna mocniej zaangażować się w edukację, np. poprzez stworzenie dodatkowego przedmiotu w szkołach. Musi też zadbać o docieranie z informacjami do społeczności biznesu. To są fundamenty, o których zapominamy, a które przy okazji tej rocznicy warto przypomnieć - dodaje Lesław Paga.



Igor Chalupec, Wiceprezes Zarządu Pekao S.A.

Nikt nie przewidział eksplozji kupna akcji

Jeden z pierwszych polskich maklerów mówi dziś, że nie spodziewał się tak burzliwego rozwoju rynku akcji. Jego zdaniem, sama GPW powinna jak najszybciej zostać sprywatyzowana i dołączyć do zachodniego aliansu. Kluczem do przyszłości musi być jednak reforma zasad dystrybucji produktów finansowych.

Igor Chalupec, obecnie Wiceprezes Zarządu Pekao SA i członek Rady Giełdy, a dziesięć lat temu szef Centralnego Domu Maklerskiego Pekao SA - znany z fotografii jako makler w czerwonych szelkach - przekonuje, że dziś polska giełda nie ma się czego wstydzić.

- Kiedy zaczynaliśmy, mało kto spodziewał się takiej eksplozji zainteresowania rynkiem akcji, a w ostatnich miesiącach - rynkiem transakcji terminowych. To są ewidentne sukcesy Giełdy Papierów Wartościowych. Z drugiej strony jestem zawiedziony rozwojem rynku instrumentów dłużnych - mówi prezes Chalupec.

Jego zdaniem, najbliższe miesiące muszą przynieść odpowiedzi na szereg podstawowych pytań stojących przed samą GPW jak i całym rynkiem.

Ochrona akcjonariuszy

Ostatnie miesiące przyniosły wiele konfliktów między akcjonariuszami większościowymi i mniejszościowymi. Wyszło na jaw, że ci pierwsi bardzo często nie przejmują się istnieniem tych drugich.

- Sprawa łamania praw akcjonariuszy mniejszościowych zaczęła być poważnym problemem. Chodzi nie o konkretne spółki, ale o coraz gorsze postrzeganie Polski przez inwestorów zagranicznych. Tracimy ich zaufanie - ostrzega Igor Chalupec.

Czas na obligacje

Fakt, że blue-chipy gospodarki stają się z wolna częścią zachodnich koncernów, musi ograniczać znaczenie krajowego rynku kapitałowego.

Igor Chalupec przyznaje, że rynkowi akcji grozi zahamowanie rozwoju. Ale na swoją szansę czeka od dawna rynek papierów dłużnych, dotychczas bardzo słabo rozwinięty.

- Praktycznie nie ma obligacji korporacyjnych zaś krótkoterminowe papiery komercyjne stały się wyłączną domeną banków-organizatorów emisji. Tymczasem firmy czekają na możliwość finansowania rozwoju długiem - mówi prezes.

Przyszłość GPW

Od kilku tygodni GPW ma strategię rozwoju, opracowaną przez firmę doradczą Boston Consluting Group, a zatwierdzoną przez Radę Giełdy. Mowa w niej m.in. o prywatyzacji i szukaniu aliansu strategicznego.

- Uważam, że giełdę trzeba sprywatyzować tak szybko jak się da. Myślę, że jest to możliwe do końca przyszłego roku. Nie wykluczałbym połączenia kilku scenariuszy - czyli skierowania pakietu kontrolnego do zachodniego aliansu giełdowego, części akcji - do instytucji działających na giełdzie (biur maklerskich, banków, funduszy inwestycyjnych i emerytalnych), a części - do inwestorów publicznych w ramach oferty publicznej. Ale oczywiście decyzję podejmie Ministerstwo Skarbu Państwa - dodaje prezes.

Sprzedawać inaczej

Pekao S.A. już potrząsnęło światkiem finansowym, zapowiadając, że chce zaoferować połączoną sprzedaż różnych produktów (zarówno typowo bankowych, jak ubezpieczeniowych i maklerskich).

- Propozycje zmian w dystrybucji instrumentów finansowych przedstawił również Boston Consulting Group w swojej strategii rozwoju GPW. Sprawa nie dotyczy bowiem Pekao czy samych banków, ale też przyszłości polskiej giełdy - mówi prezes.

Przypomina on, że fundusze emerytalne szybko zdobywały klientów dzięki wielkiej armii licencjonowanych agentów, którzy docierali do samych zainteresowanych.

- Tacy ludzie nie mogą być doradcami inwestycyjnymi czy zarządzać pieniędzmi klientów, bo do tego trzeba mieć odpowiednie kwalifikacje. Ale powinni mieć prawo do sprzedawania jednostek funduszy inwestycyjnych czy obligacji skarbowych, otwierania rachunków inwestycyjnych czy przyjmowania zleceń na giełdę. Monopol biur maklerskich jest logiczny w przypadku pośrednictwa w transakcjach giełdowych, ale nie w dystrybucji - uważa Igor Chalupec.

Do listopada 2000 r. bank Pekao S.A. nie sprzedawał jednostek funduszy inwestycyjnych. A od tego momentu sprzedaż rośnie po kilkaset procent miesięcznie.

- Firmy maklerskie mają zaledwie kilkaset punktów w kraju. Banki dysponują kilkoma tysiącami oddziałów, a mają przecież w rezerwie sprzedaż m.in. przez agentów - zwraca uwagę.

Biura, obudźcie się!

Igor Chalupec jest dość krytyczny wobec dzisiejszych biur maklerskich.

- Myślę, że ta branża trochę przespała ostatnie lata. Po części za sprawą postawy KPWiG w pierwszej połowie lat 90., biura postawiły na rozwój technologiczny i operacyjny, a nie na merytoryczny. Są dziś bardzo sprawne w obsłudze prostych produktów, ale nie przygotowały się do obsługi fuzji i przejęć czy też procesów prywatyzacyjnych - uważa prezes.

Czy zatem biura mogą stać się zalążkiem banków inwestycyjnych?

- Tak, ale do tego trzeba zarówno wysiłku biur jak i zmian w regulacjach. Wyobrażam sobie, że w polskim wydaniu banki inwestycyjne mogłyby funkcjonować w oparciu o dwie licencje: NBP i KPWiG. Działałyby wówczas pod rządami zarówno prawa bankowego jak i ustawy o publicznym obrocie papierami wartościowymi. Moim zdaniem, byłby to dobry krok w kierunku rozwijania polskiego rynku kapitałowego - ocenia Igor Chalupec.

Puls Biznesu
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy
Finanse / Giełda / Podatki
Bądź na bieżąco!
Odblokuj reklamy i zyskaj nieograniczony dostęp do wszystkich treści w naszym serwisie.
Dzięki wyświetlanym reklamom korzystasz z naszego serwisu całkowicie bezpłatnie, a my możemy spełniać Twoje oczekiwania rozwijając się i poprawiając jakość naszych usług.
Odblokuj biznes.interia.pl lub zobacz instrukcję »
Nie, dziękuję. Wchodzę na Interię »